MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Maszerowali z pustymi garnkami. Dostali gazem po oczach, bo chcieli zakłócić uroczystości ECS

Redakcja
To miała być pokojowa demonstracja przeciwko podwyżkom czynszów ...
To miała być pokojowa demonstracja przeciwko podwyżkom czynszów ... Maciej Trojanowicz
To miała być pokojowa demonstracja przeciwko podwyżkom czynszów w mieszkaniach komunalnych. Mimo zatwierdzonej przez miasto trasy, skończyło się blokadą demonstracji interwencją ochrony.

Kolejna odsłona Marszu Pustych Garnków odbyła się w sobotę, 14 maja w centrum Gdańska. Organizatorzy uzyskali od Miasta Gdańsk pozwolenie na przejście od City Forum przez ul. Rajską do Jana z Kolna.

- Tę datę i trasę naszej legalnej manifestacji nie wybraliśmy przypadkowo - tłumaczył Łukasz Muzioł z grupy Nic o Nas Bez Nas, organizatora protestu. - Przy Placu Solidarności odbywa się dziś uroczystość wmurowania kamienia węgielnego pod budowę Europejskiego Centrum Solidarności. Chcieliśmy, żeby nas usłyszeli - mówił. Na uroczystości był obecny m. in. Bronisław Komorowski, Paweł Adamowicz, wielu polityków i samorządowców.

Agresja rodzi agresję

Kiedy przeciwnicy podwyżek czynszów komunalnych doszli do ul. Wały Piastowskie, niedaleko Pomnika Poległych Stoczniowców, na wysokości muzealnego pojazdu milicji, policjanci ustawili barierki blokując legalną manifestację. Protestujący, nie mając wyjścia, zatrzymali się i wykrzykiwali swoje hasła, nakłaniając jednocześnie służby porządkowe do ustąpienia.

- Tuż przed barierkami stała prywatna firma ochroniarska, za nimi straż miejska, a dopiero potem policja - tłumaczy Magdalena Michalewska, rzeczniczka prasowa Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku. - Zablokowaliśmy trasę przejścia demonstrantów z uwagi na wizytę prezydenta Komorowskiego, który znajdował się kilkadziesiąt metrów dalej. Zresztą cały teren wokół stoczni został z tego powodu zamknięty - wyjaśnia Michalewska.

Oliwy do ognia dolewał przewodniczący stoczniowej "Solidarności" Karol Guzikiewicz.

- Dokładnie w tym samym miejscu się spotykamy po 30 latach! - krzyczał w kierunku policjantów działacz związkowy. - Polska za rządów PO coraz bardziej przypomina PRL, z którym walczyliśmy - wykrzykiwał do megafonu.

Z czasem robiło się coraz goręcej. Odważniejsi protestujący zaczęli zaczepiać stojących w kordonie policjantów oraz napierać na barierki. Kilka osób zaczęło je przewracać, wyszarpywać z rąk służb porządkowych. Ciśnienie rosło z sekundy na sekundę, coraz więcej osób zaczęło napierać. Wtedy też jeden z ochroniarzy użył gazu pieprzowego by uspokoić protestujących.

- Będziemy dochodzić czy użycie gazu pieprzowego było konieczne, ale była to odpowiedź na agresywnie i silnie napierający tłum - dodaje Michalewska.

"Prawdziwa twarz Pawła Adamowicza"

Mężczyzna, który dostał gazem pieprzowym prosto w twarz po chwili stracił przytomność, zaś po kilku minutach został odwieziony do szpitala. Ucierpiało też kilka innych osób, w tym kobieta, która chciała przedrzeć się przez barierki. Przeszkoda upadła jej na nogę.

Jeszcze przez kilkanaście minut demonstranci lżyli pod adresem służb bezpieczeństwa oraz wykrzykiwali hasła z którymi od początku szli w proteście. Najmocniej oberwało się Pawłowi Adamowiczowi oraz jego zastępcy od spraw mieszkań komunalnych - Maciejowi Lisickiemu.

- Dziś spadła maska prezydenta Gdańska - komentował po zajściach Muzioł. - Człowiek, który odwołuje się do wartości "Solidarności" pokazał dziś, że nie ma z nią nic wspólnego.

Tak oto legalna, pokojowa manifestacja przerodziła się w przepychanki, w których ucierpiało kilka osób.

Kto zawinił podczas dzisiejszej demonstracji?

Skończyło się groźnie i niesmacznie (dosłownie, gaz pieprzowy na długo zostaje w ustach). Demonstracja przeciwników podwyżek w mieszkaniach komunalnych miała mieć charakter pokojowy. Jednak sama data marszu była co najmniej kontrowersyjna. Niemniej prowokujące osoby znalazły się wśród manifestantów. To oni swoją agresją (doszło do rękoczynów na osłaniających się tarczami pracownikach ochrony) sprowokowali jednego z ochroniarzy do użycia gazu pieprzowego. Dostało się wielu osobom: demonstrantom bardziej i mniej (starsze osoby) krewkim, dziennikarzom, fotoreporterom, operatorom kamer. Także i mnie. Użycie gazu załagodziło sytuację, jednak było całkowicie zbędne. Kilka osób poważnie ucierpiało. Zamiast pokojowego przejścia skończyło się naprawdę nieprzyjemnie. A wina leży po kilku stronach.

Miasta, ponieważ zablokowało demonstrację, na którą początkowo wydało zgodę.

Organizatorów marszu, gdyż wyznaczyli jej termin i trasę wiedząc, że przy stoczni odbywają się uroczystości z udziałem prezydenta Komorowskiego. Była to pierwsza z prowokacji.

Kilku demonstrantów, jeśli już jednak droga jest zablokowana to po co wszczynać awantury i pchać się na ochroniarzy, strażników miejskich i policjantów. Po co siłować się barierkami, uderzać megafonem i wyładowywać agresję. Czy to może dać dobre skutki?

Ochroniarzy, zwłaszcza jednego, ponieważ użycie gazu łzawiącego uszkodziło zdrowie kilku osób, co powinno pozostać priorytetem. Są łagodniejsze metody walki z demonstrantami. Są też łagodniejsze metody walki z podwyżkami czynszów.

Maciej Trojanowicz, MMTrojmiasto.pl
od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto