Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pęczak znów na salonach

Marcin Darda, Piotr Brzózka
- Naprawdę nie miałem z czego żyć, z aresztu wyszedłem z 1440 zł w kieszeni, a do renty było jeszcze sporo czasu - irytuje się były poseł. - Wszyscy koledzy mnie opuścili, z domu wyprzedałem wszystko...
- Naprawdę nie miałem z czego żyć, z aresztu wyszedłem z 1440 zł w kieszeni, a do renty było jeszcze sporo czasu - irytuje się były poseł. - Wszyscy koledzy mnie opuścili, z domu wyprzedałem wszystko...
Pałac w Sokolnikach pod Wieruszowem robi wrażenie. Po obu stronach przestronne ogrody, na parterze cztery saloniki restauracji i bar, na górze pokoje hotelowe. Panem jest tu dziś Andrzej Pęczak, były baron SLD i bliski współpracownik Leszka Millera, znany polityczny aferał. Jeszcze niedawno, po wyjściu z aresztu, żył tylko z renty, bez możliwości dysponowania sporym majątkiem i kontem, które zajął komornik. "Andrzej jest jak perz, zawsze odrośnie" - mówili partyjni koledzy pięć lat temu, jeszcze przed głosowaniem nad uchyleniem Pęczakowi immunitetu. I się nie pomylili...

Urocza barmanka, krzątająca się za barem hotelowej restauracji, tłumaczy pustki w restauracji przedpołudniową porą. Andrzej Pęczak w barze pojawia się około 11. Kraciasta koszula, na nią narzucony granatowy bezrękawnik, widać, że nie jest tak drastycznie wychudzony, jak po wyjściu z aresztu. Pochyla się nad śniadaniem, potem chętnie przystaje na rozmowę, choć za chwilę na wiadomość, że zaprasza go dziennikarz, jego twarz ścina lekki grymas. Kawę za barem parzy sobie sam.

- Stronię od mediów, bo biznes lubi ciszę - rzuca z lekkim zdenerwowaniem w głosie. - Przed nikim jednak się nie ukrywam, a dziennikarze z mojego interesu robią taką sensację, że mi wszystkich gości stąd wymiotło. Kiedyś przyjechała tutaj telewizja, dziewczyny spanikowały, nie wiedziały, co mają zrobić, a dziennikarze po prostu obiad chcieli zjeść, nie wiedzieli, że to "ten Pęczak" dzierżawi hotel. Nie wiem, jak to się wszystko potoczy. A ja po prostu chcę żyć...

Zuszek pączuszek

Jeszcze pięć lat temu nikt by nie uwierzył, że akurat z jego ust może paść podobne zdanie. W jego karierze przypadków nie było. Do PZPR - a konkretnie do komitetu dzielnicowego na łódzkim Widzewie - Pęczak trafił na przełomie lat 70. i 80. Wprost z harcerstwa. Był tam zastępcą komendanta chorągwi łódzkiej. Dawni towarzysze wspominają: "taki zuszek pączuszek". Najpierw pogodny, z czasem coraz bardziej chmurny i wyniosły.

Miał dyplom inżyniera chemika, ale w połowie lat 80. pojechał do Moskwy robić doktorat z ekonomii w tamtejszej Akademii Nauk Społecznych przy KC KPZR. Ze Związku Radzieckiego trafił na I sekretarza do łódzkich zakładów Fonica. To była super- firma - oferowała deficytowy towar, czyli sprzęt grający.

- W zakładzie Pęczak uchodził za playboya i nie był to wówczas komplement - wspomina Waldemar Krenc, dziś szef Solidarności w Łódzkiem, wówczas młody pracownik Foniki. Już wtedy wykazywał zamiłowanie, które 20 lat później rozsławi go na cały kraj, a mianowicie uwielbiał efektowne auta. - Jeździł sportową wersją fiata 127. To wtedy było coś. W siermiężnej rzeczywistości po stanie wojennym ludzi bardzo kuło to w oczy - dodaje Krenc. Z kolei inni pracownicy Foniki zapamiętali mazdę - to też było coś.

- Na początku lat 90. Pęczak został dyrektorem spółki Interstar, działającej przy Polskim Związku Żeglarskim, którego szefami byli między innymi Mieczysław Rakowski i Ireneusz Sekuła - wspomina prof. Zbigniew Antoszewski, były senator SLD i najaktywniejszy adwersarz Pęczaka na lewicy. - Zaczął błyszczeć w biznesie i w nowej partii. Został wiceprzewodniczącym rady wojewódzkiej SdRP. Startował na senatora. Bez powodzenia, ale został wojewodą łódzkim. Był wtedy jednym z trzech kandydatów. Pierwszego, czyli Leszka Malińskiego, obsmarował, że za stary, a drugiego, czyli mnie, oskarżył o współpracę z bezpieką. Bezpodstawnie, ale skutecznie.

Miało być full wypas

Pęczak długo był mocny. Trafił do parlamentu, na początku obecnej dekady przez trzy lata był szefem Sejmowej Komisji Kontroli Państwowej (nadzoruje m.in. pracę NIK). Antoszewski wspomina, że na Pęczaka w partii mówiono "teczkowy". - Bo nosił teczkę za premierem Millerem. Powiadano, że dokumenty mu nosił, żeby tamten miał wolne ręce, jak przystało na męża stanu. Przy czym Pęczak zawsze starał się być na tyle blisko, by telewizja sfilmowała go w jednym kadrze z Millerem. By każdy miał świadomość, że jest przedłużeniem premiera - dodaje Antoszewski.

Wszystko zaczęło się walić 5 lat temu. Gwałtownie.

W 2004 roku na światło dzienne wyszła afera w Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Łodzi. Nietrafione inwestycje szefów WFOŚ przyniosły 42 mln zł strat. Na ławę oskarżonych trafiło ponad 20 osób, w tym Pęczak. Prokuratura uznała, że to on inspirował trefne inwestycje i zażądała dla niego kary 7 lat więzienia - najwyższej ze wszystkich oskarżonych. W styczniu tego roku Pęczak dostał 4 lata. Nie siedzi, wyrok jest nieprawomocny.

O ile sprawa WFOŚ zakrawa na lokalną aferę, o tyle prawdziwej ogólnopolskiej sławy Pęczakowi dostarczyła afera z nim i lobbystą Markiem D. w rolach głównych. Najogólniej mówiąc: polityk, powołując się na wpływy u Millera, miał obiecywać D. korzystne rozwiązania przy prywatyzacji polskich hut. Co w zamian? Dużo światła rzucają stenogramy rozmów telefonicznych podsłuchanych przez ABW. Zaczytywała się nimi cała Polska, część tekstów przeszła do historii.

D. użyczył Pęczakowi mercedesa za pół miliona. Full wypas, ale poseł i tak żalił się asystentowi lobbysty: "Ja mam taką prośbę - niech on się zobowiąże, że założy ciemne szyby, to znaczy nie folię, tylko tak jak ty chciałeś, bo ja myślę, że ty masz rację, bo to jak jest folia, się zarysuje, to po prostu już tego zarysowania się nie zlikwiduje".

Oprócz ciemnych szyb, auto musiało też posiadać firanki... Pęczak miał również otrzymywać comiesięczną dietę. Drugą - nie od podatnika, lecz od Marka D.

W pewnym momencie poseł zaczął się obawiać o swoje bezpieczeństwo:

"Ja chyba będę kupował Tik-Taki. Z Tik-Taków będę dzwonił czy tam Tak-Taków, no bo powiem ci, jak się spotkamy, bo byłem dzisiaj w prokuraturze, wynika, że jestem totalnie słuchany".

Walnę w słup albo...

Po publikacji tych nagrań Pęczak był już skończony. Poniósł śmierć cywilną. Trafił do aresztu. Do prasy zaczęły trafiać zdjęcia człowieka widmo. Zaszczutego, wychudzonego, chorego. W niczym nie przypominał siebie z dawnych lat - dumnego notabla z elegancko zaczesaną grzywą. Po dwóch latach w końcu wyszedł zza krat. Jeszcze tego samego dnia z zięciem udał się do hipermarketu. Chciał sprawdzić, czy go ludzie nie oplują. Nie opluli. Ale tłumaczył, że nie ma z czego żyć i jako były parlamentarzysta poprosił marszałka Sejmu o zapomogę.

- Naprawdę nie miałem z czego żyć, z aresztu wyszedłem mając 1440 zł w kieszeni, a do renty było jeszcze sporo czasu - irytuje się były poseł. - Wszyscy koledzy mnie opuścili, z domu wyprzedałem wszystko, czego tylko nie zajął komornik: filiżanki, zegary, które przywiozłem z Moskwy, i te, które kupowałem kiedyś jeszcze na targu przy Wodnej. Poszły za bezcen. Dziś mam pusty dom, nawet bez telewizora, bo mi się plazma zepsuła. Gdyby nie pies, nie wracałbym nawet do Łodzi.

Dziś dawny baron SLD nadużywa sformułowań "nowe życie" i "mam dwa wyjścia". Nowe życie zaczęło się od wyjścia z aresztu. Rzuciła go żona, która zabrała małego synka, ale miał już "nowe życie". A "mam dwa wyjścia"?

- Albo przywalę samochodem w słup, albo będę walczył - mówi Pęczak. - Miałem chęć ze sobą skończyć, a to, że dziś żyję i staram się to wszystko układać, zawdzięczam córce, mojemu psychiatrze i adwokatom.

Skąd tak niski limit?

A życie biznesmena z przeszłością proste nie jest. W "Makro" Pęczak dostał kartę kredytową z miesięcznym limitem na 2 tys. zł, co generalnie wystarczy na zapewnienie jednodniowego asortymentu w jego restauracji. Opowiada, że gdy się dziwią, skąd tak niski limit, to poleca Internet i hasło "Andrzej Pęczak", a wtedy wszystko będzie już jasne. Kilka dni temu z zakupów w markecie uciekła jego koleżanka, zaraz po tym, jak kilka innych klientek obfotografowało Pęczaka jak małpę w zoo. A jednak jest wiarygodny jako biznesmen i to mimo niskiego limitu w "Makro". Bo jak wytłumaczyć, że stać go było na zakup spółki, która dzierżawi hotel? Albo dlaczego komuś, kto jest właścicielem pałacu, nie przeszkadzało nazwisko Pęczak. I jak to się dzieje, że dziś znów jeździ luksusowym autem? Bo Pęczak jeździ ekskluzywnym bmw. Ponoć użyczonym przez Włodzimierza Tłokińskiego, łódzkiego dilera tej marki. Próbowaliśmy się z nim skontaktować. Bezskutecznie. W końcu jedna z jego pracownic rzuciła słuchawką...

- Mam taką teorię, że ludzie mikrego wzrostu i wątpliwej postury są nadambitni i chwytają się wszelkich sposobów, żeby odnieść sukces - mówi jeden z byłych partyjnych kolegów Pęczaka. - Ale nie powiem o nim nic więcej, nawet prywatnie. Dlaczego? Andrzej tyle złego zrobił dla wizerunku naszego ugrupowania, że nikt z nas nie będzie chciał o nim rozmawiać. Czy rozmowa miałaby pozytywny wydźwięk, czy nie, przypominanie jego nazwiska nie jest dla nas dobre. Każdy chce, żeby o nim po prostu zapomniano - mówi polityk.

Do tej smutnej dla Pęczaka konkluzji dokłada się Zbigniew Antoszewski:

- Myślę, że Pęczak nie ma już zbyt wielu przyjaciół. I nic już nie może załatwić. Ale wciąż może mieć informacje, które mogłyby zaszkodzić różnym ludziom. Więc nikomu nie zależy, żeby upadł na samo dno...

I po chwili zastanowienia dodaje: - Poza tym na dno spada tylko mały przestępca. Duży zawsze zostawia sobie zapas.

A sam Pęczak mówi tylko, że ten biznes to przypadek. Auto ma w leasingu, a hotel dzierżawi. Reszta jest tajemnicą handlową.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Pęczak znów na salonach - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto