18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chory na białaczkę Marcinek z Gdańska czeka na przeszczep szpiku

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
4,5-letni Marcinek Darda z Gdańska wciąż czeka na kartki  od  kolegów  z przedszkola i martwi się, że o nim zapomnieli
4,5-letni Marcinek Darda z Gdańska wciąż czeka na kartki od kolegów z przedszkola i martwi się, że o nim zapomnieli archiwum domowe
- Marcinek nie jest już taki śliczny, jak na zdjęciach z ostatniego lata, ale czy ma to jakiekolwiek znaczenie?- zastanawia się jego mama. - Ważne, by przestały go boleć nóżki, by jelita znów zaczęły pracować, by wróciły mu siły i mógł chodzić. By zniósł kolejną dawkę cytostatyków. By wyzdrowiał.

Uporządkowany świat Izabeli Dardy, jej męża oraz dwóch synów - Marcinka i starszego, 13-letniego Dariusza, zawalił się w ciągu zaledwie kilku godzin 2 października tego roku. - Marcin nigdy nie chorował, w rodzinie mówiło się nawet, że z naszej czwórki to on jest najzdrowszy - wspomina Iza.

Czytaj także: Dzień Dawcy Szpiku w Kwidzynie: 14-letni Tadeusz potrzebuje szpiku. Cierpi na ostrą białaczkę

Infekcje zaczął łapać dwa lata temu, gdy poszedł do przedszkola. Gardło, oskrzela, żadnych poważnych chorób. Podobnie było we wrześniu - zaczęło się przedszkole, Marcinek pochodził dwa tygodnie i zachorował na zapalenie gardła. Dostał lekarstwa, objawy szybko ustąpiły. Nawet nie poszli do kontroli, bo syn błyskawicznie wrócił do formy. 2 października uzgodnili z mężem, że następnego dnia chłopczyk idzie do przedszkola. Tym bardziej, że chłopców rozpierała energia i jak zwykle to bywało - roznosili dom.

Ranek 3 października rozpoczęli - jak zwykle w pośpiechu. - Mąż miał ubrać Marcinka, ja szykowałam się do pracy. Przechodząc do łazienki zerknęłam jak im idzie i w tym momencie dostrzegłam na jego na klatce piersiowej wysypkę. Od razu pomyślałam, że to skaza białkowa. Marcinek miał ją od urodzenia. Jak przesadziliśmy z nabiałem, to go wysypywało. Zamiast do przedszkola wybraliśmy się do lekarza. Ale bez nerwów, na zupełnym luzie.

Przychodnię mają przy ul. Jaskółczej. Od 13 lat, gdy urodził się Darek, chodzą tam z dziećmi do dr Grażyny Witkowskiej, pediatry.

- I to jej zawdzięczamy, że Marcinek nam wówczas nie umarł - uważa Iza. Pani doktor jest niezwykle dociekliwa, zawsze bada dziecko od palców stóp po samą głowę. Szybko wykryła więc, że poza wybroczynową wysypką chłopiec ma powiększoną śledzionę. Słowem nie zdradziła jednak, co podejrzewa, nie chciała ich na zapas straszyć. Kazała jechać do Szpitala im. M. Kopernika w Gdańsku. Przeprowadzone tam badanie USG potwierdziło powiększenie śledziony, ale mógł to być objaw przebytej infekcji. W międzyczasie zrobiono Marcinkowi morfologię krwi. Gdy była gotowa, lekarka zaprosiła rodziców do gabinetu. Była wyraźnie poruszona - wyniki budziły podejrzenie białaczki. Do "motylkowego szpitala" przy ul. Dębinki, gdzie mieści się oddział hematologii dziecięcej, pojechali już karetką na sygnale.

- Nie pamiętam, jacy lekarze byli tam na dyżurze, o białaczce wiedziałam tyle, że to śmiertelna choroba - wspomina dziś Iza. - O przeszczepach szpiku, dawcach nie miałam bladego pojęcia, oboje z mężem puszczaliśmy mimo uszu takie informacje. Jedyne co robiliśmy, to wysyłaliśmy SMS-y dla Fundacji TVN. Ale już historii dzieci nigdy nie oglądaliśmy, bo nas to nie dotyczyło, a przykro nam było oglądać cierpiące dzieci. Dosyć mieliśmy kłopotów z własnym zdrowiem. Z Chorobą Hashimoto, poważnym schorzeniem kręgosłupa, cukrzycą, niedowidzeniem. Dużo w życiu przeszliśmy, dlatego chcieliśmy od tego uciec. Ale jak widać się nie udało.
Od 3 października domem Izy i Marcinka stał się szpital. - Jestem przy Marcinku przez całą dobę - mówi Iza. Tak jak prawie wszystkie mamy dzieci chorych na białaczkę. Z 24 łóżek na oddziale 23 są zajęte, lekarze mówią wręcz o "wysypie" białaczek w tym roku. Najmłodsze dziecko z ostrą białaczką limfoblastyczną, jakie Iza spotkała w szpitalu, miało półtora roku, najstarsza pacjentka - lat siedemnaście. Większość stanowią maluchy od trzeciego do szóstego roku. - Raz na jakiś czas, zwykle podczas weekendu, zastępuje mnie mąż, bo na co dzień pracuje - tłumaczy Iza. - Ja z pracy musiałam zrezygnować. A do domu muszę zaglądać, bo przecież mamy jeszcze drugiego syna. Darek mieszka teraz we Wrzeszczu, u babci. Dojeżdża do gimnazjum na Żabim Kruku, do którego z domu miał trzy kroki. Buntuje się, chce do niego wrócić, tęskni za bratem, rodzicami i normalnością. Razem z mamą miał spędzić w domu poprzedni weekend, niestety - tata się rozchorował i nic z tego nie wyszło. Na oddziale hematologii, gdzie mali pacjenci, pozbawieni przez chemię odporności, chodzą z maseczkami na twarzach, nawet osoba z banalnym katarem może stanowić śmiertelne zagrożenie.

Po pierwszych cyklach chemioterapii Marcinek nieustannie spał. Teraz od kilku tygodni ma kłopoty z chodzeniem. To ponoć częsty objaw po takim leczeniu, powinien po jakimś czasie ustąpić. Dziś chłopczyk nie był w stanie nawet ustać na nóżkach. Mama nosi go więc do łazienki, do gabinetu zabiegowego. Poproszony o konsultacje lekarz neurolog nie był go jednak w stanie zbadać. Ze względu na silne bóle nóg, na które skarżył się mały pacjent, zmuszony był z nich zrezygnować. Obiecał, że przyjdzie następnego dnia.

- Czasami jest ciężko, ogromnie ciężko, bo Marcin krzyczy, piszczy i nie sposób go uspokoić - przyznaje jego mama. - Sam nie wie, czego chce, a ja myślę, że to taka reakcja na cierpienie. Od kilku dni jest w lepszym humorze, ale za to zaczęły się problemy z nogami, a teraz z jelitami, które nagle przestały pracować. Nieustanna huśtawka.

Pomocy psychologa Iza nie potrzebuje, bo to inni rodzice są dla niej grupą wsparcia. Nawzajem sobie pomagają, bo wszyscy jadą na tym samym wózku. Różnica jest taka, że jedno dziecko ma większą chemię, a drugie mniejsze, każda jednak jest tak samo niebezpieczna.

- Nasz pech polega na tym, że nie dość, że białaczka Marcina jest wysokiego ryzyka, to jeszcze leczenie musi zakończyć się przeszczepem szpiku - martwi się Iza. Jest jednak pewna, że lekarze wybrali dla niego najlepszy wariant, po to, by białaczka nigdy już nie wróciła. Gdy okazało się, że szpik Darka nie pasuje do Marcinka, choć podobni są jak dwie krople wody, Iza zaczęła się bać, że może nie udać się znaleźć dla niego dawcy.
- Inne mamy poradziły, bym zwróciła się o pomoc do Fundacji DKMS - relacjonuje Iza. - Dostałam namiary, zadzwoniłam, spytałam, czy jest możliwość zrobienia akcji dla mojego syna. Dzień Dawcy Szpiku odbędzie się nie tylko dla Marcinka, ale i dla innych dzieci, które również będą potrzebowały przeszczepu.

7 grudnia w Galerii Przymorze Fundacja DKMS organizuje Mikołajkowy Dzień Dawcy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto