Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historia na niedzielę: O zasłużonym dla Gdańska rodzie Gralathów i skandalicznej dewastacji ich grobowca w Sulminie

Marek Adamkowicz
Przez ponad sto lat nadawali ton życiu intelektualnemu i politycznemu Gdańska. Zakładali Towarzystwo Przyrodnicze, ufundowali Wielką Aleję łączącą miasto z Wrzeszczem, położyli nad Motławą podwaliny pod ruch wolnomularski. Utrzymując kontakty z dworem królewskim w Warszawie, starali się nie dopuścić do zerwania związków Gdańska z Rzeczpospolitą. Rodziny Gralathów, bo o niej tu mowa, z historii pomorskiej stolicy wymazać nie sposób. Wyrzucenie z ludzkiej pamięci problemu już nie stanowi...

Ruina w lesie

Ukryty za kurtyną zarośli cmentarz w podgdańskim Sulminie wypatrzyć niełatwo. Miejscowi oczywiście wiedzą, gdzie Niemcy chowali swoich. "To niedaleko, tuż za wioską, przy drodze na dawny poligon" - tłumaczą z podejrzliwością w oku. Nie bardzo mogą uwierzyć, że cmentarz luterski wart jest zainteresowania.
Ruch tam nieduży. Samochody jeżdżą raczej asfaltówką do Niestępowa albo skrótem, przez Otomin, na Gdańsk. Po wybojach do Kolbud pcha się tylko ten, kto musi. Co innego pieszo. Wokół same lasy, grzybów ile dusza zapragnie. A jeśli nawet nie kuszą grzyby, to i tak ludzie ciągną tędy na spacer. Muszą minąć cmentarz. Latem jest zatopiony w zieleni, więc to nic takiego, za to zimą straszy jakoś bardziej.
Nieprzyjemny widok to przede wszystkim "zasługa" kaplicy.

- Przez dach to widać niebo, a dziury w ścianach są tak wielkie, że koń przejdzie - opowiadają miejscowi. - Lepiej tam nie chodzić, bo same menele się zbierają.
Faktycznie. Na skraju cmentarza ledwie trzymająca się kupy ławeczka, wokół puszki po piwie. Godzinami można tak tam siedzieć i rozmyślać o przemijaniu.
Nie potrzeba do tego wielkiej wyobraźni. Wystarczy popatrzeć na grobowiec. Lada chwila mury rozstąpią się i spadną resztki sklepienia. Nie pierwsza to katastrofa ani nie ostatnia, choć nie wiadomo dokładnie, ile podobnych kaplic znikło, bo komuś były potrzebne cegły, okna czy gruz na podmurówkę. Na dobrą sprawę, chyba lepiej by było, żeby stało się to jak najszybciej. I tak nikt nie zauważy, nie zainteresuje się, a przynajmniej będzie porządek.

To nie nasze

- Tak, wiem, że kaplica nie jest w najlepszym stanie - przyznaje ze spokojem Albin Bychowski, burmistrz gminy Żukowo. - Ale ten teren chyba nie należy do nas. To Lasy Państwowe. Zresztą do tej pory nikt się do nas w sprawie grobowca nie zwracał.
Kilka zdawkowych zdań to wszystko, co samorządowiec ma do powiedzenia na temat kaplicy. Bo właściwie dlaczego miałby się zajmować jakąś tam ruiną w lesie, zrobić coś sam od siebie? A jeśli to mimo wszystko jest majątek gminy?

Lasy Państwowe nie są właścicielem terenu cmentarza - mówi Marcin Naderza, zastępca nadleśniczego w Nadleśnictwie Kolbudy.
Jest tego pewny. Sprawdził osobiście w ewidencji gruntów, kontaktował się leśniczym w Otominie.
Do odpowiedzialności za rozpadający się grobowiec nie poczuwają się także służby konserwatorskie.

- Grobowiec nie figuruje w naszym rejestrze - informuje Marcin Tymiński, rzecznik wojewódzkiego konserwatora zabytków.
Odpowiedź na pytanie, dlaczego obiektu weń nie wpisano, jest lakoniczna:
- Nikt z taką prośbą się do nas nie zwracał - mówi Tymiński. - Żeby kaplicę do rejestru wpisać, musi wpłynąć stosowny wniosek, na przykład od Urzędu Gminy. Wtedy może się nawet znajdą jakieś pieniądze na remont. Ale nie w tym roku. Budżet mamy już zamknięty.
To, że są podstawy do złożenia wniosku, wydaje się oczywiste. Mauzoleum pochodzi z 1818 r. i pochowano w niej członków rodziny zasłużonej nie tylko dla Gdańska czy Pomorza, ale też Polski.

Sądząc z krótkiej rozmowy telefonicznej z burmistrzem Bychowskim, trudno się spodziewać, że to władze gminy podejmą jakieś kroki, by uratować kaplicę. Do tej pory nie zrobiły nic, choć historia miejscowości i osób, które spoczęły w okazałym grobowcu, nie jest tajemnicą. Wszystko znaleźć można w wydanej wiosną tego roku książce prof. Andrzeja Januszajtisa "Sulmin. Niezwykłe dzieje podgdańskiej wsi". Promowano ją w maju przy okazji otwarcia we wsi nowej remizy. Była wielka feta, opowiadanie o wspaniałej przeszłości Sulmina. Oraz o Gralathach, bez których niewiele byłoby do wspominania.

Panowie w Sulminie

Gralathowie związani byli z Sulminem od końca XVIII w. W 1786 r. ówczesny właściciel majątku, Edward Fryderyk Conradi, poślubił Renatę Wilhelminę, córkę burmistrza Gdańska, Daniela Gralatha, który złotymi zgłoskami zapisał się w historii miasta i światowej nauki. Dla gdańszczan najbardziej znaną pamiątką po nim jest Wielka Aleja, łącząca Gdańsk z Wrzeszczem. Trudno jednak nie docenić jego dorobku jako uczonego. Gralath prowadził pionierskie badania nad elektrostatyką, zawierając ich wyniki w pierwszym na świecie dziele na ten temat - "Historii elektryczności", uzupełnionej "Biblioteką elektryczną", czyli bibliografią wszystkich dzieł poświęconych elektrostatyce. Z kolei w sferze polityki zabłysnął talentem negocjacyjnym. Podczas wojny siedmioletniej udało mu się odwieść Rosjan od zajęcia Gdańska. Potwierdzeniem wyjątkowych walorów osobistych było przyznanie Gralathowi przez króla Polski godności burgrabiego oraz łowczego na Mierzei Wiślanej.

Edward Fryderyk Conradi opuścił ziemski padół w 1799 r. Po jego śmierci Renata Wilhelmina po raz wtóry wstąpiła w związek małżeński, a jej mężem został Fryderyk Leopold von Schrötter, pruski minister stanu i wojny, reformator, twórca znakomitych map. W 1801 r. małżonkowie wybudowali w Sulminie dwór, z którego do naszych czasów zachował się tylko niewielki fragment.

Renata Wilhelmina zmarła w 1808 r., przekazując majątek bratu, noszącemu tak samo jak ojciec imię Daniel, ale dla odróżnienia od niego, zwanego Młodszym. Nie nacieszył się on posiadłością. Zmarł w sierpniu następnego roku - dokładnie 200 lat temu.

Daniel Gralath Młodszy był postacią nietuzinkową. Rektor słynnego Gimnazjum Akademickiego, pozostawił po sobie wspaniałą trzytomową "Historię Gdańska". Jako że wytrwał w stanie bezżennym, po jego śmierci właścicielem Sulmina został brat Karol Fryderyk, który osobowością dorównywał swemu rodzicielowi i starszemu o dwa lata Danielowi. Urodzony w 1741 r. odgrywał znaczącą rolę w życiu Gdańska. Był sekretarzem rady, a następnie przedstawicielem nadmotławskiego grodu w Warszawie. W latach 70. XVIII w. sprawował funkcję ławnika i rajcy, dwukrotnie był też burgrabią. W okresie napoleońskiego Wolnego Miasta pełnił funkcję prezydenta senatu gdańskiego (1807-1808). Jego drugą żoną była młodsza o 19 lat praprawnuczka Jana Heweliusza, Szarlota Konstancja Beata Davisson. Zmarła w 1805 r. i pochowana została w kościele Mariackim w Gdańsku. Ciało jej męża złożone zostało już w grobowcu w Sulminie.
W życiu braci Gralathów ważną rolę odegrało wolnomularstwo. Adeptami sztuki królewskiej zostali podczas studiów w Królewcu i jej idee starali się krzewić na gruncie gdańskim. Odgrywali znaczącą rolę w działalności lóż Pod Trzema Gwiazdami, Pod Srebrnym Lichtarzem oraz Eugenii pod Ukoronowanym Lwem. Działalność wolnomularska była dla nich sposobem na ściślejsze powiązanie Gdańska z Rzeczpospolitą. Dzięki ich zabiegom, w 1770 r. gdańscy masoni poprosili o patronat Wielką Lożę "Cnotliwy Sarmata", która w owym czasie była najważniejszą tego rodzaju asocjacją w Warszawie.

Na marginesie trzeba dodać, że pod względem zgłębiania tajemnic tego świata obu Gralathów wyprzedzał starszy brat, Teodor Ludwik. Swoje rozważania natury ezoterycznej zawarł w broszurze "Myśli o różnorodnych sztukach litery tau", gdzie zastanawiał się nad znaczeniem tytułowego znaku wobec przyrody i człowieka.

Królewski chrześniak

Karol Fryderyk zmarł w 1818 r. i jako pierwszy spoczął w mauzoleum w Sulminie. Właścicielem majątku został po nim syn, Stanisław Karol. Imię dziedzica nie było przypadkowe. Jego ojcem chrzestnym był bowiem ostatni król Polski - Stanisław August Poniatowski. Podobnie jak reszta najbliżej rodziny, odebrał on staranne wykształcenie. Uczęszczał do Gimnazjum Akademickiego i uniwersytetu w Królewcu. Po powrocie do Gdańska aktywnie uczestniczył w życiu społecznym i naukowym, m.in. udzielał się w Towarzystwie Przyrodniczym. Zmarł w 1864 r. i pochowany został w Sulminie. Trzy lata później dołączyła do niego żona Amalia von Foller. Wcześniej jednak, w 1849 r., w tym samym miejscu pogrzebano jego szwagra, Jamesa Balfoura, a w 1853 r. bratanka - Jerzego Fryderyka. W sulmińskiej ziemi spoczęła również siostra tego ostatniego, Emilia Julia.

Ostatnim właścicielem Sulmina z rodu Gralathów był syn Jerzego Fryderyka, Maks Karol Jerzy. Poślubił on Angielkę Emilię Newton, pod której wpływem zdecydował się w 1880 r. sprzedać majątek i wyjechać do Italii. Zmarł w 1901 r. w Heidelbergu. Kilka lat później, w 1907 r., odbył się ostatni pochówek w sulmińskim grobowcu. Złożono tam ciało Marii Maquet, wdowy po Jerzym Fryderyku.
Według prof. Januszajtisa, w Sulminie pochowano w sumie siedem lub osiem osób, choć nie można wykluczyć, że złożono tam zmarłych, o których nie mamy informacji.

Strzelali do mumii?

Odwiedzając grobowiec Gralathów, można mieć wrażenie, że zmarli wciąż spoczywają pod betonową posadzką. Według mieszkańców wsi tak, niestety, nie jest. Jako pierwsi mauzoleum splądrowali czerwonoarmiści. Szukali kosztowności rzekomo ukrytych w trumnach. Okazuje się jednak, że sporo na sumieniu mają też "nasi" żołnierze z pobliskiego poligonu.

- Wojskowi wynosili zabalsamowane zwłoki z grobu i przywiązywali je do drzewa, a potem strzelali do nich - opowiada, chcąca pozostać anonimową, starsza kobieta. - Resztki trumien i ludzkich szczątków walały się potem po lesie.
Czy finał dziejów rodu Gralathów w Sulminie naprawdę jest tak makabryczny? - tego wykluczyć nie można. Ale w takim razie nie ma co się dziwić, że dla niektórych
zniknięcie grobowca byłoby zarazem wymazaniem śladu po ohydnej zbrodni.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Historia na niedzielę: O zasłużonym dla Gdańska rodzie Gralathów i skandalicznej dewastacji ich grobowca w Sulminie - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto