25 lat dla mordercy

Gdański sąd skazał Tomasza W., ps. "Węgrzyn", na 25 lat więzienia. Mężczyzna zamordował swoją byłą dziewczynę.

Tomasz W., lat 30, zaatakował ją w jej mieszkaniu. Zadał jej 45 ciosów nożem. A kiedy już ją zabił, umył się w łazience, odkręcił kurki kuchenki gazowej, zabrał telefon komórkowy i spokojnie wyszedł. 25 lat więzienia to tyle, ile żądał prokurator. Oskarżycielskie żądania sąd złagodził jedynie w kwestii przedterminowego zwolnienia "Węgrzyna". Może on się o to ubiegać po 15 latach. Prokurator Jolanta Matusiak chciała, by zyskał takie prawo nie wcześniej niż po dwudziestu latach. Skąd taka decyzja sądu? To dlatego że na koniec Tomasz W. wyraził skruchę i przeprosił rodzinę dziewczyny.
- Mimo takiej liczby ran szybka pomoc medyczna mogła jej uratować życie - mówił wczoraj sędzia Włodzimierz Brazewicz. - Tak powiedzieli zeznający przed sądem biegli lekarze. Ale zabójca zabrał jej telefon, żeby nie mogła do nikogo zadzwonić.

Przed zabójstwem 30-letni Tomasz W. nigdzie nie pracował, mieszkał z Lucyną u jej rodziców. Jadł i pił na ich koszt.
- Nie przyjmuję jego przeprosin - powiedział po ogłoszeniu wyroku Zbigniew Trusiński, ojciec zamordowanej dziewczyny. - Ja go znam. To bandyta.
Kiedy po dwóch latach Lucyna wyrzuciła Tomasza W. z domu, posyłał jej wulgarne SMS-y i groził przez telefon. Kiedyś słuchawkę podniósł ojciec Lucyny: "Jak mi nie odda telewizora i DVD, to ją z..." - usłyszał. 3 lutego 2004 roku, dwa tygodnie po rozstaniu, "Węgrzyn" przyszedł do jej mieszkania przy ul. Kolumba na gdańskiej Morenie. Zapalili po papierosie, rozmawiali. Chciał do niej wrócić, ale ona miała go dosyć. Chwycił nóż kuchenny i zabił.

- Nie wiem, czy będziemy się odwoływać - mówią rodzice Lucyny. - Córki nam nikt nie zwróci.