MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Co nas nie zabije, to nas wzmocni - mówi Mariusz Jędrzejewski, "Megafon", kibic Arki Gdynia

Łukasz Konarski (HIT FM)
"Megafon" z kolegami. Fot. S. Ptasznik/archiwum
"Megafon" z kolegami. Fot. S. Ptasznik/archiwum
Na Arce wołają na niego Megafon. Nazywa się Mariusz Jędrzejewski i jest jednym z najbardziej zagorzałych kibiców Arki Gdynia, mimo iż mieszka w Wejherowie.

Na Arce wołają na niego Megafon. Nazywa się Mariusz Jędrzejewski i jest jednym z najbardziej zagorzałych kibiców Arki Gdynia, mimo iż mieszka w Wejherowie. To on swoim tubalnym głosem zagrzewa kibiców do dopingu ich ukochanej drużyny. O Arce, kibicowaniu i o tym dlaczego „śledzie” są dumne ze swego przezwiska z Megafonem rozmawia Łukasz Konarski (HIT FM).

Arka i ja

- Wyobraźmy sobie taką sytuację: Pana córka wychodzi za mąż tego samego dnia kiedy jest mecz Arki. Nie da się przesunąć ani meczu no i siłą rzeczy ślubu raczej też nie. Co Pan robi?

- No na pewno ustalając termin ślubu… To się przesunie termin ślubu (śmiech). Jest taka fajna angielska anegdota. Na stadionie załóżmy Manchesteru czy Arsenalu siedzi starszy pan, a obok jest wolne miejsce. Podchodzi inny pan i pyta dlaczego to miejsce jest wolne, gdy wszystkie miejsca są zajęte. A on mówi: "No wie pan. To było miejsce mojej żony, ale ona zmarła". "- A nie mógł pan chociaż syna przyprowadzić?" "-No przepraszam, ale syn jest właśnie na pogrzebie." (śmiech)

- A co by było gdyby córka przyprowadziła do domu chłopaka, który jest kibicem drużyny przeciwnej. Chyba nie byłby Pan zadowolony.

- (śmiech) No, tu trzeba oddzielić całkowicie życie rodzinne od wyboru dokonanego, potencjalnie dokonanego, przez moją córkę. To ona będzie sobie ustalała swojego przyszłego partnera, czy też obecnego partnera na życie. No ale generalnie dobrze by było, gdyby on był zwolennikiem mojej drużyny. No ale jeżeli nie będzie albo nie będzie go to w ogóle interesowało to trudno. Nie będę ustawiał życia dorosłej osobie.

- A tak w ogóle to ile ma Pan lat?

- 43

- I od kiedy kibicuje Pan Arce Gdynia?

- Od 1975 roku.

- Gdyby Pan porównał kibicowanie 30 lat temu, a kibicowanie dzisiaj to jakie są różnice?

- W latach 70-tych, kiedy zaczynałem, to kibicowanie zupełnie inaczej wyglądało niż teraz. Przede wszystkim teraz są inne uwarunkowania społeczne i więcej możliwości spędzania wolnego czasu dla młodego człowieka. Ja pamiętam, że wtedy to były tylko dwie opcje. Albo iść do kina albo na Arkę. Ja wybrałem Arkę.

- A dokładniej co było inne?

- No przede wszystkim formy zewnętrzne. Wszyscy chodzili w długich włosach i szerokich spodniach. Szaliki też nie były takie jak w tej chwili, że można sobie kupić wszystkie wzory jakie się chce. Wtedy szaliki robiły na drutach mamy albo dziewczyny. Oczywiście był to szalik z wiskozy, a nie z wełny, bo wełna była bardzo trudno osiągalna. Pełnia szczęścia była wtedy, jak się udało znaleźć w sklepie wiskozę żółtą i niebieską, żeby to były prawdziwe barwy Arki. Wtedy bardzo popularne były flagi na kijach. Poza tym śpiewy, to wszystko inaczej wyglądało. No i przede wszystkim ilość ludzi na trybunach też zdecydowanie inna. No ale to wynikało z tego co mówiłem poprzednio, że po prostu takie były możliwości, że to była jedna z niewielu rozrywek, którą w tamtych czasach można było młodemu człowiekowi zapewnić. Generalnie to wszystko wyglądało inaczej. Nie jeździło się samochodami, wszyscy jeździli pociągiem SKM na mecze. A jak wyglądał powrót z meczu. Pochody ze stadionu… Wielkie pochody… I potem te ileś tysięcy ludzi musiało zmieścić się do dwóch, czy trzech pociągów. No wyglądało to dosyć komicznie. A w obecnych czasach jest to całkiem inny film, że tak powiem.

- Może porozmawiajmy o piosenkach. Kto je stworzył? Są to piosenki ogólnie znane, ale ktoś musiał być ich twórcą.

- Generalnie to wyglądało w ten sposób. Jeździło się na mecze wyjazdowe pociągami. I zawsze najwięcej piosenek powstawało w ten sposób, że jadąc na mecz, co najczęściej odbywało się przez całą noc, bo wtedy też pociągi inaczej troszeczkę jeździły, wymyślało się piosenki w rytm jakiś tam najnowszych przebojów. Niektóre z tych piosenek odeszły w niebyt, ale bardzo dużo zostało tych starych. No obecnie na meczach ostatnich, już w I lidze, wracamy do tych starych przebojów. Myślę, że to jest pozytywne. Szczególnie ludzie starsi, którzy chodzili na mecze 20, 30 lat temu to z jakimś sentymentem to wspominają. A widać, że piosenki mimo upływu tylu lat mimo wszystko się przyjęły.

- Gdyby Pan miał podać swoją listę przebojów piosenek Arki to jak by wyglądała pierwsza piątka?

- Oj naprawdę trudno mi w tej chwili powiedzieć, tych piosenek jest tyle… Kiedyś z kolegami się założyliśmy, że ja będę śpiewał piosenki stadionowe i każda piosenka musi być inna i czy dam radę przez godzinę. Udało się, wygrałem ten zakład. Ale… No na pewno, no niezniszczalne, królujące przez wiele lat to "Que sera sera". Bardzo fajna piosenka. Z tych nowszych jeszcze się nie przyjęła u nas na stadionie piosenka, "Argentyna" tak zwana. A obecnie jeszcze z tych takich fajnych to "Hej Arka gol". Z tym że ona zaczęła się już troszkę nudzić i stąd też nasz pomysł żeby jak najwięcej robić tych nowych piosenek, żeby ubarwić stadion. Bo moim zdaniem to głównym cel mojej działalności jest taki, żeby na stadionie było fajnie, głośno i wesoło. (śmiech)

- Jak wygląda ta oprawa wizualna na meczach Arki? Czasami są race, czasami nie. Czasami więcej flag, czasami mniej…

- Na naszym stadionie… Mamy to nieszczęście, że gramy na stadionie GOSiRu. Stadionie, który jest reliktem starych czasów i tam naprawdę bardzo ciężko zrobić fajną oprawę. Nie możemy sobie pozwolić na takie oprawy, mimo możliwości które reprezentujemy, jak na przykład ma Legia, Widzew, czy Lech Poznań, bo u nas jest całkiem inna specyfika trybun. Mamy trybuny oddalone od płyty boiska i bardzo niskie. I na takich trybunach jest naprawdę trudno coś fajnego zrobić. Mam nadzieję, że powstanie w niedługim czasie nowy stadion i wtedy dopiero pokażemy pełnię naszych możliwości. (śmiech)

- A jak wygląda wyprawa z Arką w Polskę?

- Proces całej działalności rozpoczyna się parę dni przed meczem. Ustalamy co robimy, jak będzie wyglądała oprawa. No a mój bezpośredni udział to jest... Stoję na tym gnieździe tak zwanym i podaję piosenki, kieruję dopingiem całego stadionu lub przynajmniej tej części najbardziej zaangażowanej, zwanej tradycyjnie "górką". Staramy się jakoś rozbujać publiczność.

- A w ile osób Panowie się zbierają?

- To różnie. Może być 50, może być 500 i jeszcze więcej osób. W zależności na jaki mecz jedziemy i gdzie jedziemy organizuje się jakiś środek transportu. Są to albo samochody osobowe albo autobusy albo wynajmuje się pociąg i po prostu jedzie się na mecz. A teraz pokłosiem spotkania z działaczami PZPN-u we Wronkach, jest to, że chcemy żeby to się odbywało w jakiś normalny, cywilizowany sposób. No nie zawsze tak jest. Nie wszędzie jesteśmy wpuszczani, częstokroć jesteśmy w jakiś tam sposób terroryzowani przez policję. Czasami jest to czymś spowodowane, czasami dzieje się to bez przyczyny. Chcemy to jakoś uczłowieczyć, żeby to wyglądało jak w normalnym państwie.

- Kibice z Gdańska nazywają kibiców Arki "śledziami". Ma to być pogardliwe, ale Panowie chyba tego tak nie odbierają

- Nie, na pewno nie. Wynika to z charakteru naszej drużyny. Kiedyś był to Morski Związkowy Klub Sportowy, którego sponsorem był Port Gdynia, związany z morzem i Dalmor, firma łowiąca ryby, także związany z morzem i tak już zostało. Zresztą vice versa, my nie pozostajemy im dłużni. Oni to Budowlany Klub Sportowy, czyli "betony". Związane z tym, że kiedyś był to klub budowlańców no i tak po prostu się przyjęło. Nawet mamy wielką flagę z napisem „ŚLEDZIE” i nie uważamy tego za coś ujmującego, tak się po prostu przyjęło.

Prezes aresztowany, Arka idzie dalej

- Co będzie jeżeli zarzuty korupcji wobec prezesa Milewskiego potwierdzą się i klub spadnie do niższej ligi?

- Nic nie będzie. Arka była, jest i będzie. A odnośnie tych zarzutów poczekajmy na wyrok sądu. 27 grudnia podjęto decyzję o zwolnieniu z aresztu pana Grzegorza Gilewskiego (były sędzia piłkarski z Warszawy, aresztowany został w czerwcu tego roku, w związku ze śledztwem dotyczącym korupcji w piłce nożnej – przyp. red.), a był jednym z głównych oskarżonych. Także poczekajmy. Ja bym nie ferował tu żadnych wyroków ani w jedną ani w drugą stronę. Nawet jakby była taka decyzja o jakiejś relegacji to co nas nie zabije, to nas wzmocni. A my chodziliśmy na Arkę i w trzeciej i w drugiej lidze i możemy dalej chodzić na drugą i na trzecią. Także kibice na pewno nie zginą. Są jednym z głównych podmiotów tego klubu i oni dalej będą kibicowali Arce. Ci, którzy chcą, ci którzy mają ten klub w sercu.

- Kiedyś na trybunach Arki wisiał napis: "Milewski. Prawie jak prezes". Po tym jak prezesa Milewskiego zatrzymano, kibice stanęli za nim murem.

- Do naszego prezesa, pana Milewskiego mieliśmy określone pretensje. Mieliśmy i pewno mieć będziemy, bo jakiś tam wpływ na działalność klubu chcemy mieć… Znaczy nie chcemy się wtrącać, ale jesteśmy kibicami tego klubu, uważamy, że mamy przecież coś do powiedzenia, bo piłka nożna jest dla kibiców głównie. Ten sport jest rozgrywany dla kibiców i chcieliśmy mieć też coś do powiedzenia, jakieś swoje zdanie. Co nie zmienia faktu, że jak jeden z nas, jeden z Arkowców został zatrzymany, to to prostu jak w rodzinie wygląda. Trzeba być solidarnym z członkami rodziny. A co zrobi prokuratura to ja już wcześniej mówiłem, to zobaczymy. Jakieś zarzuty, jakiś konkretny wyrok to wtedy będziemy rozmawiali. A na dzisiaj to był jednym z nas i uważaliśmy, że w ten sposób trzeba postąpić. Jak normalny człowiek, że się broni swojego, po prostu i przez to też imienia naszej Arki. I dalej będziemy, mimo że zostało to odebrane w zły sposób, będziemy dalej robić wszystko, żeby jak najwięcej ludzi chodziło na mecze, żeby sponsorzy nie odeszli, żeby wiedzieli, że mimo wszystko ten klub jest tego wart. Wart tego by inwestować i w stadion i w klub. Bo Arka to nie tylko prezes Milewski, czy inni działacze. To jest po prostu Arka. Stało tak jak się stało, a zobaczymy co z tego wyjdzie. Powtarzam. Żaden wyrok nie został wydany.

Megafon pisze pracę magisterską

- Pisał Pan pracę magisterską o zachowaniach kibiców. Co nie co wiedzą o tym policjanci. Chciał Pan skorzystać z ich pomocy, ale oni chcieli by mówił Pan o tym co się działo podczas różnych meczów. Nie udała się współpraca?

- W czasie pisania pracy nie było żadnej współpracy, ciężko tu mówić o współpracy z policją. Wtedy też były inne czasy, ja pisałem pracę w 1999 roku i jak dzisiaj ją przeczytam to uwarunkowania całkowicie się zmieniły. Jest to jednak bardzo dynamiczny proces, całe zjawisko kibicowania i już w tej chwili większość rzeczy można odłożyć do lamusa.

- A jaki tytuł Pan nadał tej pracy?

- "Subkultura kibiców piłkarskich i jej uczestnicy". Prowadziłem badania na populacji kibiców Arki. Ciężko się to pisało, była to jedna z pierwszych prac o tej tematyce. Nie było literatury, przy pomocy mojego promotora udało się jakoś przebrnąć przez ten proces. Zajmowałem się generalnie opisem subkultury kibiców piłkarskich, mechanizmami działającymi wśród kibiców, co i jaki ma wpływ na określone zachowania. Część wniosków już samo życie zrealizowało. Zadowolony byłem z tej pracy, bo temat pracy wynikał z tego co najbardziej lubię, co stanowi w jakiejś części treść mojego życia.

- I jakie były te wnioski?

- Wycofanie policji ze stadionów, organizacja spotkań. To takie dwa, które mi w tej chwili przychodzą na myśl, bo tam…. Ale zresztą dajmy spokój policji.

Rodzina to rodzina. Arka to Arka

- To zmieńmy temat. Gdy urodziła się Panu córka, nie żałował Pan trochę, że nie jest to syn, który chodziłby z Panem na mecze?

- A czy to ma jakieś znaczenie? Na pewno nie. Ważne, że dziecko było zdrowe. A dzisiaj jestem tym w pełni usatysfakcjonowany, moje relacje z córką są bardzo dobre.

- Chodzi na mecze?

- Nie, jej to nie interesuje. Była ze mną kilka razy, ale to jednak dziewczyna i ona nie bardzo to czuje.

- A żona?

- Żona też nie chodzi na mecze. Była ze dwa, trzy razy. Przechodzi obok tego… No obojętnie to może nie, bo jak wracam z meczu to pyta się o wynik i tak dalej, ale żeby sama uczestniczyła w meczu to nie. Tak jest i niech tak zostanie. (uśmiech)

- To jak wygląda Pana hierarchia? Najpierw rodzina, potem Arka?

- To są dwie różne rzeczy. Tego nie można tak powiedzieć, że rodzina ważniejsza, czy Arka, bo to są dwie różne dziedziny życia. Rodzina jest w życiu najważniejsza, w rodzinie ma się oparcie, razem się przechodzi przez to życie. I Arka w inny sposób też jest najważniejsza. Po prostu dwa różne kanały działalności, życia. Na pewno to w jakiś sposób przenika się, ale nie można tak powiedzieć. Rodzina to rodzina, Arka to Arka. (uśmiech)

Żółto – niebieski Mikołaj

- Ilu tak wiernych kibiców jak Pan jest na "Górce"?

- No na stadionie, ja tak określam, że wiernych, takich na dobre i na złe, jest grupa 1,500 – 2000 ludzi. Wszystkich znam. Ja nawet nie wiem jak ma na imię, czy na nazwisko, ale przechodząc przy trybunie poznaję te twarze, bo wiem, że byli na Arce 20, 25 lat temu. Są też kibice wierniejsi ode mnie przecież, którzy dłużej chodzą na Arkę, którzy mają większy staż, którzy też wszystko poświęcili. Ale nie można powiedzieć, że ja jestem wierniejszy, czy ktoś inny. Jest nas taka grupa około 2 tysięcy.

- A jak wygląda kibicowanie poza stadionem?

- Powiem Panu taką rzecz, że generalnie widzi się i bardzo nagłaśnia te negatywną stronę kibicowania, tą złą stronę. Gdy się coś zdarzy. Bardzo mało zainteresowania jest takimi akcjami jak na przykład Żółto-Niebieski Mikołaj, gdzie corocznie robimy dzieciom ze szpitala paczki. Mało się mówi o naszej pomocy dzieciom specjalnej troski. Opiekujemy się zwierzętami w zoo i popularnym gdyńskim Ciapkowem. Kibice innych klubów oddają krew. Kupiliśmy wózek inwalidzki dla niepełnosprawnego kibica Miłosza. O tym malutko się mówi. Natomiast jak gdzieś jakiś drobny pijaczyna rzuci kamieniem czy butelką to zainteresowanie jest ogromne. W moim przekonaniu jest to bardzo niesprawiedliwe i niesłuszne, no ale tak to już wygląda. A na stadionie Arki już długo nic się nie zdarzyło. Staramy się, aby był to stadion wesoły, a przy tym bezpieczny i do tego dążymy. Nawiązaliśmy współpracę z Polskim Związkiem Piłki Nożnej i Orange Ekstraklasą. Byłem na spotkaniu raz w Warszawie, drugi raz we Wronkach i będziemy robić wszystko, żeby zrobić z meczy piłkarskich porządne widowiska. A ludzie nie mają się czego obawiać, bo jeżeli coś się zdarza to jest to incydentalne.

- Po ostatnim meczu z Legią, podczas którego doszło do zadymy, Pan sam się zabrał do tego by wyłapać tych kibiców, którzy się awanturowali.

- No nie, akurat ja się nie brałem do tego by wyłapywać, bo od tego są określone służby a nie kibice. Niemniej była to taka akcja ze strony najmłodszych kibiców odrobinę nieprzemyślana, ale jest to jakaś nauczka na przyszłość.

- To kibice wywołują burdy, czy czasami jest inaczej? To policjanci prowokują?

- To znaczy wie pan… Jest taka sytuacja, bardzo znana sytuacja w Płocku. Jest zrobiona lista imienna z dowodami osobistymi, z numerami PESEL. Wszystko jest zorganizowane, my przychodzimy pod stadion i nagle szefowie klubu, Wisły Płock w tamtym wypadku, mówią, że nie wejdziemy. A dlaczego nie? Bo nie! No i wtedy zaczynają się różne nerwowe sytuacje, w których policjanci jak są spokojni to wszystko dobrze zrobią, a jak są nerwowi to się zaczynają przepychanki. A potem to już wie Pan, to już tego nikt nie ogarnie. A właśnie chcemy, dążymy do tego, żeby to było zorganizowane w bardzo taki mądry, logiczny, przemyślany sposób. Żeby nie było jakichkolwiek zagrożeń, żeby się można było spokojnie wybrać na mecz.

- Ekipa kibiców Arki jest określana jako jedna z najbardziej niebezpiecznych. Ilu z tych kibiców jest na "Górce"?

- Czy niebezpiecznych…? Jakieś tam zaszłości są… Były takie czasy, że jak Arka wchodziła na stadion to różne rzeczy się działy… Z tym, że te czasy już minęły… A czy niebezpiecznych? Ja tych ludzi dobrze znam… To moi koledzy… To musi być splot okoliczności, jakichś paru różnych czynników, żeby dochodziło do jakichkolwiek negatywnych zachowań, ale w tej chwili nie ma już takich. A tak trudno określić… Policja zachodnia nadaje kibicom różne kategorie A, B i C, czyli chuligani; ultrasi tacy, którzy zaangażowani w klub nie wywołują żadnych awantur, ale w pewnych określonych sytuacjach mogą uczestniczyć w bójce; no i ta cała reszta spokojna. No generalnie ja uważam, że wszyscy którzy są zaangażowani jak dojdzie do splotu jakichś złych czynników to wtedy może się coś wydarzyć. No a obowiązkiem organizatora jest zrobić to tak by nie dochodziło do takich zachowań, no bo to do niczego dobrego nie prowadzi.

- Jak to wyglądało we Wrocławiu parę lat temu?

- A… Na to pytanie nie chciałbym odpowiadać.

Arka Gdynia z Wejherowa

- To niech mi Pan powie jakiego koloru ma Pan samochód?

- Granatowy.

- A gdyby był innego koloru to przemalowałby Pan?

- No miałem kiedyś zielony, ale przemalowałem na inny kolor, taki neutralny, bo nie chciałem mieć zielonego samochodu.(śmiech) Wszyscy mówili: "Arkowiec i zielony samochód". No to wziąłem i przemalowałem. (śmiech)

- Arka Gdynia, a Pan mieszka w Wejherowie.

- No i mieszkałem kiedyś, jakiś czas temu koło Władysławowa. Przez 11 lat. To nie ma znaczenia najmniejszego. Wejherowo tradycyjnie zawsze za Arką, zawsze kibice z Wejherowa, zawsze w 100 % jeździli na Arkę i tak po prostu zostało. To nie ma znaczenia, bo tutaj Wejherowo, Rumia, Reda to jest praktycznie "sypialnia dla Trójmiasta", a zawsze emocjonalnie czułem się związany z Gdynią i tak zostanie na zawsze.

- Jak Pan sobie wyobraża derby Trójmiasta? Arka Gdynia przeciw Lechii Gdańsk na jednym stadionie.

- No trudno sobie to na dzień dzisiejszy wyobrazić. No trudno i łatwo. Przecież takich derbów już parę było. Przy właściwej organizacji wszystko może być dobrze zrobione, tylko trzeba włożyć w to odrobinę wysiłku. I stadiony przygotowane i służby porządkowe, mimo wszystko musiałyby być przygotowane. No mecz by się na pewno odbył, no co się może stać? (uśmiech)

- Chciałby Pan, żeby kibice wchodzili na stadion z imiennymi karnetami?

- To znaczy… Na pewno do tego dojdziemy, bo to już nie te czasy. Wzorem Zachodu już będzie trzeba. Także każdy będzie musiał mieć karnet imienny, ale z tego co przedstawiciele Orange Ekstraklasy mówili, to będzie można kupić bilet przez smsa, także na pewno w jakiś sposób zostanie to zorganizowane. Także całe nasze życie, nie tylko związane z meczami, ale ze wszystkim. Co raz większa inwigilacja, że tak powiem. Wszędzie mamy kamery, wszystko o nas wiadomo. Jeżeli świat dalej pójdzie w tym kierunku to stadiony nie będą jakąś oazą. A z drugiej strony anonimowość kibiców była jednym z czynników tych bójek. A jeżeli sytuacja jest taka, że kibic nie jest anonimowy, że jest znany z imienia i nazwiska to na pewno powstrzymuje go to od negatywnych zachowań.

- Niech mi pan jeszcze powie jak pan został "Megafonem"?

- Oj, to było na początku lat 80-tych… Ja już parę lat chodziłem na mecze, ale nie prowadziłem dopingu. No i pewnego razu, a zaznaczę, że dysponuję dość donośnym głosem, krzyknąłem coś głośno i mocno i ktoś powiedział: "O! Ty brzmisz jak megafon". No i tak już zostało i trwa 25 lat.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Włókniarz Częstochowa - GKM Grudziądz. Trener Robert Kościecha

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto