MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Śląsk Wrocław - Lechia Gdańsk 8.08.2021 r. VAR sprzyjał Lechii, ale Łukasz Zwoliński zmarnował karnego. Tomasz Makowski uratował punkt

Paweł Stankiewicz, Wrocław
Fot. Przemysław Świderski
Lechia Gdańsk zremisowała we Wrocławiu ze Śląskiem 1:1. Na początku meczu Łukasz Zwoliński nie wykorzystał rzutu karnego, co miało ogromny wpływ na przebieg meczu i końcowy wynik. W końcowych sekundach szczęście uśmiechnęło się do biało-zielonych.

Lechia pojechała do Wrocławia z nadzieją na zdobycie kompletu punktów. W innych okolicznościach dobrze grający w tym sezonie Śląsk byłby faworytem, ale ponieważ walczy o grę w fazie grupowej Ligi Konferencji trener Jacka Magiera wymienił aż dziewięciu piłkarzy z podstawowego składu, a to zwiększyło szansę biało-zielonych na korzystny wynik.

CZYTAJ TAKŻE: Brat znanego tancerza trafi do Lechii Gdańsk?

- Nie ma dla mnie znaczenia, jaki skład wystawi Śląsk. Chciałbym, żeby wystawili najlepszy, jaki będą mogli w danym dniu. My skupiamy się na swoim składzie, na budowaniu swojej strategii gry i wierzę, że będzie to dobre spotkanie – mówił Piotr Stokowiec, trener Lechii przed wyjazdem do Wrocławia.

Zdecydowanie bohaterem Lechii mógł być w pierwszej połowie Łukasz Zwoliński. Już na początku spotkania w polu karnym faulowany był Joseph Ceesay, a sędzia Jarosław Przybył – choć dopiero po analizie VAR – podyktował karnego dla gdańszczan. Do piłki podszedł właśnie Zwoliński, wziął krótki rozbieg i… posłał futbolówkę wysoko nad bramką.

Zwoliński to chyba nie jest najlepszy wybór do wykonywania rzutów karnych. W poprzednich sezonach tę rolę pełnił Flavio Paixao, któremu też zdarzało się pomylić, ale w zdecydowanej większości trafiał do siatki. Portugalczyk był jednak na ławce rezerwowych, więc karnego musiał strzelać kto inny. Wyznaczony został Zwoliński, ale jego liczby z tego fragmentu nie mogą zachwycać. W barwach Lechii wykonywał cztery rzuty karne, ale wykorzystał z nich tylko dwa – w spotkaniu Pucharu Polski z Olimpią Grudziądz i w pamiętnym ligowym meczu z Zagłębiem w Lubinie w sezonie 2019/20, który zakończył się remisem 4:4. Poza meczem we Wrocławiu karnego nie wykorzystał także w Szczecinie z Pogonią także wiosną 2020 roku.

- Cieszę się, że dochodzę do sytuacji bramkowych. Skutecznością się nie martwię, bo ona wkrótce przyjdzie. Znam swoją wartość i umiejętności, a w sytuacjach też trzeba umieć się znaleźć – mówił „Zwolak” po meczu z Wisłą Płock, ale na odbudowanie skuteczności musi jeszcze poczekać.

CZYTAJ TAKŻE: Kto jest najdroższym piłkarzem Lechii? Sprawdźcie ranking [TOP 26]

To nie była jedyna sytuacja Łukasza, bowiem jego kolejny strzał z trudnej sytuacji obronił Michał Szromnik, ale chwilę później powinien głową skierować piłkę do siatki, a trafił prosto w ręce bramkarza Śląska. W tej części gry oddał jeszcze jeden celny strzał, ale za lekko i Szromnik z łatwością złapał piłkę.

Lechia zapłaciła wysoką karę za brak skuteczności. Akcja Śląska przyniosła błędy Conrado, Mateusza Żukowskiego i Zlatana Alomerovicia, a Dino Stiglec skierował piłkę do siatki biało-zielonych. Jedna z nielicznych akcji gospodarzy przyniosła im zatem prowadzenie. Biało-zieloni mieli jeszcze szansę Mario Malocy, ale i jego strzał głową nie zaskoczył Szromnika. Antybohaterem Lechii po pierwszej połowie był jednak Zwoliński i napastnik wziął odpowiedzialność za wydarzenia boiskowe, bo to nie był wcale zły mecz w wykonaniu gdańskiego zespołu.

- Mam do siebie ogromne pretensje. Piłka mnie szuka w polu karnym, ale brakuje skuteczności. Miałem przynajmniej trzy dobre sytuacje i jestem zły na siebie, że piłka ani razu nie wpadła do bramki – mówił w przerwie meczu Zwoliński.

W drugiej połowie VAR nadal sprzyjał Lechii. W pierwszej pomógł przyznać karnego, a po przerwie anulować. Sędzia Przybył przyznał rzut karny dla Śląska, bo jego zdaniem Bartosz Kopacz faulował, choć gdańszczanie mocno protestowali. Sędzia obejrzał sytuację i odwołał karnego. Śląsk grał z kontry, więc miał więcej sytuacji, choć to Lechia starała się prowadzić grę. Trener Lechii szukał rozwiązań i jednocześnie na boisko wpuścił trzech napastników – Flavio Paixao, Bassekou Diabate i Kacpra Sezonienkę, a zdjął między innymi Zwolińskiego, który nie potrafił się przełamać. 18-letni Sezonienko za to mógł mieć wymarzony debiut w PKO Ekstraklasie, bo zaraz po wejściu dostał podanie piętą od Paixao, ale przegrał pojedynek sam na sam ze Szromnikiem. W drugiej połowie sytuacja się odwróciła, bo to Śląsk miał więcej sytuacji, a to się na nich zemściło. W piątej minucie doliczonego czasu gry – z sześciu dodanych przez arbitra – wyrównującego gola strzelił Tomasz Makowski po dośrodkowaniu Mykoły Musolitina. Co ciekawe, to drugi gol Makowskiego w ekstraklasie i drugi strzelony we Wrocławiu. Ponownie długa trwała analiza VAR, czy Flavio Paixao nie faulował w polu karnym Łukasza Bejgera, ale po raz trzeci decyzja była na korzyść Lechii i bramka została uznana.

Pazdan, Sobiech, Furman i Quintana wracają do ekstraklasy. "To ciekawe nazwiska, które mówią coś kibicom. To magnesy na stadiony"
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Feta kibiców Motoru pod Areną

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto