Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdańsk. Lisiarnia zlikwidowana. Właściciel zostawił 100 kotów na pewną śmierć

Dorota Abramowicz
Po likwidacji lisiarni na Oruni, prawie setka kotów straciła pracę. Wcześniej otrzymywały pożywienie w zamian za łapanie myszy i szczurów, zagrażjących fermom lisów. Zwierzęta uratowali wolontariusze z osiedla.

- Niestety, właściciel fermy podczas przenoszenia lisiarni nie przyznał się do kotów i nie chciał ich zabrać w nowe miejsce - wyjaśnia Magdalena Kuczyńska z biura prasowego Urzędu Miasta. - Koty więc zostały. I problem też.

Jeden z byłych właścicieli ferm odpowiada, że wpół dzikie koty trudno było wyłapać w momencie eksmisji.

- Zabraliśmy cztery psy, a komornik, słysząc, że nie wezmę kotów, powiedział, że przyjedzie ktoś ze schroniska - twierdzi hodowca. - To już nie mój problem.

Koty uratowali wolontariusze z osiedla. Jest ich zaledwie czworo. To Joanna Biela, pedagog z ośrodka wychowawczego, Piotr Wierzbicki, dyrektor Archiwum Państwowego w Gdańsku, informatyk Szymon Bławat Matkowski i emerytowana księgowa Bożena Łukaszewicz, działająca w Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami.

Widząc padające z głodu i chorób zwierzaki, postanowili rozwiązać problem humanitarnie i z głową. Nawiązali współpracę z fundacją Viva i Pomorskim Kocim Domem Tymczasowym, namówili do wspólnego działania władze spółdzielni. Założyli stronę na Facebooku, zbierają pieniądze na sterylizację (wysterylizowano już 22 kotki i piątkę kocurów), leczenie, organizują adopcje.

Nadal jednak boją się, że bez pomocy z zewnątrz nie będą w stanie uratować kotów...

- Nie mamy zapasów na zimę, a zwierzęta nie przeżyją mrozów bez specjalnych budek - tłumaczy Joanna Biela. - Problem w tym, że nie ma ich gdzie postawić. Na terenie osiedla brakuje miejsca, obszar opuszczony przez hodowców jest własnością prywatną, miasto też nie wskazało lokalizacji... Na razie dajemy radę dokarmiać stado, ale nie powinno się ono już rozmnażać. Inaczej sytuacja będzie dramatyczna.

Wolontariuszy nie było stać na zapłacenie za sterylizację weterynarzom, więc postanowili wykorzystać tzw. sterylizację miejską. Magdalena Kuczyńska z biura prasowego Urzędu Miejskiego w Gdańsku wyjaśnia, ze istnieje w mieście taka instytucja, jak społeczny opiekun zwierząt. Są nimi osoby, które w ramach dostępnego budżetu, na koszt miasta, mogą przywozić koty do wyznaczonych weterynarzy w celu sterylizacji.

Od początku roku, na koszt miasta wysterylizowano już około 500 kotów. W 2011 r. środki finansowe na ten cel zostały już wykorzystane.

Przed dwoma laty media alarmowały o kilkuset kotach, pozostawionych w Stoczni Gdynia.

Pomoc dla zwierząt zorganizowały organizacje społeczne, do akcji włączyło się miasto Gdynia. Trzy lecznice objęły opieką stoczniowe koty, znalazła się karma dla zwierząt.
Pieniądze zebrane na karmienie i żwirek dla kotów z Oruni powoli się kończą. Można je wpłacać na konto: Fundacja Międzynarodowy Ruch na rzecz Zwierząt - Viva!
ul. Kopernika 6/8, 00-367 Warszawa 81 1370 1109 0000 1706 4838 7309 z dopiskiem: PKDT lisiarnia. Wolontariusze proszeni są o kontakt mailowy: [email protected].

Czytaj także:
- Zobacz zdjęcia z wystawy kotów w Sopocie
- Nie ma już fermy lisów i norek na Oruni
- Ostatni dzień hodowli lisów na Oruni Górnej

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto