Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tajemnica bankowa (19) 22.04.02

Grzegorz Żurawiński
LUBIN Już we wrześniu ubiegłego roku prezes centrali Kredyt Banku Stanisław Pacuk znał skalę i szczegóły przestępczych operacji, w których jego firma utopiła 133 miliony złotych.

LUBIN Już we wrześniu ubiegłego roku prezes centrali Kredyt Banku Stanisław Pacuk znał skalę i szczegóły przestępczych operacji, w których jego firma utopiła 133 miliony złotych. Mimo to, zamiast prokuratora, zaalarmował wyłącznie najwyższych dostojników Kościoła. Stawką był zwrot pożyczonych salezjanom pieniędzy i zatuszowanie oszustw?

Pełnomocnik prawny zakonu mecenas Krzysztof Wyrwa wydaje się nie mieć wątpliwości. Opinie formułuje jasno i ostro.
- Nie byłoby całej afery, gdyby nie Kredyt Bank. Tymczasem w tej chwili funkcjonariusze tej instytucji swoje bankowe brudy postanowili wycierać sutanną. Bez współudziału ludzi zarządzających bankiem wyłudzenie kredytów, których wielkość przekracza wielokrotnie wartość całego zakonnego majątku, byłoby absolutnie niemożliwe - tłumaczy prawnik wrocławskiej inspektorii Towarzystwa Salezjańskiego.
- Zarówno zakon, jak i Kościół, nie mają wątpliwości, że złodziei z własnych szeregów trzeba ścigać i karać. Ale podobnie trzeba czynić w stosunku do ich bankowych pomocników. Tymczasem Kredyt Bank udaje, że ich nie widzi, a zwrotu pieniędzy żąda nie od przestępców, ale od zakonu, któremu wytoczył sądową sprawę - dodaje Krzysztof Wyrwa.

Wekslowanie księdza

Od jesieni ubiegłego roku rzeczniczka prasowa Kredyt Banku Izabela Mościcka praktycznie milczy. Jedyną osobą w warszawskiej centrali upoważnioną przez prezesa do wypowiadania opinii na temat kredytowej afery jest mecenas Paweł Gałązka.
- Wiemy, że dokumenty na podstawie których udzielano kredytów były sfałszowane. Bank czynił to w dobrej wierze, a w sierpniu 2001 roku inspektoria salezjańska we Wrocławiu poręczyła spłatę kredytów. Nikt nie zmuszał ks. Franciszka Krasonia do podpisania weksli - twierdzi pełnomocnik Kredyt Banku.
Prawnik salezjan nie kryje oburzenia z takiego stawiania sprawy.
- Przecież księdza Krasonia najzwyczajniej oszukano. Przedstawiciele banku wykorzystali jego nieznajomość przepisów i obawę przed ujawnieniem skandalu. Mówili o gigantycznych długach salezjańskich parafii i domów zakonnych, ale ani słowem nie wspomnieli, komu i na co udzielali pożyczek, w dodatku na prymitywnie sfałszowane dokumenty - ripostuje Krzysztof Wyrwa.

Miliony na lipę
Jedno nie ulega wątpliwości. Między styczniem 1999 roku a sierpniem 2001 legnicki oddział Kredyt Banku udzielił czterem instytucjom salezjańskim (dwie parafie i dwa domy zakonne) 65 pożyczek lombardowych na ok. 0,5 mld złotych.
Według ewidentnie sfałszowanych dokumentów ich zabezpieczeniem były zakonne lokaty w lubińskim oddziale Banku Zachodniego WBK (94,4 mln zł) i lubińskim oddziale Cuprum Banku (17,5 mln zł i 18,8 mln marek niemieckich). Lokaty były fikcją, ale przez kilkanaście miesięcy (do lata 2001 roku, kiedy coś się zacięło...) system działał. Do banku wróciło ok. 400 mln zł.

Premie za kanty
- To klucz do sprawy. Kto był bowiem zainteresowany, żeby oszukańczy proceder trwał tak długo? Kto przymykał oko i liczył zyski z oprocentowania kredytów? Kto chciał zarobić na ewidentnym oszustwie ponad 40 mln zł? Kto dostawał premie za pozyskanie kredytowego superklienta? - wystarczy odrobina logiki, by odpowiedzieć na te pytania, twierdzi mecenas Wyrwa.
- Jestem także bankowym radcą prawnym. Wiem, że taki banczek jak legnicka filia, nie był w stanie samodzielnie udzielić takich kredytów. Przecież było i tak, że pewnego dnia księdzu Ryszardowi M. (aresztowany w lutym br., jeden z animatorów przestępstwa, ówcześnie prezes salezjańskiej Fundacji Pomocy Młodzieży św. Jana Bosko - red.) wypłacono jednorazowo i od ręki 21,5 mln zł. To góra pieniędzy, której normalnie nie ma w kasach dużo większych banków - zauważa Krzysztof Wyrwa.

Makaron na uszy

W styczniu br. były dyrektor legnickiego oddziału Kredyt Banku Tadeusz H. został aresztowany. Kilka tygodni wcześniej zwolniono go z pracy.
- Powodem były drobne uchybienia w pracy, a nie współudział w wyłudzaniu kredytów - przekonywał jednak pod koniec lutego pełnomocnik banku.
- To ciekawe. Przecież podczas sierpniowego spotkania inspektora ks. Franciszka Krasonia z przedstawicielami banku, do podpisania weksli w imieniu zakonu przekonywali go wspólnie dyrektor H. i prezes fundacji ks. Ryszard M. To nie jest zmowa? - ironizuje mecenas Wyrwa.
Dalej idzie obrońca byłego dyrektora legnickiego banku, mecenas Piotr Rojek.
- Już w sierpniu dyrektor H. powiadomił swoją centralę, że „coś jest nie tak”. Tym bardziej, że pojawiły się pierwsze prasowe notatki o podejrzanych interesach fundacji, w tym plotki o rewizji i policyjnym zatrzymaniu księdza M. Jednak od przełożonych dostał kategoryczny zakaz podejmowania jakichkolwiek działań - tłumaczy legnicki prawnik.

Poufna korespondencja

Co do jednego nie ma żadnych wątpliwości. Prezes Kredyt Banku Stanisław Pacuk najpóźniej z początkiem września wiedział, że ma do czynienia z przestępstwem. Mimo, to prokuraturę zawiadomił wiele tygodni później, dopiero 6 października 2001 i dopiero po tym, jak zrobił to zaniepokojony rozmiarami oszustw Bank Zachodni WBK.
Skąd o tym wiadomo? Wpadła w nasze ręce poufna korespondencja prezesa Pacuka kierowana do najwyższych dostojników Kościoła, w tym do nuncjusza apostolskiego arcybiskupa Józefa Kowalczyka i generała zakonu salezjańskiego Juana Edmundo Vecchi.
„ Z dotychczasowych ustaleń wynika, że w przestępczym procederze uczestniczyło 8 osób duchownych z Towarzystwa św. Franciszka Salezego. Ks. Ryszard M. (w oryginale jest nazwisko - red.) stwierdził, że to on namówił współbraci do sfałszowania dokumentów w celu uzyskania pożyczek z naszego banku” - twierdzi Stanisław Pacuk w liście do nuncjusza datowanym 2 października.
Jest zatem niemal pewne, że od tego momentu o sprawie wiedzieli zarówno papież Jan Paweł II, jak i prymas Polski kardynał Józef Glemp. Na podobne doniesienie prokurator musiał jeszcze poczekać.

Drobne uchybienia

Jeszcze więcej szczegółów afery zawiera drugi, późniejszy (26.10.2001) list do rzymskiej centrali zakonu. Prezes prostuje w nim, że chodzi o 7 zakonników (najwyraźniej za ósmego uznał wcześniej lubińskiego biznesmena Mirosława M.), wszystkich wymienia z nazwisk i wiąże z wyłudzeniami, bądź kryciem przestępstwa. Najciekawiej tłumaczy jednak „drobne uchybienia” we własnej firmie.
„Pożyczkobiorcy wykorzystywali dobrą opinię opartą o wieloletnią współpracę z legnickim oddziałem Kredyt Banku i niekwestionowany autorytet kościoła katolickiego w polskim społeczeństwie. Wiedzieli zatem, że weryfikacja dokumentów przedkładanych przez księży będzie ograniczona do potwierdzenia autentyczności podpisów i pieczątek” - napisał Stanisław Pacuk.
Prezes nie doczekał się jednak odpowiedzi od zwierzchnika zakonu. Po trzech tygodniach otrzymał jedynie trzyzdaniowe potwierdzenie otrzymania listu, podpisane przez wikariusza generalnego zakonu Luca Van Looy’a. Ojciec Vecchi był już zbyt chory, by zająć się sprawą (zmarł 23.01.2002).

Woda w ustach

Rzeczniczka Kredyt Banku Izabela Mościcka była wyraźnie zaskoczona, że dysponujemy korespondencją jej szefa. Odmówiła odpowiedzi na pytanie, czy to prawidłowe, że prezes Pacuk najpierw o wszystkim informował dostojników Kościoła, a dopiero później prokuraturę.
- Bank informował o sprawie wszystkie zainteresowane strony. To jest wszystko, co w tej sprawie mam do powiedzenia - usłyszeliśmy. To drugie zdanie Izabela Mościcka powtórzyła raz jeszcze, dobitniej. Po czym, wyraźnie zirytowana, zakończyła rozmowę.

Winni terroryści

Kluczem do wyjaśnienia całej afery wydają się pytania: kiedy i dlaczego zacięła się kredytowa machina, jakimi pieniędzmi spłacano kredyty i gdzie zginęły „drobne” 133 miliony złotych?
- Trzeba ich szukać na kontach prywatnych firm Mirosława M. i Ryszarda Cz. - sugeruje mecenas Wyrwa.
Według księdza Ryszarda M. „problemy z bieżącą obsługą zadłużenia nastąpiły z powodu nieotrzymania zagranicznej dotacji oraz zablokowania giełdy w Stanach Zjednoczonych” na skutek... ataku terrorystycznego z 11 września! (z listu prezesa Kredyt Banku do nuncjusza apostolskiego).
- To bajki dla ubogich. Finansowe „tąpnięcie” nastąpiło wcześniej - twierdzi Krzysztof Wyrwa.

Wątek mafijny?

Faktem jest, że najbliżsi wspólnicy księdza Ryszarda M., czyli Mirosław M. i Ryszard Cz., byli właścicielami firmy, która ostro spekulowała na światowych giełdach: w Londynie, Chicago i Nowym Jorku.
Wiadomo też, że ewentualny związek tych operacji z mafijnym procederem prania brudnych pieniędzy i zabójstwem byłego ministra Jacka Dębskiego (w tym jego kontakty z gangiem „pruszkowskim” i Jeremiaszem B. „Baraniną”) nie są przedmiotami śledztwa wrocławskiej prokuratury.
Ten temat „rozpracowuje” centrala.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tajemnica bankowa (19) 22.04.02 - Dolnośląskie Nasze Miasto

Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto