Znakomity początek sezonu (m.in. zwycięstwo nad Legią w Warszawie i seria bez porażki), a wcześniej efektowny remis w meczu towarzyskim z FC Barceloną, wywołały u niektórych złudzenie optyczne. Złudzenie, że Lechia Gdańsk ma naprawdę potencjał na ścisłą czołówkę T-Mobile Ekstraklasy. A wystarczyła odrobina dystansu, by realnie ocenić możliwości drużyny, która od ponad roku boryka się z tymi samymi problemami.
Defensywa nadal zachowuje się skandalicznie (nie do przyjęcia jest brak zrozumienia oraz fatalne ustawienie) i wciąż w zespole nie wyłoniono lewego obrońcy (trwa casting, ale trudno ocenić, kto spisuje się na tej pozycji gorzej - Rafał Janicki, Adam Pazio czy może Christopher Oualembo). Co gorsza, brak zmienników. W Łodzi bodaj najsłabszy mecz od roku rozegrał Deleu, ale Brazylijczyka nie miał kto zastąpić. Zresztą w przypadku obrony wszystko oddają statystyki - tylko dwukrotnie w bieżących rozgrywkach Lechia zachowała czyste konto, a w ostatnich trzech spotkaniach straciła 9 goli! W takiej sytuacji nawet najlepsza ofensywa może nie wystarczyć.
Do niej akurat nie można mieć większych zarzutów. Biało-zieloni przecież regularnie strzelają gole (nie udało im się tego dokonać tylko w starciu z Wisłą Kraków), ale generalnie możliwościami w ofensywie nie są w stanie nikogo przerazić. Oczekiwanie lepszej skuteczności (według statystyk i tak jest dobrze!) od Pawła Buzały, Adama Dudy czy Piotra Grzelczaka jest po prostu nieodpowiednie. Gdyby ci napastnicy częściej trafiali, to graliby po prostu w lepszych drużynach. Takie są niestety realia.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?