Gdańsk: Żelbetonowe "grzyby" straszą w mieście. Gdzie znajdziesz awaryjne włazy schronów?
Ustawiliśmy też telewizor "białoruś" z gramofonem, taki sowiecki wynalazek. Telewizor już nie funkcjonował, ale gramofon działał i miał moc aż ponad 5 watów, co na tamte czasy dawało niezły efekt głośności. Do naszego klubu przychodzili uczniowie szkół średnich - liceów i techników oraz pomaturalnych i studenci, będący miłośnikami muzyki underground i rocka. Dzięki koledze, którego ojciec pracował w placówce dyplomatycznej w Londynie, mieliśmy dostęp do najnowszych płyt z nagraniami takich sławnych zespołów jak Cream, Ten Years After, Deep Parper czy Jethro Tull. Ale słuchaliśmy także płyt z nagraniami Czesława Niemena, Czerwonych Gitar, No To Co albo Niebiesko-Czarnych. Schron był ładnie urządzony, a ponieważ przechodziła przez jego pomieszczenia rura grzewcza, było tam ciepło również w zimie. - Byliśmy bywalcami klubów "Żak" i "Rudy Kot" - kontynuuje opowieść pan Włodek. - Tam poznaliśmy wielu znanych wykonawców muzyki. Odwiedzali nas oni w schronie na nasze zaproszenie. Zawdzięczaliśmy to Janowi Laskowskiemu, ówczesnemu kierownikowi "Rudego Kota", który po zakończonych występach przyprowadzał muzyków do piwnicznego klubu. Druga taka piwnica klubowa znajdowała się przy ulicy Długiej. Gościliśmy Jerzego Koselę, wtedy ze zespołem Perpetuum Mobile, a potem założyciela Czerwonych Gitar; Andrzeja Zauchę, wówczas 19-letniego muzyka z zespołu Dwóch z Gliwic i Tadeusza Nalepę, lidera zespołu Blackout z Rzeszowa. Nalepa kupował u nas najnowsze płyty. Przychodzili do nas także znakomici jazzmeni, w tym kontrabasista Helmut Nadolski i trębacz Andrzej Przybielski. Grube, żelbetowe mury powodowały, że słuchana głośno muzyka była przytłumiona i nie przeszkadzała sąsiadom. Natomiast nasi rodzice wiedzieli, gdzie jesteśmy i co robimy, stąd akceptowali działalność klubu. Niektóre schrony wykorzystywali rzemieślnicy wytwarzający biżuterię albo świadczący różne usługi.