Sceniczny poemat Piotra Tomaszuka powstał w oparciu o wstrząsające "Dzienniki” Wacława Niżyńskiego, spisane w trakcie choroby. Jego konstrukcja zaczerpnięta została jednak ze sztuki Petera Weissa "Marat Sade", wyprowadzonej z czarnego teatru Artauda.
Życie bohatera pokazane jest z perspektywy szpitala psychiatrycznego, do którego trafił u szczytu swojej kariery w wieku 30 lat i nigdy już z niego nie wyszedł. Tancerz obdarowany boskim talentem nie był w stanie unieść jego ciężaru i został zniszczony przez chorobę.
Siadając na widowni miałam wrażenie, iż uczestniczę w obrządku mickiewiczowskich "Dziadów", opuszczona kaplica szpitala dla obłąkanych w Kreutzlingen, głucho wszędzie, ciemno wszędzie. Pogrążony w obłędzie tancerz i choreograf, który zrewolucjonizował dwudziestowieczny taniec, z pomocą innych pacjentów odprawia panichidę - prawosławne nabożeństwo żałobne za swego promotora i kochanka, Sergiusza Diagilewa, zmarłego właśnie w Wenecji.
Przywołuje duchy bliskich i czyni spowiedź życia, odgrywając swoje kolejne artystyczne wcielenia z "Pietruszki”, "Popołudnia fauny” i "Święta wiosny”. W akcie obnażenia i skruchy staje przed nami wielki grzesznik, pyszny aktor, szaman i kapłan zdolny wykreować scenę własnej, odkupieńczej śmierci na krzyżu.
To piękna sztuka, która nikogo nie powinna pozostawić obojętnym. Niesamowite aktorstwo, przemyślane w każdym szczególe, wizualizacje, rekwizyty, dźwięki, pobudzająca muzyka. To teatr z najwyższej półki, operujący symbolem, gestem, przenoszący widza gdzieś dalej niż ramy budynku teatru. Wybitne kreację aktorskie, uzewnętrzniające emocję i duszę.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?