Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bezdomność: U Brata Alberta

aniaklosowska
aniaklosowska
Maciek mieszka w noclegowni Św. Brata Alberta dla bezdomnych mężczyzn w Nowym Porcie. Jest bezdomny od czterech lat.

Jako 21-letni mężczyzna Maciek wyjechał do Libanu, służył w siłach ONZ. Zapytany o kobiety swojego życia wymienia dwie. O jednej nie chce mówić, twierdzi, że właściwie jej nie pamięta. Drugą poznał zaraz po powrocie z wojska, ale nic z tego nie wyszło. Ona ze Śląska, on z Gdańska, to nie mogło się udać. Dziś mówi, że żałuje.

 

Jeżeli chodzi o rodzinę, to rodzice się rozeszli, a z siostrą nie ma kontaktu. - Ona ma klapki na oczach. Jest dziwna - twierdzi. Nigdy nie mieli ze sobą dobrych relacji. Pozwalano mu w domu na więcej, był starszym bratem, mógł wychodzić na imprezy, a ona rozgoryczona zostawała w domu. Może dlatego teraz się nie widują. Poza tym ona nie lubi alkoholu. - Dostała kiedyś butelkę wina to pewnie do dzisiaj stoi pełna - śmieje się Maciej. Zapytany o szkolne lata przyznaje, że najbardziej nie lubił lekcji języka polskiego. Ostatecznie przestał na nie chodzić, a w zamian wybierał pizzę z kolegami.

 

Gdyby mógł cofnąć czas, pewnie nie opuszczałby zajęć. Teraz, małymi krokami, stara się wszystko naprawiać. Chciałby założyć rodzinę, mieć poczucie domowego ciepła i bezpieczeństwa. - Pewnie miło jest wracać do domu, wiedzieć, że ktoś czeka - on wie, że osoba, z którą rozmawia, ma zupełnie inne życie.

Maciek pracuje w stoczni w Gdańsku. Nie chce powiedzieć ile zarabia. - Wolałbym tego nie wspominać, bo jak się tu dowiedzą, to będę miał problemy.

 

Zapewnia, że niedługo będzie go stać na wynajęcie pokoju, może mieszkania - Już jest utarte, że to są moje ostatnie dni tutaj  - mówi. Nie dałby jeszcze rady sam się utrzymać. Ale teraz to już kwestia czasu.

Zanim jednak to nastąpi, mieszka w noclegowni Św. Brata Alberta dla bezdomnych mężczyzn w Nowym Porcie. Jest bezdomny od czterech lat.

- To w sumie można powiedzieć moja wina, ja nie winię nikogo za to, byłem w wojsku i tam się rozchlałem, można powiedzieć.

 

Kiedy wrócił z wojska, a członkowie rodziny zauważyli, że pije, tolerowali to przez pewien czas. Gdy stracili cierpliwość, wysłali go na terapię. W tym czasie rodzice rozeszli się, ułożyli sobie życie z innymi partnerami i oddali córce wspólne mieszkanie. Maciek zamieszkał z babcią. Jednak to nie potrwało długo. Ojciec potrzebował pieniędzy na nowy dom. Zabrał babcię do siebie, wymeldował Maćka i oznajmił: "a ty rób, co chcesz".

 

- Jak mieszkanie straciłem, to już wtedy zostałem na lodzie, ja ten okres jeśli dobrze pamiętam, to przepiłem, wtedy to już pojechałem z programem, miałem wszystko głęboko, było mi bez różnicy czy śpię u kumpla, czy gdziekolwiek, jedyne gdzie nie spałem to na śmietniku.

 

Nigdy nie rozmawiał z ojcem o tym, jak to się zaczęło.

Jego ojciec jest kierownikiem administracyjnym w firmie w Nowym Porcie. Nie ma problemu alkoholowego. Maciek próbuje go tłumaczyć. Nic nikomu nie zarzuca, nikogo za nic nie wini, jeżeli już to samego siebie. To chyba wynik dwóch terapii, które przeszedł. Kiedy się z nim rozmawia ma się wrażenie, że mówi językiem zaczerpniętym ze spotkań grupowych, na które uczęszczał. To terapeutki "ze sreberka" wszystkiego go nauczyły. Choć przyznaje, że pierwszy raz poszedł na terapię, żeby "rodzinie zamknąć ryja".

 

Czy pozwala sobie na drobne przyjemności? - Tak, to jest jeden z elementów terapii - mówi. Lubi chodzić do kina, bo po zaprzestaniu picia nastąpiła pustka, którą trzeba wypełnić.

"Szlifowanie bruku" - tak określa swoje włóczęgi po mieście, kiedy nie pracuje. Z noclegowni musi wyjść o 9, a o 17 może wrócić. Jeśli jest trzeźwy, może liczyć na łóżko, ciepły posiłek, telewizję czy pranie. I tak codziennie.

 

- To wychodzenie jest uciążliwe, ale z drugiej strony to jest też taki motyw popychający do tego żeby w końcu coś znaleźć - przyznaje.

 

Czasem odwiedza znajomych, ale tylko tych, którzy akceptują, że jest alkoholikiem i nie proponują picia. Nie potrafi jednak wskazać osoby z noclegowni, która mogłaby być dla niego wzorem. Zresztą dodaje, że w takim miejscu nie można go szukać.

 

Na przyjście do Alberta zdecydował się dwa lata temu. Denerwuje go, gdy niektórzy bezdomni narzekają na to miejsce, wtedy traci cierpliwość i krzyczy - K***a, po co tu jesteś, ktoś ci kazał tu przyjść? Ja się cieszę, że mogę się wyspać, wykąpać itd.

 

Uśmiecha się, gdy pytam o jego ulubione miejsce w Gdańsku,. Ma raczej miejsca, których unika. Jak dworzec we Wrzeszczu, na którym może spotkać swoich znajomych żebrzących o pieniądze. Właściwie to nie marzy mu się nic specjalnego. Może tylko jakieś spokojne miejsce, gdzieś w lesie, gdzie mógłby posiedzieć i nic więcej.

- Pomyślał pan kiedykolwiek, że będzie bezdomny?

- Jakby pani powiedziała mi jak wysiadałem z samolotu na Okęciu w 1995 r., że w 2008 r. będzie robiła ze mną wywiad w noclegowni, to ja bym Panią śmiechem zabił.

Pożegnanie było bardzo miłe. Jeden opiekun przy wyjściu powiedział tylko: "oni wszyscy kłamią".

 

****

W Trójmieście jest około 3 tys. bezdomnych mężczyzn, mają od 18. do 75. roku życia. Są to głównie osoby z podstawowym, zawodowym i średnim wykształceniem, często rozwiedzione lub samotne. Wiele z nich było karanych lub odsiadywało wyroki. W Gdańsku, Sopocie i Gdyni działa ponad 30 placówek udzielających pomocy osobom bezdomnym.

 

 

 

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto