Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kobieta trenuje Odrobnego

Rafał Rusiecki
Rozmowa z Przemysławem Odrobnym, bramkarzem Stoczniowca Gdańsk i reprezentacji Polski.

- Na którym miejscu byłby w lidze Stoczniowiec bez Przemysława Odrobnego?

- Oho ho. Nie jestem samolubny, żeby na to odpowiedzieć. Lepiej, gdyby pytanie brzmiało - gdzie byłby Stoczniowiec bez wszystkich zawodników, którzy w nim grają? Na wynik pracuje cała drużyna, a nie tylko bramkarz.

- Ale wszyscy podkreślają, że dobry bramkarz to 90 procent sukcesu w hokeju?

- Bramkarz sam nic nie zwojuje. Cała drużyna broni i strzela gole. Obrońcy przeszkadzają przeciwnikom i w ten sposób pomagają bramkarzowi.

- A propos obrońców. Ma Pan już 7 asyst w tym sezonie. To nie jest chyba zwyczajne u bramkarzy?

- Pierwszy raz w życiu przytrafiło mi się coś takiego. W poprzednich rozgrywkach miałem dwie asysty i to w całym sezonie. Teraz, w połowie części zasadniczej, uzbierało się już pięć podań w lidze i dwa w Pucharze Polski. Myślę, że jest w tym duża zasługa selekcjonera Wiktora Pysza, który już w zeszłym sezonie kazał mi rozwijać akcje ofensywne. To trudna umiejętność. Podglądałem jednak najlepszych golkiperów świata z NHL i rosyjskiej KHL. Wtedy, kiedy mam okazję, to szukam szybkiego rozwiązania. Z niektórymi kolegami jestem już dogadany i jak tylko mam "gumę", to wyrywają się do przodu.

- Koledzy z zespołu mówią, że jest Pan w życiowej formie. Prawda to?

- To będę mógł powiedzieć dopiero pod koniec kariery sportowej (śmiech). Ale, rzeczywiście, od początku sezonu forma dopisuje. To zresztą też zasługa całej drużyny i trenera. Ćwiczymy przecież razem.

- Ale przed sezonem przygotowywaliście się indywidualnie?

- Tak, treningi w lecie wyglądały zupełnie inaczej. Postanowiłem się rozwinąć i nawiązałem kontakt z trenerką z Kanady.

- Z kobietą?

- Może się to wydawać dziwne, ale kobiety są bardziej gibkie niż mężczyźni. Bramkarz musi być przecież wygimnastykowany i rozciągnięty.

- Kto udzielał Panu porad?

- Nie mogę ujawnić jej nazwiska. Powiem tylko, że trenuje z różnymi bramkarzami na świecie, w tym z broniącymi w NHL. [Udało nam się ustalić, że chodzi o Kanadyjkę Marię Mountain - przyp. red.].

- Przyjechała do Polski?

- Nie, znalazłem ją przez internet. Pocztą e-mailową dostawałem tygodniową rozpiskę treningów. Wiedziałem więc, ile mam zrobić skoków na skakance czy przyklęków. Przesłała mi także płytę z filmami treningowymi. Mogłem też posiłkować się materiałami na jej stronie. Ćwiczyłem według tych instrukcji, zabierając ze sobą przenośną konsolę.

- Efekty szybko były widoczne?

- Od początku, kiedy wyszedłem na lód, czułem, że mam mocniejsze nogi i całą obręcz biodrową. Wcześniej ćwiczyłem tak, jak pozostali zawodnicy. Wiadomo jednak, że bramkarze muszą pracować nad innymi elementami. Najważniejsza jest technika "butterfly", czyli praca na kolanach.

- Sylwester Soliński leczy kontuzję, a Bartosz Maza jeszcze nie jest doświadczony. W wielu meczach był Pan po prostu niezastąpiony. Jakie to uczucie?

- Nie podchodzę do tego w ten sposób. Bramkarz musi być gotowy na każdą ewentualność. Do każdego spotkania przygotowuję się identycznie w sensie fizycznym i psychicznym. Wspieramy się w trójkę. Dajemy z siebie wszystko. A kto w danym meczu będzie bronił, to już decyzja trenera.

- Czuje się Pan liderem zespołu?

- Jestem jednym ze starszych zawodników w zespole, ale wielkiego stażu w lidze nie mam. 25 lat to nie wiek, który można skwitować - doświadczony hokeista. Liderem w swoim zespole może być 40-letni Karel Horny [KTH Krynica - przyp. red.]. W drużynie musi być duch jedności. Wszyscy muszą czuć się potrzebni.

- Szóste miejsce w tabeli PLH to wszystko, na co stać zespół z Gdańska?

- To dobre, a nawet bardzo dobre miejsce. Wiadomo, że przed nami są jeszcze play-offy. To zupełnie inne granie. Można się przygotować pod konkretnego przeciwnika. My mamy najmłodszą i najmniej doświadczoną drużynę w Polsce. Z meczu na mecz gonimy piątą drużynę ligi. Zrobimy, co w naszej mocy, aby się wspiąć. Będzie to jednak trudne. Jesteśmy na dobrej drodze, bo czas gra na naszą korzyść. Myślę, że to zaprocentuje w końcówce sezonu.

- W gdańskim Stoczniowcu gra Pan od ośmiu lat. Nie korci Pana, żeby coś zmienić?

- Na razie wszystko idzie w dobrym kierunku. Umowę mam ważną do końca sezonu, czyli do 31 marca 2011 roku. Przed sezonem padały propozycje z innych polskich klubów. Pomyślałem jednak, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. To pierwszy sezon, kiedy trener reprezentacji stawia na mnie regularnie. Mogłem dzięki temu pokazać się podczas turniejów w Niemczech czy na Słowacji. Jeśli utrzymam formę, to może rozpatrzę inne opcje. Nie mówię jednak, że skreślam Stoczniowca.

- W Polsce zaczyna Pan mieć ugruntowaną markę. To chyba oznacza, że więcej się tutaj nie da nauczyć.

- Rozmawiałem o tym niedawno z dziennikarzem z południa Polski. Wychodzę z założenia, że dla bramkarza jest lepiej grać w teoretycznie słabszym zespole. Jeśli zdecyduję się na zmianę klubu, to musiałoby to nastąpić niebawem. 25 lat to wiek, kiedy można coś jeszcze zrobić. Nie ukrywam, że chciałbym spróbować czegoś nowego. Na pierwszym miejscu stawiam jednak na rozwój, a dopiero później myślę o pieniądzach.

- A jakie jest Pana realne marzenie dotyczące zagranicznej ligi?

- To zależy od propozycji, jakie dostanę. Jeśli miałbym się przenieść, to chciałbym grać w zdecydowanie lepszej lidze. Marzenie? U hokeisty to chyba wiadoma sprawa. Jest tylko jedna, najsilniejsza liga. Ale jeśli to powiem, to mogę zostać wyśmiany.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto