Półfinałowe starcie z Francuzem Tristanem Lamasinem, wygrane 6:1, 7:5, poszło zgodnie z pana planem?
To była rzeczywiście dobra wymiana ciosów w drugim secie. W pierwszym radziłem sobie z rywalem dużo lepiej. Być może wynikało to z tego, że czuł presję. Tego jednak nie wiem. Starałem się grać swój tenis. Tak, jak to robiłem w poprzednich dniach. Skupiałem się na spotkaniu. W drugim secie rywal zaprezentował się lepiej. Troszeczkę oddałem kort. Przełamał mnie w siódmym gemie. Byłem jednak „w meczu” i to ja go później przełamałem. Zakończyłem to wygraną 7:5. To była dobra walka. Zachowałem sporo energii na finał i mam nadzieję, że w finale zagram jeszcze lepiej.
To był pierwszy taki set, w którym miał pan problemy na tym turnieju.
Zgadza się. Zacząłem turniej bardzo dobrze, od zwycięstwa z lokalnym rywalem (Danielem Michalskim – 6:1, 6:1 – przyp.). Każdy kolejny mecz, pod względem wyniku, był podobny. Ale to nieco mylące. Wynik nie oddaje walki, jaką trzeba było stoczyć na korcie. Rzeczywiście, w półfinale pierwszy set był jak wcześniejsze. Grałem w nim dobrze. Szczegóły tkwią jednak w długicj wymianach, skuteczności pierwszego, drugiego serwisu. Kort w Sopocie jest wolny. Warunki pogodowe też zmieniają się z dnia na dzień, bo było pochmurno, a teraz jest słonecznie. Trzeba jednak dawać z siebie wszystko, co najlepsze.
W jakich warunkach czuje się pan najlepiej?
Do pogody potrafię się zaadoptować bardzo szybko. W poprzednim tygodniu grałem w Gstaad w Szwajcarii, w turnieju ATP. To miejscowość leżąca 1000 metrów n.p.m. Piłka latała bardzo szybko, a przy tym miało się wrażenie, jakby ważyła 3 kg lub nawet więcej. Wygrałem tam pierwszy mecz, a w drugim z Roberto Carballesem (76. w rankingu ATP – przyp.) spisywałem się równie dobrze, ale przegrałem 2:6, 4:6. W Polsce warunki są inne, gra się wolniej. Wtedy też ma się wrażenie, że piłka jest większa.
Rozmawiamy w trakcie drugiego starcia półfinałowego. Czy robi panu różnicę, z kim zagra w finale? Z Asłanem Karacewem czy z Filipem Horansky’m?
Grałem już z jednym i drugim. Nie ma znaczenia, kto się zamelduje w finale, bo tak jak ja będzie chciał w nim wygrać. Ja staram się skupiać na sobie, na swoim meczu, na swoim uderzeniu.
Jest pan turniejową „jedynką”. My trzymaliśmy kciuki za „dwójkę”, czyli Kamila Majchrzaka, który niestety przegrał w pierwszym meczu. Wynika z tego, że w Sopocie wszystko panu odpowiada.
Tak, miejsce mi odpowiada. Nie jest upalnie, a to pozwala się skupić na grze, a nie na tym, aby przetrzymać jakoś mecz w wysokiej temperaturze. Ten tydzień był także dobry ze względu na brak opadów deszczu. Kort centralny jest bardzo ładny. W jego otoczeniu można trenować do woli, ponieważ nie brakuje tutaj bocznych kortów. Strefa dla zawodników jest w porządku. To samo z zapleczem fitnessowym. Do hotelu jest stąd 15 minut piechotą. Czuję się tutaj pewnie. Nie liczy się przecież tylko sam kort, ale i jego otoczenie. Na pewno chciałbym tutaj wrócić za rok. A jeśli mnie nie będzie w Sopocie, to tylko dlatego, że pojawi się możliwość gry w turnieju ATP (turniej wyższej rangi, gdyż w Sopocie jest challenger – przyp.). Czuję się tutaj dobrze. To fajny turniej.
A we Włoszech tenisiści również czują się dobrze, jeśli chodzi o zainteresowanie mediów?
We Włoszech, jeśli jesteś numerem 11 w światowym rankingu, to nikt się tobą nie będzie interesował, śledził w mediach społecznościowych. Może, kiedy wejdzie się do ścisłej dziesiątki, do Top 10. Dobry występ na turnieju ATP to raptem kawałek strony w sportowych gazetach. A znajdzie się tam praktycznie wszystko o piłkarzach, o drużynach z niższych lig, nie tylko Serie A.
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?