Derby Trójmiasta jak zawsze przyciągnęły na trybuny tłumy kibiców z Gdyni i Sopotu, którzy stworzyli doskonałą atmosferę na trybunach. Przed meczem wyraźnym faworytem była Asseco Arka, czyli ekipa mająca ambicje, by powalczyć o drugi medal Energa Basket Ligi z rzędu. Pierwsze spotkania sezonu były dla obu ekip bardzo udane i zakończone pewnymi zwycięstwami, co zwiastowało ciekawe widowisko w Gdynia Arenie.
Początek meczu był bardzo nerwowy po obu stronach parkietu, kibice oglądali sporo pudeł i niedokładnych podań. Można było oczekiwać, że zespół, który pierwszy przełamie niemoc, odskoczy, przynajmniej na chwilę, od rywala. Tak się jednak nie stało, bo poprawa gry w ataku przyszła niemal równocześnie po obu stronach. Dopiero w końcówce pierwszej kwarty dwie trójki z rzędu Arki pozwoliły gospodarzom odskoczyć na cztery punkty. Rzutem na równo z syreną przewagę gdynian powiększył jeszcze Krzysztof Szubarga i to Asseco prowadziło po 10 minutach 28:22.
W drugiej odsłonie Trefl szybko zminimalizował straty, po skutecznych akcjach Witalija Kowalenki i Jeffa Robersona. Ponownie spotkanie się wyrównało, ale jedynie na kilka minut. Później raz jeszcze gwiazdy gospodarzy, z kapitalnym Joshem Bosticiem na czele, wzięły sprawy w swoje ręce i w połowie kwarty przewaga Asseco Arki wynosiła siedem punktów. Przez kolejne pięć minut niewiele się zmieniało, bo różnica między ekipami cały czas utrzymywała się na podobnym poziomie. Dopiero w ostatniej sekundzie Carlos Medlock pomógł Treflowi zmniejszyć straty do zaledwie trzech punktów. Do przerwy gdynianie prowadzili 40:37.
Po zmianie stron przewaga Arki długi czas nie zmieniała się, aż w końcu do gry włączył się Cameron Ayers. Amerykanin w połowie kwarty trafił z dystansu, doprowadzając do pierwszego od dłuższego czasu remisu. Swoją trzecią trójką odpowiedział Ben Emelogu, ale później pięć oczek z rzędu rzucił kapitan Trefla, Paweł Leończyk, wyprowadzając gości na prowadzenie. Swoje dołożyli po chwili Medlock i Kowalenko, ale ze strony gospodarzy odpowiedzieli liderzy - Bostic i Adam Hrycaniuk. To właśnie amerykański skrzydłowy swoimi punktami ponownie doprowadził do remisu na minutę przed końcem kwarty. Taki rezultat utrzymał się do końca odsłony i po 30 minutach było 56:56. To mogło oznaczać tylko jedno - niesamowite emocje w końcówce meczu.
Ostatnią kwartę świetnie rozpoczęła leworęczna dwójka obwodowych Trefla - Łukasz Kolenda i Carlos Medlock. Po ich trafieniach sopocianie prowadzili już 63:58, zmuszając trenera Przemysława Frasunkiewicza do wzięcia przerwy na żądanie. Po kolejnych kilku minutach... znów zmieniło się prowadzenie, bo po akcji 2+1 Leytona Hammondsa i rzucie z półdystansu Adama Hrycaniuka to gdynianie prowadzili dwoma oczkami. Chwilę później nieprawdopodobny rzut z około 10 metrów trafił Bostic i różnica między ekipami wzrosła jeszcze wyraźniej. 11 punktów z rzędu gospodarzy wybiło z rytmu Trefla, ale do końca spotkania pozostało jeszcze pięć minut. Jednak zamiast pogoni sopocian, kibice zobaczyli dalszą ucieczkę Arki. Gracze Przemysława Frasunkiewicza byli nie do zatrzymania i powiększali przewagę z każdą akcją. Końcowe minuty gdynianie wygrali 29:3, a cały mecz 87:66.
Asseco Arka Gdynia - Trefl Sopot 87:66 (28:22, 12:15, 16:19, 31:10)
Asseco Arka: Bostic 24, Emelogu 15, Hammonds 13, Greene 12, Hrycaniuk 8, Szubarga 8, Wyka 5, Upson 2, Kamiński 0, Wołoszyn 0, Czerlonko 0, Malczyk 0.
Trefl: Leończyk 14, Medlock 13, Foulland 8, Ł. Kolenda 8, Kowalenko 8, Roberson 8, Ayers 4, M. Kolenda 3, Kurpisz 0, Kamiński 0, Kulikowski 0, Rompa 0.
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?