Budżetowe ubezpieczenia klęskowe

Najpóźniej za trzy miesiące ma być opracowany system ubezpieczeń społecznych od powodzi i suszy, który ma działać od przyszłego roku. Wkrótce trafi do uzgodnień międzyresortowych. Budżet - czyli podatnicy - ma dopłacać 60 proc. składek. Na ten cel może pójść prawie pół miliarda złotych.

- Chcemy jak najszybciej wprowadzić system powszechnych ubezpieczeń społecznych, żeby w takich momentach krytycznych, jak w tym roku, rolnicy mieli rekompensaty, a nie tylko zasiłek - powiedział wicepremier Andrzej Lepper.
Ustawę o dopłatach do ubezpieczeń będzie jednak musiała zaakceptować Komisja Europejska. Wymóg ten może spowodować, że ubezpeczenia nie zaczną obowiazywać z nowym rokiem. Prace nad systemem ubezpieczeń powszechnych już się rozpoczęły. Biorą w nich też udział firmy ubezpieczeniowe i banki. Nierozwiązana pozostaje kwestia wysokości składek. Firmy ubezpieczeniowe nie będą skłonne dopłacać do odszkodowań.
- Pomysł jest obecnie przedmiotem analiz firm ubezpieczeniowych zrzeszonych w Polskiej Izbie Ubezpieczeń - mówi Iwona Mazurek z Biura Komunikacji Korporacyjnej TUiR Warta SA. - Na pewno zwiększenie udziału państwa w dopłatach do ubezpieczeń rolniczych byłoby korzystne dla samych rolników, ponieważ pozwoliłoby obniżyć koszt ubezpieczenia.
Z punktu widzenia zakładów ubezpieczeniowych, biorących na siebie ryzyko strat w hodowli i uprawach, ważne jest, aby poziom składki ogółem pozwalał na pokrycie szkód z tytułu klęsk żywiołowych. Firmy ubezpieczeniowe zwracają uwagę, że ryzyko suszy w ostatnich latach jest zjawiskiem powszechnym, a nie losowym. Straty są na tyle duże, że trudno oszacować składkę ubezpieczeniową.
Eksperci oceniają, że system może rodzić nadużycia. Obecnie wiele pól, np. często zalewanych przez powodzie, leży odłogiem. Ich właściciele przy obowiązkowym ubezpieczeniu z niską składką mogą je obsiać, nic potem nie robić i kiedy będą zalane zwrócić się o odszkodowanie.