Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pierwszy pokaz dokumentu o Grudniu '70

Barbara Madajczyk-Krasowska
Ulice Gdyni w czasie wydarzeń 1970 roku
Ulice Gdyni w czasie wydarzeń 1970 roku Materiały promocyjne
Jak patrzyłem na tych nieboszczyków, to doszedłem do wniosku, że to strzelanie było nie po to, żeby postraszyć, ale po to, żeby zabić, bo w większości wszyscy mieli postrzały głowy - mówi doktor Franciszek Patała ze Szpitala Miejskiego w Gdyni, który w Grudniu '70 był w prosektorium.

We wtorek w Teatrze Miejskim w Gdyni odbędzie się przedpremierowy pokaz filmu dokumentalnego: " Grudzień '70. Pamięć poległych, pamięć żywych" w reżyserii Ewy Górskiej; wyprodukowanego w Video Studio Gdańsk w ramach projektu pod tym samym tytułem. O grudniowej tragedii opowiadają uczestnicy tamtych wydarzeń i lekarze. Gdyby nie ofiarność i solidarność środowiska medycznego, liczba ofiar zapewne byłaby większa.

- Słuchaj, oni, bolszewicy, mają taką metodę, że niby pod płaszczykiem jakiejś pomocy ty go zapiszesz, by on później dostał jakieś odszkodowanie, a to wszystko będzie po to, żeby go zgładzić w kącie jakimś - przytacza doktor Roman Okoniewski słowa kolegi doktora Mariana Teleszyńskiego (nie żyje) wypowiedziane w trakcie ratowania rannych w Szpitalu Miejskim w Gdyni po masakrze 17 grudnia w Gdyni.

Oczywiście lekarze sporządzali listę wszystkich rannych, ale nie podawali jej do oficjalnych statystyk. Notabene ta lista bardzo się przydała później, kiedy rannym nie groziło już niebezpieczeństwo.
Doktor Okoniewski opowiada, że szczęśliwie w szpitalu byli wtedy lekarze z frontowym doświadczeniem.

- Doktor Teleszyński miał praktykę frontową, szef oddziału chirurgicznego dr Hryniewiecki przeżył kampanię wrześniową i Powstanie Warszawskie. Potrafili poumieszczać ludzi w odpowiednich miejscach: "ty na operacyjną, ty na izbę przyjęć itd.". Także doktor Szkolnicki wykonywał tę selekcję, a my od razu stworzyliśmy zespoły operacyjne.

Film zderza grudniową historię i współczesność. Gdyńscy licealiści poprzez nagrywane w filmie rozmowy z uczestnikami tamtych wydarzeń: strajków, demonstracji, a często przypadkowych przechodniów, odkrywają świat sprzed 39 lat.

Reżyserka i autorka scenariusza stworzyła dzięki temu obraz przejmujący i zarazem przemawiający współcześnie. Górska wyszukała równolatków ofiar (mieli od 15 do 17 lat), zastrzelonych na ulicach Gdyni tylko dlatego, że wracali do domu, bo odwołano lekcje w szkołach.

Film nie ma ambicji, żeby rejestrować chronologicznie wydarzenia, tylko pokazuje Grudzień poprzez indywidualne opowieści: osób zaangażowanych, a także przypadkowych ofiar. O Grudniu opowiadają ranni, członkowie komitetów strajkowych trójmiejskich zakładów, uczniowie. Narratorzy-uczniowie odwiedzają miejsca wydarzeń, te upamiętnione monumentami, ale też te mniej znane, choćby na ulicy Śląskiej przed hotelem robotniczym, gdzie jeden z chłopaków został dopadnięty i pobity. W innej scenie uczennica stoi przed Politechniką Gdańską, gdzie ówczesny student tej uczelni, Roman Dambek, który uczestniczył w demonstracjach, zaprzecza, jakoby studenci nie brali udziału w wydarzeniach Grudnia, bo on i jego koledzy akurat się przyłączyli; uznali, że to wspólna sprawa.
Niektórzy ranni opowiadają o Grudniu po raz pierwszy, tak jak pani Grot, jedyna kobieta. W grudniu 1970 roku miała 15 lat, była gońcem, została ranna w szyję w Gdyni na moście.

Film zaczyna się myślą, że podczas pracy nad nim młodzież uświadomiła sobie, iż bez Grudnia '70 nie byłoby Sierpnia '80 oraz wolnej Polski. A kończy refleksjami trzech uczniów, którzy mówią, że uświadomili sobie, jak wiele zawdzięczają zabitym i w jak ponurych czasach oni żyli. Ich rówieśnicy z Grudnia mieli podobne marzenia, ambicje, a ich życie zostało tak brutalnie przerwane.

Szkoda, że film zostanie wyemitowany tylko w telewizji gdańskiej, ewentualnie w którymś z kanałów tematycznych, bowiem wiedza o Grudniu '70 jest niewystarczająca, nawet wśród dziennikarzy. Dlatego bardziej znane są racje katów niż ofiar. Ostatnio w programie "Teraz My" generał Wojciech Jaruzelski, oskarżony w procesie grudniowym o sprawstwo kierownicze, tłumaczył, że użycie broni było zasadne, ponieważ władza otrzymywała informacje o rozbojach i zabitych milicjantach. Niestety, redaktorzy nie zapytali, dlaczego strzelano, i to do dzieci, w Gdyni, w której żadnych walk nie było, demonstrowano pokojowo.

O filmie
W filmie wykorzystano zdjęcia archiwalne ze zbiorów Wiesławy Kwiatkowskiej (w posiadaniu Małgorzaty Sokołowskiej) oraz IPN, a także materiały filmowe WFD. Muzykę do filmu skomponował Waldemar Kuczyński, autorem czołówki i większości zdjęć jest Wojciech Ostrowski, operatorem dźwięku Maciej Płocharski, a montaż wykonał Waldemar Płocharski.

Premiera w TVP
Premiera filmu odbędzie się 13 grudnia o godz. 18 w telewizji gdańskiej, powtórka 16 grudnia o 19. Film trwa 30 minut. Producent: Video Studio Gdańsk. Film powstał w ramach programu operacyjnego MKiDN "Patriotyzm jutra". Współfinansującymi byli także: Europejskie Centrum Solidarności, Urząd Miejski w Gdyni. Patronat medialny; "Polska Dziennik Bałtycki", Radio Gdańsk, TVP Gdańsk.

Wśród ofiar nie było kobiet

Z Ewą Górską rozmawia Barbara Madajczyk-Krasowska

Dlaczego bohaterami twojego filmu są mniej znane ofiary? Nie występuje na przykład Adam Gotner, który został wtedy trafiony sześcioma kulami.
On odmówił. Pan Gotner, który stał się ikoną Grudnia, pojawia się tylko na cmentarzu przy grobach ofiar. Chciałam, żeby przy grobie powiedział, że dostał sześć kul i żyje, a tamtego zabiła jedna kula. Ale nawet tego nie chciał powiedzieć. Starałam się dotrzeć do mniej znanych osób. Celowo pominęłam gdańską stocznię, bo była eksponowana w różnych filmach. Chociaż w materiałach archiwalnych pojawia się nieżyjący już Henryk Lenarciak z komitetu strajkowego. Za to występuje Leon Stobiecki ze Stoczni Remontowej, Paweł Władkowski z portu, obecnie prezes Stowarzyszenia Grudzień '70, oraz Józef Zdonek Ten ostatni jest chyba jedyną znaną osobą.

Trudno było ci namówić młodzież do pracy nad filmem?
I łatwo, i trudno. Na początku był taki hurraoptymizm. W IX liceum w Gdyni zgłosiło się około dwudziestu uczniów, zostało jedenastu. Z II liceum było sześć osób, zostały z tego cztery, i jedna z XIII liceum, Karina Nelka, która bardzo się zaangażowała w pracę nad filmem. W Gdańsku, w VI LO, na początku młodzież przychodziła, ale po wakacjach zrezygnowała.

Nauczyciele ci pomagali?
Bardzo mi pomogli. Na początku w IX LO mobilizowała młodzież Beata Galuba-Filipp, polonistka, synowa Izy Greczanik [nieżyjąca już dziennikarka "Dziennika Bałtyckiego" - red.]. Potem opiekę przejął historyk Arkadiusz Ordyniec.

Czy refleksje młodzieży znalazły odbicie w twoim scenariuszu?
Po rozmowach, które młodzież prowadziła z bohaterami Grudnia, poprosiłam licealistów o spisanie ich przemyśleń. Zależało mi na tym, by ich sformułowania wykorzystać w filmie. Potem w czasie dyskusji nad scenariuszem Ada Minge zauważyła, że napisałam, iż wśród śmiertelnych ofiar nie było kobiet, a ona czytała, że pierwszą ofiarą była kobieta.

I która z was miała rację?
Rzeczywiście, tuż po gdyńskiej masakrze pojawiły się informacje, że pierwszą śmiertelną ofiarą była kobieta. Wobec tego uwzględniłam w scenariuszu, że według udokumentowanych danych wśród śmiertelnych ofiar Grudnia nie ma kobiet.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto