Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Grand Prix festiwalu Yach Film dla wideoklipu Bajzla

Marcin Mindykowski
Yach Film -niedoceniony festiwal,szkoda bardzo ponieważ cudze chwalimy a mamy piękny festiwal,więc o co kaman?
Yach Film -niedoceniony festiwal,szkoda bardzo ponieważ cudze chwalimy a mamy piękny festiwal,więc o co kaman? Joanna
Nie da się ukryć, że 19 Festiwal Polskich Wideoklipów Yach Film, zakończony w niedzielę w Gdańsku galą, na której nagrodzono najlepsze polskie teledyski z ostatniego roku, w porównaniu z poprzednią edycją zrobił pół kroku w tył.

Kondycja Yach Filmu od zawsze była sprzężona z kondycją polskiego teledysku. Nic więc dziwnego, że swoją świetność impreza przeżywała w tłustych dla polskiej fonografii latach 90. Polski show-biznes zachłystywał się wówczas nowymi możliwościami, jakie dawały wideoklipy, a ich pokazy gromadziły w kinach sporą publiczność. Na Yach Filmie po prostu wypadało też wtedy być - i dlatego na wieńczących go galach pojawiali się nie tylko znani głównie w środowisku autorzy teledysków, ale i największe gwiazdy polskiej muzyki.

Wkrótce wideoklip stracił jednak na znaczeniu. Owszem, teledysk wciąż jest ważnym narzędziem w kreacji wizerunku artysty, o czym przekonuje choćby wyznaczająca dziś showbiznesowe trendy Lady Gaga. Ale kryzys fonografii i rozwój nowych technologii sprawił, że wielbiciele obrazkowych ilustracji muzyki przenieśli się do internetu. Od kilku lat kinowe pokazy teledysków zbierają więc garstki widzów (tegoroczna edycja nie była tu wyjątkiem).

O te nieuchronne mechanizmy rynkowe trudno winić organizatorów. Grzechem zaniechania był jednak fakt, że dość długo przyglądali się biernie tej sytuacji i obudzili się dopiero dwa lata temu, kiedy brak zainteresowania festiwalem przekroczył masę krytyczną. Zaczęli go więc reformować w momencie, kiedy Yach Film przestał już być ważnym wydarzeniem ogólnopolskim, a stał się imprezą - cóż - raczej regionalną.

Dowody mniejszej rangi festiwalu bywały w tym roku bolesne. "Warsztaty" z Dawidem Marcinkowskim, twórcą pierwszego polskiego filmu interaktywnego, przybrały formę projekcji jego dzieła (autor przebywa za granicą i przesłał jedynie mailem wskazówki dla widzów). W kinie Neptun nie pojawili się też inni zapowiadani goście: Dariusz Szermanowicz (z produkującej teledyski, wziętej Grupy #13) i Grzegorz Jankowski (który wraz z Tymonem Tymańskim miał zaprezentować fragmenty musicalu "Polskie gówno"). To oraz żenujące kłopoty z tłumaczeniem wystąpienia Barry'ego Adamsona są rzeczami, które na ważnej imprezie zdarzyć się nie powinny.

Nie da się też ukryć, że festiwalowe warsztaty są nimi tylko z nazwy. Sprowadzają się one bowiem do prezentacji filmów, komentarza ich autora i ewentualnie kilku pytań publiczności. Taka formuła może zainspirować młodych ludzi do tworzenia własnych prac, ale nie da im narzędzi do ich realizowania. Może więc warto byłoby obok (lub zamiast) otwartych spotkań zorganizować zajęcia praktyczne dla grupki największych entuzjastów. Ich pokłosiem byłyby realizacje filmowe: teledyski, etiudy. Sukces podobnej formuły Pomorskich Warsztatów Filmowych pokazuje, że warto spróbować.

Yach Paszkiewicz skierował też wiele krytycznych słów pod adresem MTV, która telewizją muzyczną jest już tylko z nazwy. Lansując dziś lukrowane, podkreślające fizyczność kobiet teledyski, wyszła z roli wyznacznika nowych trendów, którą pełniła w latach 80. i 90. Zgoda, ale na zasadzie offowego kontrapunktu organizatorzy popadli w drugą estetyczną skrajność. Zaprezentowane projekty balansowały bowiem między mrokiem i grozą ("Sufferrosa" Dawida Marcinkowskiego, teledyski Behemotha), prymitywną wulgarnością ("Polskie gówno") i obscenicznością ("The Therapist" Barry'ego Adamsona, Behemoth).

Tę dołującą monotematyczność przełamałby pewnie raper Łukasz "L.U.C" Rostowski, który miał zaprezentować na festiwalu kolejną odsłonę swojego multimedialnego projektu "39/89" - audiowizualnej opowieści o najnowszej historii Polski. Niestety, organizatorzy wypuścili L.U.C-a z rąk...

Dużo bardziej udała się za to w tym roku część muzyczna. Radio Bagdad wypadło, jak zwykle zresztą, świeżo i porywająco. Najmocniejszym punktem festiwalu było zaś jam session Barry'ego Adamsona, Tymona Tymańskiego i jego grupy The Transistors, uzupełnione ciekawymi wizualizacjami. Miniony weekend, choć jesienny, okazał się też wyjątkowo ciepły, co zapewniło powodzenie plenerowej akcji Street Video Art - koncertom młodych zespołów.

Dobrze, że kontynuowane są te elementy, które rok temu pozwoliły ożywić formułę imprezy. Szkoda tylko, że nie wykorzystano wyzwolonego wtedy potencjału do dalszych reform i większego otwarcia festiwalu na widza. Przepisany z ubiegłego roku program, tyle że z mniejszymi gwiazdami, musiał oznaczać większą liczbę pustych foteli. Oby odwrócono ten trend za rok, na jubileuszowych Yachach.

Laureaci tegorocznego Yach Filmu:

Grand Prix: Bajzel, "Nie znikaj" (M. Schroeder)

Animacja: Lao Che, "Życie jest jak tramwaj" (Ł. Rusinek)
Innowacja: Strachy na Lachy, "Żyję w kraju" (R. Wysocki, P. "Pitold" Maciejewski)
Debiut: TrzyDwa%UHT, "Lista zakupów na miesiąc maj" (T. Kozik, K. Gierszewska, T. Bulenda)
Kreacja aktorska: Black River, "Lucky in Hell" (M. Cielecka)

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto