Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bunt cenzora PRL

Andrzej Krajewski/APP
Białe plamy w dziennikach za PRL był codziennością. Archiwum
Białe plamy w dziennikach za PRL był codziennością. Archiwum
30 lat temu Tomasz Strzyżewski ujawnił czarną księgę cenzury, która pokazała jak perfidnie komuniści manipulują społeczeństwem. Zapoznałem się z dokumentem, z którego tchnie czyste szaleństwo, i to ruskie, ...

30 lat temu Tomasz Strzyżewski ujawnił czarną księgę cenzury, która pokazała jak perfidnie komuniści manipulują społeczeństwem.

Zapoznałem się z dokumentem, z którego tchnie czyste szaleństwo, i to ruskie, średniowieczne, bizantyjsko-azjatyckie” – zanotował w dzienniku pod koniec 1977 r. Stefan Kisielewski. Takie wrażenie wywarły na Kisielu tajne materiały dotyczące sposobu pracy Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Na podstawie wytycznych tego urzędu ok. 500 cenzorów kontrolowało w PRL obieg informacji, kreując w mediach idealne państwo. Manipulacja była skuteczna, dopóki jej mechanizmy utrzymywano w tajemnicy. Za sprawą byłego specjalisty od naprawy pralek wszystkie sztuczki wyszły na jaw.

Filtry cenzury

Tomasz Strzyżewski nie czuł się dobrze w PRL. Nie udało mu się zdać na studia, przez osiem lat pracował w przedsiębiorstwie zajmującym się naprawą sprzętu AGD. Wedle krakowskiego dziennikarza Pawła Misiora, który opublikował jego wspomnienia w książce pt. „Ja, Tomasz Strzyżewski”, swej pierwszej pracy przyszły cenzor nie cierpiał.

W 1969 r. wstąpił do PZPR, żeby pozwolono mu zaocznie studiować w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Krakowie. Nie odmienił tym jednak swego życia. Wreszcie latem 1973 r. spróbował uciec z kraju.
Kiedy wracał z orbisowskiej wycieczki do Egiptu, na lotnisku w Nikozji na Cyprze odłączył się od grupy i schował w toalecie. Podszedł potem do pierwszego policjanta i poprosił o azyl polityczny. Ale nic z tego – pięciu cypryjskich mundurowych zawlokło go na pokład polskiego samolotu. W Warszawie przesłuchujący Strzyżewskiego oficer SB uwierzył w tłumaczenie, iż na Cyprze doszło do nieporozumienia. Uciekiniera nie spotkała więc kara.

Rok później Tomasz ożenił się i dzięki znajomościom brata Ryszarda, urzędnika w krakowskim magistracie, znów dostał paszport. Pojechał do Szwecji, by zarobić na utrzymanie rodziny. Kiedy wrócił, obrotny brat załatwił mu w sierpniu 1975 r. etat w krakowskiej delegaturze Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Tam świeżo upieczony cenzor przez tydzień uczył się podstaw zawodu, po czym dostał opatrzoną glejtem tajności „Księgę zapisów i zaleceń GUKPPiW”. „ Zobaczyłem wtedy, że cenzura niszczy wszystko” – opowiadał Misiorowi.

W podzielonej na 13 działów „Księdze” zawarto drobiazgowe instrukcje na temat tego, jakie informacje należy zatrzymywać, a jakie puszczać, by wykreować idealną PRL.
„W szkole nr 80 w Gdańsku stwierdzono wydzielanie się szkodliwych substancji z materiału używanego do uszczelniania okien. Nie należy zwalniać żadnych informacji na ten temat” – głosił jeden z setek zapisów. Zakazywano ujawniania wiadomości o planowanych zmianach cen i płac, czy zakupie nowych licencji w krajach kapitalistycznych. Blokowano wieści o masowych zatruciach, narastającym problemie alkoholizmu, wypadkach przy pracy, morderstwach itp. Socjalistyczne państwo miało wyglądać na idealne.
Cenzorzy zajmowali się również przeszłością. Zapisy w „Księdze” zabraniały m.in. zbyt pozytywnie oceniać II RP i polityków nią rządzących. Poddańczą postawę wobec Moskwy realizowano tak skrupulatnie, że zabraniano przekazywać informacje o przewadze technologicznej niektórych polskich wyrobów przemysłowych nad radzieckimi. Szczególnymi względami GUKPPiW cieszyła się kultura i jej twórcy.
W „Księdze” Strzyżewski doliczył się aż 158 nazwisk ludzi sztuki objętych zakazem publikowania dzieł.

Zemsta za Katyń

Najbardziej uderzył Tomasza Strzyżewskiego zapis zabraniający obarczania ZSRR odpowiedzialnością za zamordowanie polskich oficerów w Katyniu. Dziadka cenzora, kpt. Wincentego Strzyżewskiego, zabili sowieci. Jego nazwisko odnalazł w skonfiskowanej przez GUKPPiW broszurze opisującej katyński mord.

„Byłem wściekły na własną naiwność, na to, że dałem się ogłupić i wstąpiłem do cenzury – relacjonował Misiorowi. – Chciałem się zemścić za śmierć dziadka i za to, że mnie oszukali” . To wtedy zdecydował się zebrać jak najwięcej materiałów dotyczących swej pracy i uciec z nimi do Szwecji. „Księgi zapisów i zaleceń GUKPPiW” nie miał szans zabrać niepostrzeżenie, więc gdy miał nocne dyżury, przepisywał jej fragmenty. Po dwóch latach starań po raz kolejny otrzymał paszport.

W drogę wyruszył 10 marca 1977 r. Notatki oraz wyniesione z delegatury dokumenty zapakował do plastikowej reklamówki i schował pod koszulą, za paskiem od spodni. Aż tak amatorskiej próby przemytu nie spodziewał się żaden celnik. Strzyżewski, kiedy wsiadał na prom do Ystad, przez kontrolę graniczną w Szczecinie przeszedł bez problemu.

W Szwecji złożył podanie o azyl. Nie wiedział jednak, co zrobić z wywiezionymi dokumentami. Wysłał więc list do Radia Wolna Europa, ale dyrektor sekcji polskiej Zygmunt Michałowski uznał, iż ma do czynienia z agentem komunistycznych służb specjalnych i list Strzyżewskiego zignorował. Dopiero mieszkający w Sztokholmie działacz emigracyjny Andrzej Koraszewski, do którego zgłosił się cenzor, docenił znaczenie materiałów. Długo jednak nie ufał Strzyżewskiemu. Postanowił go sprawdzić. W dochodzeniu pomagali mu redaktor naczelny wydawanego w Londynie pisma „Aneks” Eugeniusz Smolar i pracujący wówczas na czarno w Szwecji współpracownik tygodnika „Polityka” Jerzy Diatłowicki. Ten ostatni uznał, że „Księga zapisów” jest autentyczna. We wrześniu 1977 r. temat opisały londyński „Times” i inne zachodnie media.

Dopiero z Radia Wolna Europa

SB dowiedziała się o zniknięciu cenzora. Strzyżewski miał szczęście, bowiem dyrektor delegatury Tadeusz Lesiak podpisał mu zgodę na wyjazd bez wymaganego pozwolenia z centrali GUKPPiW. Gdy więc jego pracownik nie wracał, robił wszystko, by sprawę zatuszować. To kosztowało go stanowisko. Posadę stracił też Ryszard Strzyżewski, ukarany za winy brata. SB w końcu wszczęła intensywne, acz spóźnione śledztwo.

Wywiezione dokumenty jako „Czarną księgę cenzury PRL” zamierzał wydać w formie książki „Aneks”. Zanim to się stało, Smolar wpadł na pomysł, by materiały przesłać Komitetowi Obrony Robotników. Na początku listopada 1977 r. przesyłka (ok. 700 zapisanych kartek papieru) dotarła do Polski. Część materiałów wydała drukiem podziemna oficyna wydawnicza Nowa. KOR zadbał, żeby pierwsze egzemplarze przekazać rektorom wyższych uczelni, związkom twórczym, stowarzyszeniom naukowym, redaktorom naczelnym gazet. Całość materiałów ukazała się w dwóch opasłych tomach w Londynie.

„Szczegółowość i absurdalność zapisów porażała” – wspominał Stanisław Barańczak. Polski Pen Club przesłał list do premiera Jaroszewicza z prośbą o wyjaśnienie metod działania GUKPPiW. W odpowiedzi otrzymał pismo informujące, że cenzura jest konieczna, bo chroni społeczeństwo przed demoralizacją
i pornografią. Władze PRL robiły jednak wszystko, by sprawę zatuszować, obawiając się buntu elit intelektualnych. Zrezygnowano więc z wytoczenia Strzyżewskiemu zaocznie procesu i pozwolono jego żonie z dwójką dzieci wyjechać do Szwecji. Ponoć mieli do tego doprowadzić Jan Nowak-Jeziorański i Zbigniew Brzeziński. Przekonali oni prezydenta Cartera, by poprosił Edwarda Gierka o tę przysługę. Czy tak było naprawdę? Nie ma dowodów.

Po okresie sławy świat zapomniał o Strzyżewskim. Rozpadło się jego małżeństwo. W Szwecji polskie organizacje traktowały go jak komunistycznego prowokatora. Znów stał się outsiderem...

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto