Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Córka Konstantego I. Gałczyńskiego o swojej matce, której poświęciła książkę "Srebrna Natalia"

[email protected]
Rozmowa z Kirą Gałczyńską - pisarką Czy mama przychodzi do Pani w snach? Może nie tyle w snach, bo bardzo rzadko cokolwiek mi się śni, ale czuję jej obecność.

Rozmowa z Kirą Gałczyńską - pisarką
Czy mama przychodzi do Pani w snach?

Może nie tyle w snach, bo bardzo rzadko cokolwiek mi się śni, ale czuję jej obecność. Zwłaszcza wtedy gdy muszę podjąć trudną decyzję. Wtedy stale prowadzę z nią dialog. Raz cichy, raz głośny. Pytam, co powinnam zrobić. I, mam wrażenie, że ona mi odpowiada.
Ponoć parzyła wyśmienitą herbatę...
A wtedy nie było to łatwe, bo nie było herbaty. Robiła herbaciane mieszanki no i ... czarowała przy tym.
Gdy myśli Pani o matce...
Widzę ją w kręgu lampy. W fotelu. Albo czekającą na mnie w korytarzu. Ale na ogół siedzi w tym świetle lampy, taka jaka była, piękna... Dla nas nasi bliscy nigdy się nie zestarzeją. Nie chcę pamiętać tego ostatniego okresu, jej choroby. Kiedy była inna, biedna, nieszczęśliwa. Zawsze będzie dla mnie młodą, bardzo dzielną dziewczyną, która ze wszystkim umiała dać sobie radę.
Była piękna... Uroda miała dla niej znaczenie?
Lata mijały, a ona wciąż była pełna światła. A ten rodzaj światła jest niezmiernie ważny. Bo on, pomimo upływu czasu, sprawia, że kobieta zawsze wygląda niezwykle.
Którą jej fotografię lubi Pani najbardziej?
Tę, na której ma spuszczone oczy, młoda Natalia pierwszych lat okupacji. Z okładki "Srebrnej Natalii". Ale lubię też te, na których jest razem z ojcem, taka w niego zapatrzona.
Dlaczego Konstanty nazywał Natalię Bocianem?
Bocian był dla niego, zwłaszcza z czasów Prania, symbolem dozgonnej miłości.
Bocian , który mieszkał na dachu naszej stodoły i od lat przylatywał sam, był wdowcem. Wydawało się nam wszystkim, że on bardzo tęskni za swoją drugą połową. I życzyliśmy mu z całego serca, by nie czuł się taki samotny.
Ale ojciec nazywał mamę także, nie wiadomo dlaczego, Pawełkiem, była dla niego Natą, Natałką. Wołał do niej wieloma imionami.
"Srebrna Natalia" to nie tylko historia o matce, o miłości. To także opowieść o wybaczaniu...
Umiejętność wybaczania była cechą jej charakteru. Nie umiała się gniewać. Uważała, że ich miłość była większa niż jego grzech, jeśli można tu mówić o grzechu. Zdrady ojca nie były tak ważne... Najważniejsza było uczucie, która ich łączyło. Nie słyszałam, żeby kiedykolwiek coś ojcu wypominała. Uważała, że o "tamtej" historii trzeba zapomnieć. Po śmierci ojca odezwała się do niej jedna z tych... pań. Matka z nią korespondowała, wspierała ją finansowo. Miała po prostu dobre serce. Zawsze pomagała, gdy ktoś tego potrzebował , nawet jeśli do tamtej kobiety czuła jakieś anse, to było nieważne. Pisała do niej swoje serdeczne listy.
Ale ciche dni też były między Natalią a Konstantym?
Ojciec rozładowywał je w swój własny "gałczyński" sposób. Były w domu skrzypce, w pudle, w szafie. Gdy taki dzień przychodził, wyjmował skrzypce i zaczynał je stroić. A to jest dźwięk, którego nikt nie wytrzyma. Wtedy mama mówiła: Dobrze już, Kot, już w porządku, tylko odłóż to...
W poszukiwaniu korzeni matki wyruszyła Pani do Gruzji...
Nie umiałam zacząć tej książki o niej. Nie umiałam jej napisać. Bardzo się z nią mordowałam. Aż przyszło mi do głowy, że trzeba tam pojechać. Nawet jeśli niczego nie odnajdę, to może dotknę jakiegoś kamienia, powącham, pojadę do tego Borżomi, zobaczę... To był dobry pomysł. Znalazłam tam mnóstwo osób, które chciały mi pomóc. Dzięki temu że dotarłam do miejsca, skąd pochodzili moi dziadowie, zobaczyłam również kawałeczek świata, który i Natalia widziała swoimi oczyma. Patrzyłyśmy, w odległości kilkudziesięciu lat, na to samo miejsce, zapewne z podobnym wzruszeniem.
Jest Pani podobna do matki?
Staram się. Ale nic mi z tego nie wychodzi. Nie mam jej hartu ducha. Łatwo wpadam w doły depresyjne. Trudno z nich wychodzę. Im jestem starsza, tym mi trudniej. I nagle przychodzi moment, że zaczynam ze sobą po męsku rozmawiać i te złe nastroje, lęki odchodzą.
Nie mam pogody mojej matki. Nie umiałam sobie zorganizować domu, takiego "na zawsze". Nic nie wyszło z żadnego z moich kilku małżeństw, wszystko gdzieś pogubiłam. Co prawda nie tylko z mojej winy, ale też nie było we mnie natury, która mogłaby tak łatwo cokolwiek wybaczyć.
Dzieci dorosły, wyszły z domu, teraz zastanawiam się nad psem... Moje ostatnie psy mieszkały ze mną w Praniu, poumierały przez Czarnobyl. Wtedy obiecałam sobie, że nigdy już psa nie wezmę, bo rozstania są trudne. Teraz mam zmartwienie, co zrobi pies, jak ja umrę... Kto się nim zajmie?

============04 autor_szary(820614)============

Gabriela Pewińska

============06 Autor zdjecia 5 left(820604)============

fot. robert kwiatek

============06 PodpisZdjecia(820606)============

Kira Gałczyńska w gdańskiej księgarni Świat Książki

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto