Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Objaw Łazarza" i pewność nadziei

Dorota Abramowicz
Rozmowa z dr Piotrem Zielińskim, neurochirurgiem z gdańskiej Akademii Medycznej. - Wstrząsnęła mną informacja, że podczas pobierania organów martwy dawca rusza się, siada i trzeba mu dawać środki przeciwbólowe.

Rozmowa z dr Piotrem Zielińskim, neurochirurgiem z gdańskiej Akademii Medycznej.

- Wstrząsnęła mną informacja, że podczas pobierania organów martwy dawca rusza się, siada i trzeba mu dawać środki przeciwbólowe. Przecież zwłoki nie czują bólu...

- Śmierć człowieka uznaje się w momencie śmierci jego mózgu. Reszta organizmu funkcjonuje normalnie - serce, mięśnie, nerwy rąk, nóg oraz rdzeń kręgowy. Dlatego u osoby po stwierdzonej śmierci pnia mózgu mogą jeszcze występować pewne proste odruchy - skurcze rąk, nóg albo mięśni tułowia objawiające się siadaniem. Ma to nawet swoją starą nazwę - "objaw Łazarza". Polega on na tym, że zmarła osoba wkrótce po śmierci po dotknieciu albo innym bodźcu nagle na chwilę siada. Jest to resztkowy, odruchowy skurcz mięśni tułowia. Nazwa jest stara i pochodzi sprzed czasów transplantologii. Nie jest to żadna nowinka budzaca zdziwienie, chociaż rzeczywiście może to wyglądać strasznie. Sam nigdy takiego objawu nie widziałem. Środki przeciwbólowe hamują te odruchy.

- Skąd wiecie, czy chory nie ma żadnych szans na wybudzenie się ze śpiączki?

- Trzeba przeprowadzić ściśle określone badania, ujęte w schemat nazywany zasadami orzekania śmierci mózgu. Trwają one kilka godzin. Przeprowadza je specjalna komisja złożona z trzech lekarzy.

- A ryzyko pomyłki?

- Pobieżna ocena stanu chorego może być myląca. Szczególnie dotyczy to dzieci i osób młodych, u których zdolności mózgu do przetrwana kryzysu chorobowego są znacznie większe, niż u ludzi starszych. Mózg, im jest starszy, tym ma mniejsze zdolności naprawy i jest bardziej wrażliwy na uszkodzenia. Dlatego opisywane w prasie przypadki wybudzenia chorych ze śpiączki najczęściej dotyczą dzieci i młodych osób. U dzieci można nawet stwierdzić z taką stuprocentową dokładnością, czy jest nadzieja, czy nadziei już nie ma. Wyjątkiem są noworodki donoszone do siódmego dnia życia, u których z góry zakłada się, że stuprocentowej pewności nie da się osiągnąć. Absolutnie nie wolno dopuszczać do sytuacji, że pobiera się narządy od pacjenta, który ma jeszcze choć cień szansy na przeżycie. I tak naprawdę to się nigdy nie zdarza!

- To jakim cudem rodzice Agnieszki mogli usłyszeć od lekarki, że ich dziecko nie żyje i powinni zgodzić się, by zostało dawcą?

- Postępowanie związane ze stwierdzeniem śmierci pnia mózgu jest pracochłonne i związane z wykonywaniem wielu dodatkowych badań. Z tego powodu nie rozpoczyna się go u chorych, u których z góry wiadomo, że nie będą kwalifikowali się jako dawcy. I tutaj, według mnie, powstaje ryzyko przedwczesnej rozmowy z rodziną pacjenta, u którego podejrzewamy śmierć mózgu. Teoretycznie rodzina nie ma prawa wyrażać zgody lub niezgody na pobranie narządów, ale w praktyce lekarze stosują się do uwag najbliższych. Taka rozmowa może prowadzić do nieporozumień. Zdarza się, że wstępnie rozmawiano z rodziną o transplantacji, a potem okazuje się, że jednak nie stwierdzono u chorego śmierci mózgu i chory z czasem zaczyna się wybudzać.

- Często zdarzają się takie cudowne ozdrowienia?

- Przypomina mi się historia kilkunastoletniej dziewczynki, która spadła z konia i miała krwiaka mózgu. Była w bardzo ciężkim, na pozór beznadziejnym stanie, jednak wyszła z tego bez szwanku. Napisała do nas, że dalej jeździ konno... Inny chory, około trzydziestki, po wypadku samochodowym pozostawał w śpiączce przez wiele miesięcy. Był też przez jakiś czas u prof. Talara, a teraz powoli wraca do życia. Stopień uszkodzenia mózgu może być bardzo różny. W najcięższym przypadku stwierdzamy śmierć mózgu i wtedy z pewnością nie ma żadnej nadziei. W mniej ciężkich przypadkach chory może pozostawać w śpiączce lub może być przytomny, ale ma trudnościami w poruszaniu, mówieniu, myśleniu. Mózg po wypadku powoli „dochodzi do siebie” dniami, miesiącami, a nawet latami. Głównym lekarstwem jest czas. Innym - ruch. Leżenie jest wrogiem każdego przewlekle chorego, prowadzi do przykurczu mięśni, odleżyn, spadku odporności organizmu, ułatwia szerzenie się infekcji. Stawy, które nie pracują, usztywniają się. Dlatego leczenie chorych w śpiączce jest długotrwałe i oparte na rehabilitacji.

- Amerykanie twierdzą, że neurochirurg wydający orzeczenie o śmierci znajduje się często pod presją transplantologów...

- Transplantolodzy absolutnie nie naciskają na innych lekarzy. W podejmowaniu decyzji o śmierci mózgu nie ma miejsca na pośpiech i nie sposób ominąć zasad orzekania. Czasami jednak orzekanie bywa trudne ze względu na urazy, jakich doznał pacjent. Na przykład nie można dobrze ocenić reakcji źrenic na światło ze względu na uszkodzenia twarzy. Dlatego w przygotowaniu jest nowelizacja przepisów dotyczących zasad orzekania o śmierci mózgu. Będą one jeszcze uzupełnione o dodatkowe badania.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Objaw Łazarza" i pewność nadziei - Gdańsk Nasze Miasto

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto