Prezes nie mówi prawdy

Milena Rosner to jedna z dwóch siatkarek Gedanii, obok Izabeli Bełcik, która przebywa na zgrupowaniu narodowej reprezentacji seniorek. Gdańszczankę przepytaliśmy jednak z powodu zarzutów, jakie padły pod adresem jej i innych zawodniczek z ust prezesa klubu, Zdzisława Stankiewicza.

- Prezes skrytykował was za postawę, zwłaszcza w drugiej części sezonu.

- Czy można się skupić na treningach i spotkaniach, skoro cały czas myśli się, kiedy zostaną uregulowane zaległości. Czy w ogóle otrzymamy jakieś pieniądze? W takiej sytuacji nasz wynik jest zaskakująco dobry. Poza tym znajduję się wciąż w kadrze narodowej. O czymś to świadczy.

- Ale wszystkie zaległości podobno zostały uregulowane. Zarabiałyście nawet po 2 tys. zł...

- Tak, tylko mówienie o 2 tys. zł to kłamstwo. Od grudnia otrzymywałam połowę stypendium, dokładnie 500 zł. Czy z tego można wyżyć i utrzymać dobrą formę?

- Czy zespół Gedanii faktycznie nie był odpowiednio dobrany pod względem charakterologicznym?

- W każdej drużyne, gdzie grają kobiety, jest to niemożliwe. Atmosfera była taka, jaka była, ze względu na finanse.

- Czy trener Jerzy Skrobecki powinien nadal z wami pracować?

- Nie winiłabym trenera, że nie spełniłyśmy oczekiwań niektórych osób. To dobry szkoleniowiec, który sumiennie wykonywał swoje obowiązki. Nie widzę innego kandydata na jego miejsce. Mówienie, że trener powinien nas pilnować, chodzić za nami krok w krok, to absurd. Jesteśmy dorosłe i doskonale wiemy, co należy robić. W tym sezonie nawet nie pamiętam, abym odwiedziła dyskotekę. Zabrakło czasu.

- Zamierzasz zostać w Gdańsku?

- Złożyłam podanie o zwolnienie, bo taki miałam zapis w kontrakcie. Wcale nie znaczy to, że chciałabym odejść. Nikt mnie jednak nie zachęca do pozostania. Tym bardziej krzywdząc mnie i pozbawiając zarobku. Za maj i czerwiec mam otrzymać 50 procent mniej. Także nie wiem, jak dalej potoczy się moja kariera.