Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z.Gutkowski: W wolnym czasie zamknę oko

Irena Łaszyn
Zbigniew Gutkowski (przy sterze) ma za sobą 100 tysięcy mil, nawet próbował pobić rekord opłynięcia świata bez zawijania do portu żaglowcem jednokadłubowym, ale największe wyzwanie dopiero przed nim
Zbigniew Gutkowski (przy sterze) ma za sobą 100 tysięcy mil, nawet próbował pobić rekord opłynięcia świata bez zawijania do portu żaglowcem jednokadłubowym, ale największe wyzwanie dopiero przed nim fot. archiwum prywatne
Podczas regat Velux 5 Oceans musi przepłynąć samotnie pięć oceanów i 30 tysięcy mil. O gdańszczaninie Zbigniewie Gutkowskim, zwanym Gutkiem, pierwszym Polaku, który zakwalifikował się do tego wyścigu oraz o córce Neptuna, kapciach i walentynkach z karabinem, pisze Irena Łaszyn

Na hasło Laura Dekker aż podskakują. Bo historia tej czternastolatki, która chce samotnie opłynąć świat, doprowadza ich do szału. Może dlatego, że córka Elizy i Zbigniewa Gutkowskich, Zuza, jest tylko o rok młodsza. I choć nieźle pływa, jeździ na zawody, ma sukcesy, sporo energii i ojca żeglarza, zdaniem rodziców - to nic nie znaczy. Bo to tylko dziecko.

- A gdyby chciała, wzorem holenderskiej koleżanki, wyruszyć na morze?
Eliza: - Absolutnie!
Gutek: - Wykluczone!
Gutek nie rozumie, jak można wypuścić dziecko na taką wyprawę.
- Ono stwarza zagrożenie dla innych! - tłumaczy. - Nie ma umiejętności, które są na jachcie niezbędne, nie ma wiedzy, nie ma świadomości tego, co się dzieje w ciężkich warunkach. Co to dziecko zrobi przy 20-metrowych falach, gdy zepsuje się silnik i zgaśnie światło? Rozpłacze się? Przecież nikogo nie zawoła, bo tam nikogo nie ma.
Nie trafia do niego argument, że Laura urodziła się na jachcie, jest obyta z wodą, ma żeglarstwo we krwi i już płynęła z rodzicami dookoła świata.
- To musiałaby być córka Neptuna, żeby sobie dała radę - denerwuje się. - Czternastoletnie dziecko sobie nie poradzi.

To nie zabawa

Owszem, pływanie jest fajne. Wiadomo: Żagle, maszt, łódka. Ale do tego dochodzi cała elektronika, elektryka, motoryzacja. Trzeba znać się na silniku, na jego naprawie, bo gdy padnie - nie ma prądu, świateł, nawigacji. Trzeba nauczyć się obsługi bezpieczników i regulatorów napięć. Trzeba wiedzieć, gdzie włożyć rękę, co nacisnąć i przekręcić, by to wszystko zaczęło działać. Trzeba opanować nawigację, ściąganie prognoz pogody. Trzeba umieć odsalać wodę, bo nie da się jej zabrać w dwuletni rejs tyle, ile człowiek potrzebuje. Trzeba znać się na balastach, całym węźle komunikacyjnym wody, która będzie podróżowała z jednej burty na drugą burtę, dla zwiększenia prędkości. Trzeba wiedzieć, co to są uchylne kile, które przechylają się na stronę nawietrzną i prostują jacht, żeby było szybciej…
- Mnie jest ciężko to ogarnąć, a co dopiero takiej czternastolatce - mówi Gutek.
Eliza: - Ona może nauczyć się obsługiwać urządzenia, które są na jachcie. Ale nie poradzi sobie z własną psychiką. W tym wieku emocje są rozhuśtane, dziewczyna załamuje się z byle powodu. Gdy nie ma rodziców, nie ma pomocy, nie ma kogoś, kto by przytulił - nie jest w stanie przez to przejść.
Na aspekt psychiczny, oprócz technicznego, zwraca też uwagę Tadeusz Hallmann, żeglarz i członek teamu, który zajmuje się wyprawą Gutka.
- Większość ludzi myśli, że żaglówka to słońce, piękna pogoda, drinki w długich, oszronionych szklankach, z lodem i parasolką - uśmiecha się. - A to niewiele ma wspólnego z żeglarstwem wyczynowym. Bo na tej łódce siedzi się przeważnie w grubych sztormiakach, pokład zalewają fale, jest zimno, mokro, niewygodnie, a człowiek pyta: Co ja tu robię? Trzeba mieć mocną psychikę, żeby to wytrzymać. Wiele razy o tym z Gutkiem rozmawialiśmy.

Tadeusz przypuszcza więc, że to może być raczej jakaś niespełniona ambicja rodziców dziewczynki niż jej samej.
- Może chodzi o pompowanie balona medialnego i profity z takich zabaw? - rozważa.
Tadeusz jest przyjacielem domu. Pływa też czasami z Gutkiem w YKP Gdynia. Ludzie otaczają się bowiem takimi osobami, które albo podzielają ich pasje albo są z nimi jakoś powiązane.
- Gutek był dla mnie zawsze jak wzorzec z Sevres - wyznaje. - Fachowiec, niedościgniony wzór.
Pewnie dlatego znalazł się w tym teamie, który pracuje na sukces Gutka. Non profit, za darmo. Bo regaty Velux 5 Oceans to duże wyzwanie. Zresztą rejs zawsze jest wisienką na torcie. Żeby coś takiego mogło się odbyć, na takim poziomie sportowym, klasy eco, trzeba miesiącami zasuwać na lądzie, szukać sponsorów, wydzwaniać po całym świecie. To bardzo kosztowny sport.

Sam pośród żywiołów

Start - 17 października, z La Rochelle we Francji. Będzie płynąć etapami. Najpierw Cape Town w RPA, potem Wellington w Nowej Zelandii, San Salwador w Brazylii, Charleston w USA i - znowu La Rochelle. Pięć oceanów, 30 tysięcy mil.
- To optymalna trasa i długość - mówi Gutek. - Jeśli warunki pogodowe nie będą sprzyjać, wyścig automatycznie będzie się wydłużać. O 500, tysiąc, dwa tysiące mil...
Ścigać się będzie z innymi samotnikami. Do tej pory start potwierdziło dziewięciu zawodników. To ci z łódkami, bo jest jeszcze kilku chętnych, którzy nie mają sponsorów i nie mają na czym płynąć. Gutkowskiemu się udało. Organizator, czyli firma Clipper Ventures, bardzo się cieszy, że wreszcie wystartuje człowiek z tej części Europy. Pierwszy Polak na regatach Velux 5 Oceans, w nowej ekscytującej klasie Eco 60 Class.
36-letni Gutek jest w świecie żeglarskim znany. Przepłynął 100 tysięcy mil. Był członkiem polskiej narodowej olimpijskiej drużyny żeglarskiej klasy 470. Był kapitanem wachtowym na pokładzie jachtu Warta-Polpharma podczas regat The Race. Próbował pobić rekord opłynięcia świata bez zawijania do portu żaglowcem jednokadłubowym.
- Wtedy nie wyszło, musieliśmy z powodu uszkodzeń na łodzi przerwać rejs po przepłynięciu 9500 mil - wspomina.

Teraz będzie jeszcze trudniej, bo po raz pierwszy popłynie samotnie. Przedtem były to wyprawy załogowe. Ale da radę. Pewien Francuz, z którym kiedyś żeglował, powiedział mu, że najgorsze są pierwsze dwie doby.
- I tak większość czasu żeglarz spędza wewnątrz, przy komputerze - opowiada. - Musi odebrać prognozę pogody, potem ją przeanalizować, opracować strategię, jak dostać się do kolejnego celu, zadbać o marketing, media, bepieczeństwo. A w każdym wolnym czasie zamknąć oko, żeby chociaż trochę odpocząć.
Niektórzy żartują, że taki rejs to jak morskie wydanie Big Brother. Łódka będzie naszpikowana kamerami, żeby zawodnik mógł z różnych miejsc, z dziobu, rufy, z wewnątrz, z zewnątrz nagrywać kawałki dla telewizji i organizatorów. Na pokładzie znajdą się telefony satelitarne, technologia mobilna, internet. Technika tak posunęła się do przodu, że nie ma znaczenia, czy to środek oceanu, czy własny dom.
Gotować będzie? Tak jakby. Zabiera bowiem liofilizowane jedzenie, takie na zimno odparowane. Przygotowanie tego polega na zalaniu wrzątkiem i pomieszaniu łyżką po pięciu minutach.

Wielki nieobecny
W gotowaniu i innych domowych zajęciach nigdy nie był dobry.
- Robi świetną jajecznicę na śniadanie - zauważa Eliza. - Resztą ja muszę się zajmować. Opanowałam do perfekcji hydraulikę, elektrykę, obsługę wiertarki i innych domowych sprzętów. Już się z tym pogodziłam.
Najtrudniejszy był etap, gdy jeszcze nie byli małżeństwem. On w pływaniu, na zagranicznych regatach, do Polski wpadał jak przeciąg. Ona wiecznie sama. A tu na przykład - walentynki. Jej koleżanki chodzą z chłopakami, kwiatki, kino, teatr, kawiarnia. Ona marzy, żeby wziąć karabin i wszystkie te zakochane pary powystrzelać. Przeszło, minęło, już się nie buntuje. Przywykła do jego nieobecności. Bo Gutka ciągle nie ma. Raz tylko, po narodzinach Zuzy, cztery miesiące siedział w domu. Siedział! Akurat! To był etap załatwiania finansów na kolejny projekt, chodziło o czterdziestkę dziewiątkę. No, taką dwuosobową łódeczkę.
Gutek: - Bardzo szybką, klasy olimpijskiej, zupełną nowość.
Eliza: - Ona nie stała na wodzie, ona się przewracała. Miała wyciągane skrzydła. Na tych skrzydłach trzeba było stać. I jak się odpowiednio balansowało ciałem, wykonując małpie ruchy, to ta łódka płynęła. Opanujesz te małpie ruchy, płyniesz, nie opanujesz - łódka leży na wodzie, a ty razem z nią.
Kupił tę łódkę. Nie wie jak, bo ona kosztowała tyle, co nowy samochód marki BMW, 15 tysięcy funtów angielskich. Oczywiście, nie on te pieniądze wyłożył, bo on ich nie miał. Pomogli dobrzy ludzie. Sponsorzy. To dzięki nim pływa.

Jak to się zaczęło? Mieszkał z rodzicami w Górkach Zachodnich, blisko Jachtklubu Stoczni Gdańskiej, wtedy im. Lenina. Fascynowały go te łódki i kolorowe żagle. Miał 10 lat, gdy postanowił zostać wilkiem morskim. W szkole powstało akurat kółko geograficzne, połączone z kółkiem żeglarskim. Natychmiast się zapisał. Najpierw pływał na malutkich żaglóweczkach, optymistach i kadetach, potem przestawił się na większe jednostki. Wciągnęło go tak, że już nie umiałby bez tego pływania żyć. Bo to jest fajne, zaraźliwe. Uzależnienie, adrenalina, sport. Człowiek nie potrafi przestać.
Zagrożenia? Chwile zwątpienia? Jeszcze ich nie miał. Ale wie, że będą. Organizm ludzki nie jest niezniszczalny. Może się trafić kontuzja, może się coś zepsuć na łódce, można uderzyć w coś, co nie wystaje ponad powierzchnię wody. Choćby w wieloryba.

Te regaty - to jedna wielka niewiadoma. Zjeżdżasz w dół i wszystko się zmienia. Tropikalne temperatury, w ciągu jednej doby, przechodzą w zerowe. Jeszcze czujesz pieczenie skóry od słońca, a już musisz zakładać rękawiczki. Najgorsze przed tobą, bo musisz opłynąć całą Antarktydę. A tu wszechobecna mgła. Huraganowe wiatry, dochodzące do 200 km/godz. I ogromne fale, ponad 20 metrów. Wtedy dopiero człowiek widzi, kim na tej planecie jest. Jest - nikim.
Eliza: - Czasami śnią mi się sztormy, ale rzadko. Wierzę w umiejętności Gutka. Wiem, że nie przeszarżuje.

Małżeństwo po włosku

Pobrali się 8 marca 1997 r. To jedna z niewielu dat, którą Gutek pamięta. Elizę spotkał na lądzie, w pojeździe komunikacji miejskiej.
Eliza: Zobaczyłam go na przystanku autobusowym, po przeciwnej stronie ulicy. Miałam 18 lat, nie ukrywam, że strasznie mnie zainteresował. Zrezygnowałam więc z jazdy tramwajem, wsiadłam do autobusu. Zaczęliśmy gadać. Najbardziej się przeraziłam, gdy powiedział, że jest żeglarzem. Bo mnie żeglarstwo kojarzyło się z gitarą, wyciągniętym swetrem, Darem Pomorza, piwem i szantami. A ja byłam związana z innym sportem, na przykład - tańcem klasycznym i jazzowym.
Gutek: - Byliśmy sobie przeznaczeni. Najlepszy dowód, że gdybyśmy się nie poznali w tym autobusie, to spotkalibyśmy się dwie godziny później na prywatce. Zaproszono nas, niezależnie, na tę samą imprezę.
Dom Gutkowskich to biuro, magazyn, masa telefonów, przekrzykiwanie. Czasem przebiegnie dziecko, czasem kot lub pies. Tak jest przed rejsem. Gdy Gutek popłynie, następuje spokój, cisza, niedowierzanie. Gdy wraca, znowu nastaje chaos. Gutek nie daje się okiełznać. On nie nosi kapci. On ich nawet nie ma.
Oprócz biura i chaosu, jest w domu pięć kotów, amstaf Tequilla i królik cyborg, który miał nie żyć już dziesięć lat temu. Zwierzaki to pasja Elizy. One do niej ciągną jak muchy do lepu.
- Gdy idziemy spać, to wszystko idzie za nami - relacjonuje Gutek. Nie mam gdzie nóg położyć. Kot na głowie, na brzuchu, pod kolanem...
Pływanie Elizę nie kręci. Ale zdarza się, że Gutkowi na wodzie towarzyszy.
- Nie połknęłam bakcyla - przyznaje. - Choć startowałam w drużynowych mistrzostwach Polski. Głównie dlatego, że brakowało im w 6-osobowym teamie kobiety. Powiedzieli mi o tym dzień wcześniej, kompletnie zaskakując, nie miałam wyboru. Chodziło o to, żebym się nie wykręciła, bo pływanie z Gutkiem jest przeżyciem ekstremalnym. To tyran.
Gutek: - Bo czasami jest oczywista oczywistość, a nie można tego wytłumaczyć.
Eliza: - Gdy wychodzi na ląd, jest innym człowiekiem.
Tadeusz żartuje, że Gutek z Elizą są jak włoskie małżeństwo.
- Kłócą się, krzyczą na siebie. Przed rejsem jest takie napięcie, że w chwili pożegnania słychać jedynie wielkie: Uff. Ale wiem, że po takich burzach, sztormach i przesileniach wracają do siebie. I nadal pracujemy razem.
Eliza: - Ale czasami zastanawiam się, gdzie go wysłać, by mieć chwilę oddechu.
Gutek: - A ja po chwili dostaję SMS-a, że mógłbym już wrócić, bo tęskni.
Ona: - Gdy pracuje się razem, trzeba od siebie odsapnąć.
On: - Rozłąka scala.
Z czego żyją? Przecież jedno buja się na wodzie, drugie siedzi przy komputerze i mu to pływanie ułatwia.
- Szkolę tych, którym brakuje wiedzy i umiejętności - wyjawia Gutek. - Robię projekty. Czasem coś buduję, jakąś łódkę. To trudny fach. Gdy coś wpłynie, trzeba pokryć zadłużenia. A potem znowu nie ma nic.
Wciąż szukają sponsorów. Przekonują, że warto takie wyprawy wspierać. Czterystu astronautów zostało wysłanych w kosmos, 1200 himalaistów zdobyło Mount Everest, a tylko 196 żeglarzy samotnie opłynęło kulę ziemską.

O regatach

Regaty Velux 5 Oceans, organizowane co cztery lata, od 1982 r., są najstarszymi indywidualnymi zawodami żeglarskimi na świecie. Składają się z pięciu odcinków, wymagających od uczestników wyjątkowej odporności na stres i umiejętności nawigacji okołoziemskiej. W trakcie wyścigu o długości 30 000 mil sternicy przepływają samotnie - na łodziach IMOCA Open 60, formuła 1 - pięć oceanów. Start - 17 października br., zakończenie regat - w maju lub czerwcu 2011 r. Przewodniczącym Clipper Ventures PLC, organizatora zawodów, jest sir Robin Knox-Johnston, który w 1970 r. odbył samotny rejs dookoła świata bez zawijania do portów. Irena Łaszyn

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Z.Gutkowski: W wolnym czasie zamknę oko - Gdańsk Nasze Miasto

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto