Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pan Samochodzik i tajemnice Westerplatte

Dorota Abramowicz i Ryszarda Wojciechowska
O Mariuszu Wójtowiczu-Podhorskim przyjaciele mówią - pasjonat o niespożytej energii. Dzięki niemu dawna Wojskowa Składnica Tranzytowa przestała być śmietnikiem. Wrogowie odpowiadają - to oszołom. Początek lat 70.

O Mariuszu Wójtowiczu-Podhorskim przyjaciele mówią - pasjonat o niespożytej energii. Dzięki niemu dawna Wojskowa Składnica Tranzytowa przestała być śmietnikiem. Wrogowie odpowiadają - to oszołom.

Początek lat 70. Sześcioletni Mariusz Wójtowicz-Podhorski z mamą i tatą po raz pierwszy w życiu zwiedza Westerplatte. Przy wartowni numer jeden stoi bohater-westerplatczyk, Franciszek Bartoszak. Przejęty chłopiec prosi go o autograf.
Dziś Wójtowicz-Podhorski tak relacjonuje tamto spotkanie:
- Spytał, czy moim zdaniem major Sucharski był bohaterem, czy podoba mi się jego postać. Powiedziałem, że tak. Padły słowa, które pamiętam do dziś i które wiele lat później sprawiły, że zainteresowałem się historią tego miejsca. Bartoszak rzekł: "No to pamiętaj synu, że to nie on nami dowodził".
Trzydzieści lat później, w 2004 roku ukazuje się komiks historyczny "Westerplatte - załoga śmierci". Autorem scenariusza, według którego obroną Wojskowej Składnicy Tranzytowej od 2 września 1939 r., faktycznie kierował kapitan Franciszek Dąbrowski, jest właśnie Mariusz Wójtowicz-Podhorski. Major Sucharski przedstawiony jest w nim jako epileptyk i tchórz, niezdolny do sprostania sytuacji, przed jaką postawiła go historia.

Dla uczestników forów internetowych, poświęconych początkom II wojny światowej, komiks ten nie był zaskoczeniem. Zdążyli wcześniej poznać coraz to bardziej radykalne opinie, podważające legendę majora Sucharskiego, zamieszczane przez internautę o nicku "Wachmistrz".
- On ma własną wizję historii - mówi jeden ze znajomych "Wachmistrza". - Uważa Sucharskiego za człowieka chorego psychicznie, epileptyka, ruskiego agenta, opowiada o skłonnościach homoseksualnych dowódcy WST. Twierdzi, że ma prawo do swojej i tylko swojej prawdy. Czasem może być to niebezpieczne.
- Zaangażował się emocjonalnie w odkrycie prawdy - tłumaczy Piotr Szalaty z Warszawy, przyjaciel Mariusza ze Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. - Mariusz to człowiek-instytucja. Znam go od ponad 10 lat, razem "zdobywaliśmy" Saharę, jest skoczkiem spadochronowym. Spotkałem go na kursie specjalistycznego szkolenia dla przyszłych komandosów. Z kilkuset uczestników ukończyło go 23, w tym Mariusz.

Nie do przecenienia

Na początku XXI stulecia teren pierwszej bitwy II wojny światowej przypominał śmietnik. Niszczejące budynki, okupywane przez lokalnych pijaczków, zaśmiecony teren, nad którym wznosił się charakterystyczny pomnik. Mariusz Wójtowicz-Podhorski, "niedokończony" historyk, który później przeniósł się na studia ekonomiczne, wraz z przyjaciółmi ze Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte zabrał się za porządkowanie terenu. Równocześnie tworzył projekt rewitalizacji strażnicy, zbierał dokumenty, relacje uczestników walk po jednej i drugiej stronie.
- Bierzemy udział w wielu aukcjach - mówi Wójtowicz-Podhorski. - Aktualnie tropimy szablę Sucharskiego. Jest nadzieja, że trafi ona do zbiorów muzealnych. Czasem czuję się jak książkowy Pan Samochodzik, tropiący ślady historii.
Marian Kwapiński, wojewódzki konserwator zabytków nie może się go nachwalić.
- Proszę zaliczyć mnie do przyjaciół Wójtowicza-Podhorskiego. Jego działalność społeczna na rzecz rewaloryzacji Westerplatte jest nie do przecenienia.
Ale przy okazji tropienia i rekonstruowania historii Wójtowicz-Podhorski narobił sobie też wrogów. Poszło m.in. o czołg T-34 od kilkudziesięciu lat "upiększający" teren dawnej składnicy. Kierowane przez niego stowarzyszenie wystąpiło z wnioskiem o jego usunięcie z Westerplatte. Sowiecki sprzęt nijak się ma do polskiej obrony WST, argumentowali.
- Do obrony nie, ale w tym czołgu polska załoga z I Brygady Pancernej, noszącej imię Bohaterów Westerplatte walczyła na Pomorzu - wyjaśnia Zbigniew Okuniewski z sekcji historycznej Towarzystwa Przyjaciół Sopotu. - Zbroja była obca, serce nasze.
Mimo sprzeciwów m.in. Stowarzyszenia Trójmiejskiej Grupy Rekonstrukcji Historycznych, czołg wyjechał w lubuskie.
Dziś większość tzw. rekonstruktorów wydarzeń historycznych jest w konflikcie z "Wachmistrzem".
Przed kilkoma laty w rekonstrukcjach na Westerplatte brało udział wiele grup. Dziś większość nie chce z nim współpracować - twierdzi (jak zaznacza - prywatnie, a nie w imieniu całego stowarzyszenia) Michał Wierzbicki z TGRH.

Na ćwierć etatu

Usunięcie czołgu to jednak nic, przy kolejnym pomyśle Wójtowicza-Podhorskiego. Tym razem na cel wziął pomnik stojący na kopcu na Westerplatte. "Wachmistrz" uznał, że grozi on obsunięciem, a może nawet zawaleniem, a ponieważ jego wymowa ideologiczna jest też podejrzana (stanął za Gomułki), najlepiej byłoby go rozebrać. Problem polegał na tym, że te słowa wypowiadał już nie jako prywatny pasjonat historii, ale pełnomocnik wojewody pomorskiego do spraw rewaloryzacji Westerplatte. Na to stanowisko powołał go na początku listopada 2006 roku PiS-owski wojewoda, Piotr Ołowski.
Wcześniej Wójtowicz-Podhorski próbował zarazić swoją miłością do Westerplatte prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Ale projekty prac stowarzyszenia nie spotkały się z jego zainteresowaniem. Spodobały się za to ówczesnemu wiceministrowi kultury Jarosławowi Sellinowi.
- Na reakcję nie czekaliśmy długo. Niemal z miejsca premier Jarosław Kaczyński przyznał z budżetu 583 tysiące złotych na opracowanie projektu rewitalizacji Westerplatte - wpomina Wójtowicz-Podhorski.
Admiratorką poczynań "Wachmistrza" była Aleksandra Jankowska, pełniąca obowiązki wicewojewody. Dziś także gotowa jest go bronić.
- Bzdura i wymysły prasy - mówi o tym, co pisano na temat idei zburzenia pomnika. - To kulturalny, młody człowiek, który zna świetnie historię. Potrafi z wielką pasją opowiadać o Westerplatte. Oprowadzał mnie po tym miejscu przez dwie godziny. I takich historii, przekazywanych z patriotycznym uniesieniem, się nie zapomina.
Nowy wojewoda, z Platformy, zatrzymał pełnomocnika, ale tylko na jedną czwartą etatu (wcześniej było pół). Umowa obowiązuje do 8 listopada tego roku. A co potem?
Maja Opinc-Bennich, rzeczniczka wojewody pomorskiego, dyplomatycznie odpowiada, że kiedy zbliży się termin jej wygaśnięcia, szef zastanowi się nad tym, co dalej. Na razie ona, w jego imieniu, podkreśla zasługi Podhorskiego dla Westerplatte. Tłumaczy, że w urzędzie wiedzą, z jak wielkim zaangażowaniem i poświęceniem zbiera on pamiątki z Westerplatte. Rzeczniczka przypomina o ostatnim nabytku - porcelanowej zastawie, która należała do Sucharskiego.
Platforma niewątpliwie coś z "Wachmistrzem" zrobić musi. Projekt Muzeum Pola Bitwy na Westerplatte traktowany jest przez premiera Tuska jako prestiżowy w pojedynku na "politykę historyczną" z PiS. Niektórzy twierdzą, że rewizjonizm Wójtowicza-Podhoreckiego mógłby się okazać miną, na której całe to przedsięwzięcie wyleci w powietrze.
Nominacja Macieja Krupy na organizatora muzeum na Westerplatte dowodzi, że rola Wójtowicza-Podhorskiego wkrótce się skończy. Dziś Krupa twierdzi, że Wójtowicz Podhorski jest odpowiedni do prac przy rewitalizacji, ale o koncepcję przyszłego muzeum będzie pytał wielu fachowców.

Czapka na oczach

Na razie za to Mariusz Wójtowicz-Podhorski bombarduje projekt filmu Pawła Chochlewa "Tajemnica Westerplatte". Jego charakterystyczna sylwetka w mundurze przedwojennego wachmistrza pojawia się w telewizyjnych programach informacyjnych, jego wypowiedzi są cytowane przez ogólnopolskie dzienniki i tygodniki.
- To ordynarny atak na polskie symbole! - mówił, mobilizując do powszechnej obrony mitu Westerplatte (choć nie jego komendanta) media oraz polityków.
Paweł Chochlew, autor scenariusza i przyszły reżyser filmu (o ile dojdzie do jego realizacji, bo kancelaria premiera zażądała od Instytutu Sztuki Filmowej wycofania dotacji), nie kryje złości do Wójtowicza-Podhorskiego. Ale też i lekceważenia dla jego sposobu noszenia się i poglądów, a może nawet rozsądku.
- Na nasze pierwsze spotkanie w restauracji przyszedł w mundurze oficera Wojska Polskiego, w za dużej czapce wojskowej - opowiada filmowiec. - Tak, że spadała mu trochę na oczy. Wyglądał zabawnie. Poza mną i moją asystentką obecny był również Robert Żołędziewski, aktor i współproducent oraz scenograf Allan Starski. Podhorski przeprowadził szturm na komendanta Sucharskiego, mówiąc, że major był gejem, chorym wenerycznie. Potem powiedział nam, że Sucharski był agentem dwóch wywiadów - niemieckiego i rosyjskiego. I miał rozkaz od swoich mocodawców poddać Westerplatte w ciągu pięciu minut. Tłumaczył, że to nowe spojrzenie na rolę komendanta znajdzie się w jego nowej książce. Starski nie wytrzymał. Wyszedł zniesmaczony. My zostaliśmy, próbując dopytać, skąd ma takie informacje. Zaczął coś przebąkiwać o trzech świadkach, których na razie ujawnić nie może. Potem poszła torpeda w stylu, że dokumenty na ten temat są w Moskwie. Po tych wypowiedziach już wiedzieliśmy, kto przed nami siedzi.
Sam Wójtowicz-Podhorski twierdzi, że wyglądało to zupełnie inaczej. Mundur miał na sobie z okazji odbywających się właśnie w Gdańsku targów militarnych.
- Ściągnięto mnie nagle do Sopotu. Nie chciałem jechać przez ten mundur, ale usłyszałem, że zainteresuje on Alana Starskiego. Pytany o pewne tajemnice związane z majorem Sucharskim, odpowiedziałem, że być może odpowiedzi trzeba szukać w rosyjskich archiwach. To wszystko.

600 stron prawdy

- Trzeba rozdzielić funkcję publiczną Wójtowicza-Podhorskiego od jego poglądów na historię - uważa wojewódzki konserwator zabytków. - Jest on pełnomocnikiem wojewody od rewaloryzacji Westerplatte, a nie od rewindykacji historycznej. Historycy dobrze wiedzą, że przed wojną do wojska nie brano homoseksualistów i epileptyków. Wyjaśnienie wszelkich niejasności i wątpliwości dotyczących obrony Westeplatte wymaga zorganizowania poważnej konferencji naukowej, selekcji dokumentów, oceny wiarygodności źródeł. To praca dla specjalistów.
Ale rozdzielenie "dwóch Podhorskich" nie jest łatwe. Podczas spotkania z ministrem Sławomirem Nowakiem na temat planów rewaloryzacji Westerplatte Wójtowicz-Podhorski zrobił na słuchaczach duże wrażenie. Mądrze mówił, z głowy, przedstawiał ciekawe i możliwe do zrealizowania pomysły. Cóż z tego, skoro chwilę później, w kuluarach z pasją w oczach zaczął opowiadać o "agencie Sucharskim".
- Nakręca się, niestety - twierdzi nasz rozmówca. - Trzeba go pilnować, by nie powiedział za dużo i nie zaszkodził sobie i innym.
Piotr Szalaty ze Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte twierdzi jednak, że pasja Mariusza w poszukiwaniu prawdy jest odpowiedzią na wcześniejsze - delikatnie mówiąc - nieścisłości.
- Oprócz niewielu szlachetnych jednostek, jak prof. Paweł Wieczorkiewicz z Uniwersytetu Jagiellońskiego, większość historyków powtarza mity. Tworzyła je propaganda komunistyczna. Teraz toczy się walka o wartości i idee.
Walka toczy się na różnych frontach. Ukoronowaniem wieloletniej pracy Mariusza Wójtowicza-Podhorskiego ma być 600-stronicowa książka o obronie Westerplatte. Do czasu jej wydania autor odmawia udzielania wywiadów na temat tego, co działo się na Westerplatte.
- Książka opiera się na dokumentach i relacjach uczestników walk, zarówno Polaków, jak i Niemców - wyjaśnia. - Każde moje słowo będzie poparte odniesieniem do źródła. Wcześniej nie mogę rozpoczynać dyskusji.
Chwali się też, że nakręci fabularyzowany dokument dla TVP Gdańsk o Westerplatte.
W telewizji gdańskiej potwierdzają, że rozmowa z Podhorskim na temat scenariusza do fabularyzowanego dokumentu była prowadzona. To były wstępne przymiarki. Niczego nie sformalizowano ani nie sfinalizowano.
Teraz, kiedy zrobiło się tak dwuznacznie wokół scenariusza Chochlewa "Tajemnice Westerplatte", wstrzymano się w telewizji od jakichkolwiek decyzji.
- Chociaż projekt tkwi nadal w naszej głowie - usłyszeliśmy.

"Wachmistrz" o majorze

* (...) Sucharski był wyjątkowo słabym dowódcą, mimo że dostał VM za "bohaterskie czyny" w wojnie z bolszewikami. Na Westerplatte spanikował i kazał spalić Książkę Szyfrowanych Depesz i Książkę Sygnałową Floty Polskiej, przez co do końca obrony Westerplatte polska placówka nie miała łączności z Dowództwem Marynarki Wojennej (w Helu), tzn. mogła nadawać otwartym tekstem, ale Hel na nie nie odpowiadał. Mało tego: Sucharski nie dopilnował wykonania tego rozkazu i lekko tylko nadpalona Książka Szyfrowanych Depesz i Książka Sygnałowa Floty Polskiej wpadły 7 września w ręce Niemców (...). Za to tylko Sucharski powinien się znaleźć przed sądem wojennym, a nie na panteonie polskich bohaterów wojennych.
* Sucharski podjął decyzję o kapitulacji w stanie, który trudno nazwać za równowagę psychiczną i fizyczną.
* Przed kilku laty w Trójmieście odbyła się msza polowa, którą odprawiał biskup Sławoj Leszek Głódź. Z tego co usłyszałem, to Głódź poinformował zebranych, że otwiera proces beatyfikacyjny Sucharskiego(!!!). Jeśli tak by było, to kto wie, czy niedługo nad Westerplatte nie będzie czuwał św. Sucharski z Gręboszowa, a wycieczki przyjeżdżające na Westerplatte będą musiały najsampierw przeżegnać się święconą wodą koło kas (za opłatą).
* (...) Jeszcze o Sucharskim słów kilka. Ciekawa sprawa dotyczy faktu, że jego rówieśnicy i koledzy z kursów i szkoleń wojskowych dawno byli już w stopniu pułkownika, a on nadal pozostawał majorem. Różnie się to tłumaczy: że był synem chłopa, itd. Ja już usłyszałem inną wersję... Także światła dziennego nie uzyskały informacje, dlaczego w wieku 40 lat nadal był kawalerem...

wpisy z internetowego forum Odkrywcy

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto