Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pies-rozbitek ma się dobrze i czeka na właściela [zdjęcia]

Łukasz Stafiej
Łukasz Stafiej
O tym, jak się czuje pies-rozbitek i jak wyglądało jego ratowanie rozmawiamy z Natalią Drgas, szefem ekipy oceanografów IMGW.
Aktualizacja godz. 16.00

Trzech właścicieli jedzie po psa

Jak poinformowałas nas Natalia Drgas, już trzy osoby zgłosiły się, twierdząc, że są właścicielami psa. Osoby z Torunia i Świecia mają przyjechać do Gdyni jeszcze dziś, trzecia osoba z okolic Grudziądza ma dojechać w czwartek rano. Prawdopodobnie to ona jest właścicielem, bo podała imię, na ktore pies reaguje.
- Jesteśmy przekonani, że pies sam pozna swojego właściciela. Oddamy go w czwartek rano po kontroli weterynaryjnej - mowi Drgas.

Jak się czuje piesek?
Natalia Drgas: Na razie przebywa pod opieką wachtowych na statku badawczym "Baltica", na który go wyciągnęliśmy z morza. Jest w tak dobrej formie, że aż zadziwił weterynarza. Musiał mieć ogromną siłę i wolę życia, że przetrwał tyle dni na wodzie.

Zgłosił sie już właściciel?
Nie, ale oczywiście czekamy, dlatego nie nadalismy mu jeszcze imienia. To jest około 7-letni kundelek z krótkimi łapkami, trochę podobny do wilczura. Chodzi swoimi drogami, jeszcze się do nikogo z nas nie przywiązał, ale jest towarzyski. Jeśli nikt się nie zgłosi, to zostanie z nami. Dostaliśmy od dyrekcji IMGW zgodę, żeby mieszkał przy ośrodku w Gdyni.

Chyba nie często wyciągacie psy z wody, prawda?
To miał być rutynowy rejs badawczy, jaki oceanografowie z IMGW przeprowadzają sześć razy w roku. Był piękny dzień, podziwialiśmy krę na morzu i foki, gdy nagle przestało być pięknie. Zobaczyliśmy walczącego o życie zwierzaka, który co rusz wpadał do wody i wdrapywał się na krę. Natychmiast kapitan zarządził akcję ratowniczą.

Jak to wyglądało?
Najpierw próbowaliśmy wyciągnąć psa tzw. kaszorkiem, czyli koszykiem do ryb, ale był wystraszony i uciekał. W pewnym momencie, podczas manewrowania statkiem, pies wpadł pod dziób i już myśleliśmy, że go straciliśmy. Na szczęście wdrapał się na krę z powrotem. Nieprawdopodobnie walczył. W końcu kapitan zarządził opuszczenie pontonu ratunkowego, na którym marynarz podpłynął do psa, złapał go za kark i zabrał na statek. Piesek tak był wystraszony, że stał jak skamieniały. Wszystko trwało z pół godziny. Potem trzeba było zwierzaka rozgrzewać, masować i nakarmić. Postępowaliśmy jak w normalnej sytuacji z ludzkim rozbitkiem.

Ale wcale nie było łatwo?
Nie i dlatego dziwię się obraźliwym komentarzom pod adresem strażaków, którzy go nie zdołali uratować, gdy płynął Wisłą. Jestem przekonana, że żadna ze służb ratowniczych nie zostawiłaby zwierzęcia lub człowieka w takiej sytuacji. Jednak trzeba pamiętać, że gdy zagrożone jest życie ratownika, trudno wydać decyzję o przeprowadzeniu akcji.

Przypomnijmy, gdy w poniedziałek (25 stycznia) statek badawczy "Baltica", którego armatorem jest Morski Instytut Rybacki w Gdyni, wracał do Gdyni z kilkudniowego rejsu badawczego oceanografów Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, załoga zauważyła psa dryfujacego po morzu na krze prawie 30 km od brzegu. Po półgodzinnej akcji ratowniczej udało się wciągnąć zwierzę na pokład i przewieźć do weterynarza. Jak się później okazało, pies dryfował po Wiśle od soboty i to aż z Grudziądza, jednak warunki na rzece były zbyt trudne, aby strażacy mogli go ocalić.


Czytaj też:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto