Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

764 kilometrów i 90 minut z Marią Wiernikowską

Redakcja
Natalia Hennig
O dziennikarstwie mówi, żeby go nie ubierać w blichtr, bo to przyczyna jego upadku. Jeździła na wojnę, by ukazywać jej bezsens. Zasłynęła dramatycznymi reportażami z Powodzi Tysiąclecia.

Maria Wiernikowska pracowała dla Radio France International, BBC, Polskiego Radia, Telewizji Polskiej, Gazety Wyborczej. Zdawała relacje z wojennych konfliktów w Jugosławii, Bośni i Hercegowiny, Afganistanu. Równie interesująco i barwnie opowiadała w piątek, 16 sierpnia podczas Literackiego Sopotu, o swojej pielgrzymce do Santiago de Compostela, którą utrwaliła w książce "Oczy czarne, oczy niebieskie".

Hiszpańska wyprawa miała być osobistą podróżą, a zapiski z niej sześć lat czekały na odkrycie przez syna dziennikarki. Choć to intymny reportaż, Wiernikowska na spotkaniu autorskim nie mówi o sobie, lecz o napotkanych ludziach, miejscach i "urwaniu się z musika".

Wydana w czerwcu tego roku książka dziennikarki jest spisanym strumieniem świadomości, pełnym dygresji i płynnego przechodzenia z jednego tematu do drugiego. Spotkanie też było snuciem opowieści. Dzięki nim poznaliśmy Maruszkę - staruszkę częstującą pielgrzymów winem i serem, administratorkę sieci informatycznej płaczącą, gdy kończyła się jej podróż, Polaka na saksach sprzedającego Wiernikowskiej rower, św. Jakuba i średniowiecznego Rolanda. Minęliśmy biedne hiszpańskie wioski i z pewną dozą strachu - wyludnione przez kryzys miasta, "nowoczesną cześć Hiszpanii, która podupadła".

Podroż słuchaczy przebiegła komfortowo: siedzieliśmy w klimatyzowanej sali, na wygodnych krzesłach, tuż obok plaży i sopockiego molo. Pielgrzymka Wiernikowskiej natomiast była długą drogą przez nieraz opustoszałe tereny, skromne schroniska, z wyładowanym telefonem, w jednej parze butów, gdyż wraz z kolejnymi etapami pielgrzymi pozbywali się zbędnego i ciężkiego bagażu. Z każdym kilometrem i nowym pęcherzem Wiernikowska bliższa była ascezie i pokorze, a to sprzyjało ważniejszej, równoległej wędrówce: w głąb siebie. Właśnie temu miały służyć te 764 km. Zatrzymaniu się w biegu, spojrzeniu na życie z nowej perspektywy, doświadczeniu prostoty, bo - jak mówi reporterka - "zapominamy o tym, że można żyć o chlebie i wodzie". Wyprawa miała wpływ na dalsze losy zawodowe dziennikarki - po niej zaczęła opisywać "zwykłych ludzi, którym się dobrze żyje i dzięki temu mają coś ciekawego do powiedzenia".

Maria Wiernikowska w trakcie spotkania nieustannie podkreślała, że nie geograficzny cel pielgrzymki jest ważny, ale sama wędrówka.

- Oodbębniłam rytuały, coś się pali, coś żegna. Nic się właściwie nie stało. Ale znowu trzeba gdzieś pójść. Po podróży jesteśmy innymi ludźmi. Nie potrzebny nam kalendarzyk z planami, bo już inaczej patrzymy na te same zadania, plany, na... tego samego męża. Jestem tu w środku spokojna, że jeszcze coś mi się może zdarzyć - opowiadała.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto