Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pani Zofia z Gdańska boi się wyjść z domu, aby go nie stracić. Kolejna ofiara oszustów pożyczkowych?

Jacek Wierciński
Przemek Świderski
Zofia Ferenc z Gdańska miała problemy finansowe i zdecydowała się pożyczyć pieniądze od praktycznie nieznanej osoby. Kobieta straciła prawo własności do mieszkania, które kupowała od miasta. Nowy właściciel próbował jej "dokwaterować" bezdomnych.

- Trzy tygodnie temu nowy właściciel przyszedł, wymienił zamek w drzwiach i rozłożył materace, na których miała u nas spać dwójka bezdomnych. Wezwani policjanci wyrzucili tych ludzi, ale od tej pory cały czas pilnujemy domu, bo boimy się, że sytuacja może się powtórzyć - mówi 60-letnia Zofia Ferenc. Kłopoty jej rodziny - podobnie jak wiele innych mieszkaniowych dramatów, które opisywaliśmy w "Dzienniku Bałtyckim" - zaczęły się od tzw. prywatnej pożyczki.

Komunalne mieszkanie przy ul. Sochaczewskiej Zofia Ferenc w ratach wykupywała od magistratu. Po utracie pracy w gdańskiej stoczni miała jednak problemy z terminowym rozliczaniem zobowiązań. Dług rósł i kiedy w 2012 r. przekraczał 45 tys. zł, komornik zdecydował się wystawić lokal na licytację. Wtedy niespodziewanie pojawił się pan Grzegorz.

- Najpierw znalazłam w skrzynce list od niego z informacją, że oferuje pomoc - relacjonuje pani Zofia. - Później zaoferował pomoc w załatwieniu bankowej pożyczki hipotecznej na spłatę długu. Kłopotem był jednak zbliżający się termin licytacji, więc pan Grzegorz zaproponował, że "na szybko" sprawę uregulujemy prywatną pożyczką, a później dopełnimy wszystkie bankowe formalności i rozwiążemy problem.

Sąd i nasza interwencja sprawiły, że znów mają dach nad głową
Później - jak opowiada 60-latka - sprawy potoczyły się szybko: pan Grzegorz zawiózł ją do notariusza, gdzie podpisała umowę na pożyczkę na ponad 95 tys. zł - z małżeństwem znalezionym przez obrotnego pośrednika. Razem pojechali do komornika i spłacili 45 tys. zł długu, dostała też do ręki 1,2 tys. zł. Ale w tym momencie zaczęły się kłopoty - nie dostała pozostałych prawie 50 tys. zł pożyczonej kwoty, a kontakt z panem Grzegorzem się urwał.

- Nie było żadnego obiecywanego kredytu hipotecznego, pożyczkodawcy skontaktowali się z nami dopiero tuż przed półrocznym terminem spłaty. Na nic zdały się tłumaczenia, że syn pracuje, ale pieniądze możemy zwrócić dopiero kiedy uzyskamy kredyt - opowiada kobieta.

Zofia Ferenc zgłosiła sprawę do prokuratury, ta jednak umorzyła śledztwo ze względu na "stwierdzenie, że czyn nie zawiera znamion przestępstwa" oraz "brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu". Zażalenie na postanowienie o umorzeniu dochodzenia trafiło do sądu, ale z powodu choroby sędziego lutowa rozprawa się nie odbyła, kolejny termin wyznaczono na czerwiec.

To nie pierwszy taki przypadek w Gdańsku. Na początku kwietnia opisywaliśmy sprawę państwa Zdun z Zaspy.

[email protected]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto