Aktualizacja godz. 16.00 Trzech właścicieli jedzie po psa Jak poinformowałas nas Natalia Drgas, już trzy osoby zgłosiły się, twierdząc, że są właścicielami psa. Osoby z Torunia i Świecia mają przyjechać do Gdyni jeszcze dziś, trzecia osoba z okolic Grudziądza ma dojechać w czwartek rano. Prawdopodobnie to ona jest właścicielem, bo podała imię, na ktore pies reaguje. - Jesteśmy przekonani, że pies sam pozna swojego właściciela. Oddamy go w czwartek rano po kontroli weterynaryjnej - mowi Drgas. |
Jak się czuje piesek?
Natalia Drgas: Na razie przebywa pod opieką wachtowych na statku badawczym "Baltica", na który go wyciągnęliśmy z morza. Jest w tak dobrej formie, że aż zadziwił weterynarza. Musiał mieć ogromną siłę i wolę życia, że przetrwał tyle dni na wodzie.
Zgłosił sie już właściciel?
Nie, ale oczywiście czekamy, dlatego nie nadalismy mu jeszcze imienia. To jest około 7-letni kundelek z krótkimi łapkami, trochę podobny do wilczura. Chodzi swoimi drogami, jeszcze się do nikogo z nas nie przywiązał, ale jest towarzyski. Jeśli nikt się nie zgłosi, to zostanie z nami. Dostaliśmy od dyrekcji IMGW zgodę, żeby mieszkał przy ośrodku w Gdyni.
Chyba nie często wyciągacie psy z wody, prawda?
To miał być rutynowy rejs badawczy, jaki oceanografowie z IMGW przeprowadzają sześć razy w roku. Był piękny dzień, podziwialiśmy krę na morzu i foki, gdy nagle przestało być pięknie. Zobaczyliśmy walczącego o życie zwierzaka, który co rusz wpadał do wody i wdrapywał się na krę. Natychmiast kapitan zarządził akcję ratowniczą.
Jak to wyglądało?
Najpierw próbowaliśmy wyciągnąć psa tzw. kaszorkiem, czyli koszykiem do ryb, ale był wystraszony i uciekał. W pewnym momencie, podczas manewrowania statkiem, pies wpadł pod dziób i już myśleliśmy, że go straciliśmy. Na szczęście wdrapał się na krę z powrotem. Nieprawdopodobnie walczył. W końcu kapitan zarządził opuszczenie pontonu ratunkowego, na którym marynarz podpłynął do psa, złapał go za kark i zabrał na statek. Piesek tak był wystraszony, że stał jak skamieniały. Wszystko trwało z pół godziny. Potem trzeba było zwierzaka rozgrzewać, masować i nakarmić. Postępowaliśmy jak w normalnej sytuacji z ludzkim rozbitkiem.
Ale wcale nie było łatwo?
Nie i dlatego dziwię się obraźliwym komentarzom pod adresem strażaków, którzy go nie zdołali uratować, gdy płynął Wisłą. Jestem przekonana, że żadna ze służb ratowniczych nie zostawiłaby zwierzęcia lub człowieka w takiej sytuacji. Jednak trzeba pamiętać, że gdy zagrożone jest życie ratownika, trudno wydać decyzję o przeprowadzeniu akcji.
Przypomnijmy, gdy w poniedziałek (25 stycznia) statek badawczy "Baltica", którego armatorem jest Morski Instytut Rybacki w Gdyni, wracał do Gdyni z kilkudniowego rejsu badawczego oceanografów Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, załoga zauważyła psa dryfujacego po morzu na krze prawie 30 km od brzegu. Po półgodzinnej akcji ratowniczej udało się wciągnąć zwierzę na pokład i przewieźć do weterynarza. Jak się później okazało, pies dryfował po Wiśle od soboty i to aż z Grudziądza, jednak warunki na rzece były zbyt trudne, aby strażacy mogli go ocalić. |
Czytaj też:
- Pies-rozbitek zostaje z marynarzami [wideo]
- O psie, który... pływał na krze, 15 mil od brzegu [zdjęcia])
Ferie - informator | Opener 2010 | Narty w Trójmieście | Baltic Arena | Matura 2010 | Photo Day |
9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?