Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dom Pomocy Społecznej w Gdańsku. Przy ulicy Starogardzkiej toczy się życie [ZDJĘCIA]

Dorota Abramowicz
Przez ostatnie 20 lat zmieniło się w Polsce podejście do osób upośledzonych umysłowo. Podopieczni Domu Pomocy Społecznej w Gdańsku są aktywni i potrafią się cieszyć życiem.

Darek maluje tylko Mikołaje. Ukryte w kolorowych plamach, urokliwe, rozpoznawane tylko dzięki pomponom na czapkach. Grzegorz, jak mówi terapeutka, pani Jagoda, to wielki artysta rysujący zegary. Eugeniusz specjalizuje się w uśmiechniętych twarzach, a łódka z żaglem, ginąca w błękicie morza i nieba mogłaby zawisnąć w niejednej galerii.

Kilkadziesiąt metrów dalej, w sąsiednim budynku pod kierunkiem Adama Standerskiego ćwiczy zespół Grolle. Andrzej, dwóch Waldemarów, Leszek, Marek, Wojtek. Grają na akordeonach i perkusji nie zaglądając do nut, śpiewają "Barkę" i piosenkę o trzech Murzynach na pustyni. Zaraz po próbie idą przygrywać do Józefa na sześćdziesiąte urodziny. Będzie tort, ciasta, owoce, a Józef w eleganckiej koszuli zasiądzie na honorowym miejscu za stołem.
Czytaj także: Bezdomni w Gdańsku. Jak sobie radzą?

Tak w piątkowe przedpołudnie toczy się życie w Domu Pomocy Społecznej przy ulicy Starogardzkiej w Gdańsku. Jasne korytarze, wyremontowane pokoje z kolorowymi meblami, łazienki z wannami do hydromasażu, sala do ćwiczeń ze sprzętem do rehabilitacji. Część pensjonariuszy, o mniejszym stopniu niepełno-sprawności, wyszła do pracy. Brama nie jest zamknięta.

- Dom Pomocy Społecznej to nie koniec świata - uśmiecha się Barbara Witerska, kierująca placówką. - U niektórych osób pokutuje jeszcze wizja dawnych, ponurych DPS-ów z podopiecznymi siedzącymi pod ścianą. Tymczasem przez ostatnie 20 lat naprawdę wiele sie zmieniło.

Koniec wstydu
W latach 60. XX, gdy przy ul. Starogardzkiej powstawał Państwowy Dom Specjalny dla Dzieci, niepełnosprawny syn lub córka byli powodem do wstydu.
- Sama pamiętam stare kroniki filmowe, w których straszono pijaków, że skutkiem nałogu będą narodziny upośledzonego dziecka - opowiada dyrektor Witerska. - Jako "dowód" pokazywano dziecko z zespołem Downa.
Dziś już wiadomo, że choroby genetyczne i narodziny dziecka upośledzonego umysłowo - oprócz przypadków FAS (alkoholowy zespół płodowy) - nie są "zawinione" przez rodziców. I że nie można pozwolić takiemu dziecku na bezczynna wegetację. Osoby niepełnosprawne umysłowo chodzą do szkoły lub uczą sie w domach. Jeżdżą na rehabilitację, uczestniczą w otwartych imprezach, festynach, wchodzą do sklepów. Są wśród nas.
O tym, jak wszyscy zmieniliśmy się przez dwie ostatnie dekady, świadczy historia filii DPS w Cieplewie, w której mieszka trzynastka bardziej samodzielnych podopiecznych. W 1993 r. , na wieść o tym, że we wsi pojawią się niepełnosprawni mężczyźni, wśród mieszkańców zapanowało powszechne oburzenie.

- Cała wieś przyszła na spotkanie - wspomina dyrektor DPS. - Ludzie wtedu panikowali, mówili, że boją się o bezpieczestwo, że działki stracą na wartości, pisali skargi do wojewody. Żeby nie dopuścić do eskalacji napięcia, pojedynczo wprowadzano tam pensjonariuszy.

Dziś prawie już nikt nie pamięta o tamtych obawach. Mężczyźni mieszkają w Cieplewie, korzystając ze wsparcia opiekunów. Jeszcze większą samodzielnością cieszą się dwie osoby, zajmujące mieszkanie przy ul. Dzielnej w Gdańsku-Wrzeszczu. Jeden z panów zatrudniony jest jako pracownik gospodarczy w DPS i dojeżdża na ul. Starogardzką, drugi znalazł zatrudnienie w kuchni.Podopieczni DPS jeżdżą dzis do auaparku, zaparszają mieszkańców Oruni na Festyn Integracyjny na Wzgórzu św. Wojciecha, dyskoteki. I nikt sie już nie wstydzi.

Brak dzieci na liście
Wraz z zanikiem wstydu zaczęła rosnąć średnia wieku podopiecznych. Dziś najmłodszy mieszkaniec domu przy ul. Starogardzkiej ma 15 lat, a najstarszy - 63. Większość liczy od 30 do 50 lat.
- Na liście oczekujących na miejsce w naszym domu nie ma ani jednego dziecka - przyznaje Barbara Witerska. - Wiele zmieniło się na korzyść. Dzieci, które mają rodziców nie powinny raczej trafiać do tego typu placówek. Jednak w zupełnie innej sytuacji są starsi rodzice, którzy nie dają już fizycznie rady opiekować się dorosłym, niepełnosprawnym synem.

Problem mają ci, których rodzice chowali przez lata pod kloszem. Nie pozwalali na odrobine samodzielności, wyręczali we wszelkich czynnościach, oddzielali od nie zawsze przyjaznego świata. Śmierć rodziców jest dla takich osób dramatem.

Nigdy jednak nie jest za późno na naprawienie błędów.
Piotr, mężczyzna po pięćdziesiątce, ze znacznym upośledzeniem umysłowym był już wcześniej w innym DPS-ie. Nie mógł się zaaklimatyzować, wrócił do domu. Tracąca siły matka musiała znów szukać pomocy i Piotr zaczął uczęszczać na zajęcia do Środowiskowego Domu Samopomocy, ulokowanego przy DPS.

To ośrodek wsparcia dziennego, budujący samodzielność i niezależność, prowadzcący zajęcia terapeutyczne, w którym można na osiem, a czasem wiecej godzin dziennie pozostawić osobę niepełnosprawną. Po tym, jak zwolniło sie miejsce w DPS, Piotr "łagodnie" zamieszkał przy Starogardzkiej. Na weekendy jedzie odwiedzić mamę w drugim domu.

W DPS mieszka także spora grupa mężczyzn, którym rodziny sie nie interesują. Ostatnio jednak opiekunowie zauważają wzrastającą tendecję do nawiązywania więzi rodzinnych. Wiąże się to z całkiem prozaiczną sprawą - prawem osoby niepełnosprawnej intelektualnie do dziedziczenia majątku po rodzicach.
Ale to już temat na inny artykuł...

Dom Pomocy Społecznej
[email protected]
www.dps-orunia.internetdsl.pl
80-058 Gdańsk
ul. Starogardzka 20

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto