Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chris Burgess, obieżyświat z Trefla Sopot zamierza walczyć o medale

Paweł Durkiewicz
Przemek Świderski
Grał na Filipinach, w Australii czy Korei. Występował również w klubie z Dubaju. Najbardziej jednak utkwił mu w pamięci pobyt w Stambule. - To miasto z 16 milionami szalonych - w sensie pozytywnym - ludzi - mówi Chriss Burgess, nowy zawodnik Trefla Sopot. Z żółto-czarnymi chce zdobyć medal. - Mamy naprawdę młodą i dobrą drużynę - przyznaje koszykarz, który poprzedni sezon spędził w Zastalu Zielona Góra. Pozyskanie jego i Łukasza Koszarka uważa się za największe hity transferowe w lidze.

Paweł Durkiewicz: Po zakończeniu sezonu miałeś na pewno sporo ofert. Dlaczego wybrałeś tę z Trefla?

Już w poprzednich rozgrywkach w Sopocie była świetna drużyna. Klub ma bogatą tradycję, pracuje tu doświadczony trener, mamy dobrych młodych graczy. Uznałem, że mogę dobrze pasować do tej układanki i pomóc zespołowi wejść na wyższy poziom. Poza tym ostatni rok spędziłem w Zastalu Zielona Góra i spodobało mi się w waszym kraju. Wymagająca liga, dobra atmosfera i kibice sprawiali, że przyjemnie się tu gra. Prosiłem mojego agenta, by sprawdzał możliwość podpisania umowy w Polsce. Wiem, że rozmawiał z AZS Koszalin i Zastalem, ale to propozycja z Trefla była najlepsza.

Niewielu fanów może to pamiętać, ale kiedyś byłeś już bliski gry w Sopocie...

Zgadza się. W 2003 roku, gdy drużyna nazywała się jeszcze Prokom Trefl, byłem tu bardzo krótko. Miałem przejść testy, ale na obozie w Niemczech doznałem kontuzji prawej stopy. Zrobiono mi prześwietlenie, po którym lekarze powiedzieli, że nie będę mógł grać przez około miesiąc, co oznaczało dla mnie utratę szans na kontrakt. Niemniej zdążyłem poznać nieco Trójmiasto, była ładna pogoda i bardzo mi się podobało. To był też jeden z powodów, dlaczego zdecydowałem się tu przyjść.

ME koszykarzy: Sześciu zawodników z trójmiejskich klubów w reprezentacji Polski

W tym czasie grałeś w różnych ligach na całym świecie. Nie bałeś się mocno egzotycznych krajów, takich jak Filipiny, Australia czy Korea. Które z tych miejsc określiłbyś jako najciekawsze?

W swojej karierze miałem dużo szczęścia do znajdywania dobrych miejsc do gry i życia. Występowałem w naprawdę pięknych zakątkach świata. Dubaj, Australia, Portoryko... Stambuł był niesamowity. To ogromne miasto, z 16 milionami szalonych - w sensie pozytywnym - ludzi. W czasie wolnym było całe mnóstwo miejsc do zwiedzania. Świątynie, muzea, monumenty - to wszystko uzmysławiało ci, jak wiele historii kryje się w tym mieście. Jeśli więc miałbym wybrać najbardziej fascynujące miejsce, stawiam na Stambuł.

A gdzie są najlepsi koszykarscy kibice?

Oj, dobre pytanie. Znowu powiem: Turcja. Tam są naprawdę szaleni fani. Mają wielkie tradycje w piłce nożnej, ale kibice ze stadionów wspierają też swoje drużyny koszykarskie. Chodzą w szalikach, robią transparenty, dbają o oprawę i nie oszczędzają gardeł przez cały mecz... W Portoryko ludzie również kochają koszykówkę, na meczach jest gorąco, bywały nawet bójki na trybunach. W zasadzie w każdym miejscu są mniejsze lub większe grupy oszalałych na punkcie basketu ludzi. Jedynym wyjątkiem jest Dubaj. Tam kibiców po prostu nie ma. Na meczach bywało po 10 osób, czasem przy dużym szczęściu 20, spośród których pięć to moja rodzina (śmiech).

Polecamy:**Trefl Sopot podpisał kontrakt z Łukaszem Koszarkiem, reprezentacyjnym rozgrywającym**

No właśnie. Podobno jesteś bardzo rodzinnym człowiekiem.

To prawda. Mamy z moją żoną czwórkę dzieci, z których ostatnie przyszło na świat miesiąc temu. Przedtem miałem trzy córki, a teraz doczekałem się też syna. Wszyscy dołączą do mnie w połowie września, po czym moje dwie najstarsze córki rozpoczną naukę w brytyjskiej szkole w Gdańsku. Wszędzie gdzie gram, zabieram ze sobą swoją rodzinę. Gdy zacząłem swoją profesjonalną karierę poza USA, stwierdziliśmy z żoną, że bez względu na wszystko musimy zawsze być razem, i właśnie to jest priorytetem. Co roku, gdy rozpatruję oferty gry, sprawdzam, czy klub jest w stanie zapewnić mi warunki do życia z całą rodziną. Niedawno miałem propozycje z drużyn argentyńskich, ale tamtejsi działacze chcieli, żebym był tam sam. Grzecznie odpowiedziałem: "nie, dziękuję". Działacze Trefla o wszystko zadbali i to mi się podoba.

W ostatnich dwóch sezonach Trefl kończył ligę na czwartym miejscu. Czy teraz jest szansa, by wreszcie zrobić ten brakujący krok do podium?

Pewnie. Mamy naprawdę młodą i dobrą drużynę. Możemy liczyć na przywództwo naszego kapitana i lidera, jakim jest Filip Dylewicz, dobrym ruchem było sprowadzenie podstawowego rozgrywającego waszej reprezentacji Łukasza Koszarka, mocnym punktem zespołu będzie też na pewno Adam Waczyński. Nasz trener chce, żebyśmy grali szybką koszykówkę i myślę, że to zadziała. Jeśli będziemy grać na 100 procent naszych możliwości, jesteśmy w stanie pokonać każdego rywala.

Jamelle Horne nowym nabytkiem Trefla Sopot

Pozyskanie przez Trefl Koszarka i Chrisa Burgessa ocenia się jako hity transferowego lata. Jak się zapatrujesz na wspólną grę z polskim playmakerem?

Liczę, że będzie dobrze prowadził naszą grę. Słyszałem o nim same pozytywne rzeczy, na pewno ma dużo doświadczenia z reprezentacji czy ligi włoskiej. Wiem, że Łukasz świetnie gra akcje typu pick and roll, a ten kto uważnie oglądał moje występy w poprzednim sezonie, wie, że kocham tego typu grę, ze ścięciami pod kosz czy rzutami po zatrzymaniu. Zresztą "Dylu" też jest w tym dobry.

Mimo 209 centymetrów wzrostu nie jesteś typowym centrem, ale to na tobie będzie spoczywał obowiązek gry pod koszem.

W naszym zespole nie ma prawdziwego centra. Takim był w zeszłym roku Dragan Ceranić, ale w tym roku trener chce widzieć w naszym wykonaniu szybszą koszykówkę. Jeśli chodzi o mnie, czuję się dobrze zarówno na obwodzie, jak i bliżej kosza. Gdy gram przeciwko silnym zawodnikom w typie Patricka Okafora, staram się wyciągać ich na obwód, a gdy naprzeciwko mnie jest mniejszy rywal, wykorzystuję przewagę fizyczną w okolicach pola trzech sekund.

A co zrobisz, gdy przychodzi ci grać z gigantem takim jak Ratko Varda (w zeszłym sezonie Asseco Prokom)?

Z takimi nic się nie da zrobić (śmiech). W ostatnim roku mierzyliśmy się raz i choć moja drużyna przegrała, w ataku udało mi się zagrać całkiem dobry mecz. W obronie mieliśmy z Ratko wielki kłopot, głównie ze względu na jego niesamowitą siłę i wzrost. Czytałem, że nie będzie już grał w Gdyni. To zawsze fajne zmierzyć się z tak klasowym przeciwnikiem, ale nie będę za nim tęsknił (śmiech).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto