- Usłyszałem jej krzyk i próbowałem wyciągnąć ją z wody, ale czułem, że coś córkę przytrzymuje - wspomina mężczyzna, który jest policjantem i ratownikiem WOPR. - W końcu udało mi się oderwać dziecko od ściany, ale nadal do końca nie rozumiałem, co się stało.
Dzięki szybkiej reakcji mężczyzny skończyło się na krwiakach, siniakach i strachu, ale - jak mówi pan Grzegorz - mogło być znacznie gorzej.
Mężczyzna zamierza więc udowodnić w sądzie, że w pechową niedzielę na basenie istniało zagrożenie. Podkreśla też, że jest gotowy na pozaprocesowe mediacje.
- Chciałbym, aby pracownicy MOSiR odpowiednio zabezpieczyli pływalnię i przyznali, że zagrożenie istniało - mówi. - Nie zależy mi na odszkodowaniu, ale na tym, by było bezpiecznie. W aktach zaznaczyłem zresztą, że ewentualne pieniądze w ramach odszkodowania miałyby zostać przelane na konto wskazanego domu dziecka.
Pierwszy warunek, czyli zabezpieczenie odpływu, został spełniony już dzień po wypadku, choć - jak twierdzą pracownicy basenu - wcale nie było to konieczne.
- Wykonane zabezpieczenie ma charakter dodatkowy i chociaż dokumentacja projektowa nie przewiduje tego typu rozwiązań, postanowiliśmy mimo to zainstalować je w trosce o komfort korzystania z basenu - informuje Grzegorz Pawelec, rzecznik prasowy gdańskiego MOSiR.
Nie wiadomo jednak, czy MOSiR zgodzi się na rozmowy z ojcem poszkodowanej dziewczynki. - Na razie ten pan nie podjął próby kontaktu z nami - mówią urzędnicy.
Kto ma rację najprawdopodobniej okaże się dopiero, gdy prokuratura zakończy postępowanie w sprawie "narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia". Wniósł o nie ojciec dziewczynki, który twierdzi, że po tym, jak wyciągnął córkę z wody, nie spotkał się z odpowiedzialnym zachowaniem pracowników.
- Wezwałem więc funkcjonariuszy policji, którzy sporządzili notatkę - dodaje pan Grzegorz.
Wtedy też nagrał rozmowę z pracownikiem basenu, w trakcie której ten przyznaje, że zagrożenie istniało. Nagranie wraz z wynikiem obdukcji dziecka załączył do akt sprawy.
Następnego dnia po incydencie Zbigniew Liszewski, kierownik pływalni, zmienił jednak zdanie i utrzymywał, że żadnego niebezpieczeństwa na basenie nie było, a otwarty odpływ to element technologii .
- Niewielki rozmiar otworu nie stanowi zagrożenia dla pływających, a siła ssania tzw. odkurzacza porównywalna jest do urządzenia domowego - tłumaczył Zbigniew Liszewski.
Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?