MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Kolosy: Rejs za pomocną dłoń. Szkoła pod żaglami [zdjęcia]

Redakcja
A gdyby tak historii uczyć się w Pompejach, chemii na wulkanie, a biologii przez obserwacje delfinów? Za oknami nie ma boiska, tylko bezkresny ocean?

Szkoła pod żaglami została założona 30 lat temu przez Krzysztofa Baranowskiego. Idea za każdym razem jest taka sama - rejs jest nagrodą dla uczniów, którzy w roku poprzedzającym podróż odbywali wolontariat - stąd hasło "Rejs za pomocną dłoń". Trasa za każdym razem jest inna, uczniowie wraz z nauczycielami wyruszają na początku września i wracają po około dwóch miesiącach. Podczas ostatniego rejsu żaglowiec pokonał trasę m.in przez Bałtyk, kan. Kiloński, Morze Północne, Ocean Atlantycki, Morze Śródziemne. Uczniowie odwiedzili Majorkę, Ibizę, Korsykę, Sardynię, Francję i Hiszpanię.

- Nauczyciele są z uczniami przez 24h na dobę - opowiada Aleksandra Dudij, jedna z uczennic Szkoły pod żaglami - traktują nas partnersko, jak równych sobie, ponieważ na statku wszyscy jesteśmy tak samo ważni, wykonujemy równie istotną pracę. Poza tym obserwują nas w różnych sytuacjach, nawiązujemy zupełnie inne relacje niż te w "normalnej" szkole - dodaje.

Zobacz też: Rozpoczęły się Kolosy. Trzy dni niezwykłych opowieści o dalekich i bliskich podróżach [zdjęcia]

Właśnie nawiązywanie głębokich relacji jest tym, co w rejsie najważniejsze. - Podczas rejsu nie można się obyć bez współpracy - mówi Kryspin Pluta, reżyser, uczestnik rejsu - Ludzie są od siebie zależni, ale w bardzo pozytywnym sensie. Młodzież uczy się, że żeby osiągnąć cel trzeba współdziałać - zwijanie żagli, przygotowanie obiadu dla wszystkich uczestników, 24-godzinne wachty - to wszystko uczy nas, że trzeba polegać na innych, a przy okazji być odpowiedzialnym za własną część zadania - podkreśla.

Zobacz galerię:

Co trzeba wiedzieć, zanim wyruszy się w taki rejs? - Przede wszystkim trzeba wcześniej odbyć wolontariat oparty na pomocy słabszym. Zadania mogą być dowolne, pomoc starszym ludziom, opieka nad dziećmi, pomoc w nauce - chodzi o to, że rejs jest formą nagrody za to, że wyciągnęło się do kogoś pomocną dłoń - opowiada Kryspin Pluta - Pierwszym etapem rekrutacji jest weryfikacja tego wolontariatu przez fundację. Następnie młodzież, która przeszła przez tę część rekrutacji jedzie do Giżycka, gdzie odbywają się zawody sportowe. Uczestnik rejsu musi być sprawny fizycznie - sprawdzana jest szybkość, umiejętność pływania i siła, przez podciąganie na drążku. Wszystkie te umiejętności przydadzą się później na jachcie, choćby przy wspomnianym zwijaniu żagli.

- Zwijanie żagli to wbrew pozorom (na filmie wygląda to dosyć niebezpiecznie - trzeba wspiąć się na sam szczyt masztu) zajęcie, do którego każdy się pali - opowiadała podczas projekcji Aleksandra Dudij - można się wyciszyć, pooglądać niesamowite widoki. Może się wydawać, że to wciąż i wciąż to samo, tylko ocean - ale każdy wschód i zachód słońca są inne. I jest jeden widok, do którego nie da rady się przyzwyczaić bo za każdym razem zapiera dech w piersiach - na hasło delfiny wszyscy rzucają swoje zajęcia i biegną obserwować, Udało nam się też zobaczyć wieloryby. - dodaje.

W szkole pod żaglami, jak w każdej szkole są normalne oceny, zajęcia, prace domowe i klasówki. W załodze jest ok. 8 nauczycieli i 30 uczniów III klasy gimnazjum. Wyniki w nauce są ważne - jeśli ktoś opuszcza się w zajęciach, zbiera jedynki, to za karę nie może zejść na ląd podczas postoju w porcie. Podczas postoju nie ma normalnych zajęć, ale nauczyciele przemycają wiedzę w czasie wycieczek - lekcja historii odbywała się w ruinach Pompejów, biologii i chemii uczy lekarz, będący członkiem załogi, geografię prowadzi kapitan. Poza tym uczniowie pełnią wachtę nawigacyjną, która sprawdza umiejętności w praktyce. Od zwykłej szkoły rejs różni się też tym, że uczniowie mają dodatkowe obowiązki, na zmianę pełnią wachty, czuwają po 4 godziny w nocy, zajmują się statkiem. - Uczestnikami rejsu są tez uczniowie z innych krajów. W jednym z rejsów płynęli Rosjanie, Amerykanie - dzięki temu uczymy się wzajemnie od siebie, łamiemy stereotypy kulturowe, uczymy się języków - opowiada Pluta.

-Od zwykłej szkoły różni nas też to, że nie chce się z niej wracać - uśmiecha się Kryspin Pluta - rodzice byli zdziwieni, kiedy po rejsie ich dzieci zamiast witać się z nimi stały przytulone do siebie nie chcąc się rozstawać. Trochę trudno się odnaleźć zaraz po rejsie, większość przeżywa tak zwany "kryzys porejsowy", ale dzięki temu budowane są też trwałe relacje. Uczniowie mają ze sobą kontakt, organizują spotkania, wymieniają zdjęciami, wrażeniami. To chyba najważniejsze co zostaje po wyprawie - relacje. - podkreśla.

A co później? - 96% uczestników pierwszych rejsów Szkoły pod Żaglami to obecni kapitanowie. Połknęli bakcyla i związali swoje życie z morzem. To wciąga, kto raz spróbuje będzie chciał wrócić - mówi Kryspin Pluta

Kliknij w zdjęcie, żeby rozpocząć przeglądanie galerii:

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto