Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Cysterna wybuchła jak bomba

Jarosław Kowalski
Czwartkowa noc w Jezierzycach zostanie zapamiętana jako koszmar. Wybuch cysterny dosłownie sparaliżował wieś. Jedni uciekali z domów, drudzy z przerażeniem obserwowali pożar.
Czwartkowa noc w Jezierzycach zostanie zapamiętana jako koszmar. Wybuch cysterny dosłownie sparaliżował wieś. Jedni uciekali z domów, drudzy z przerażeniem obserwowali pożar.
Najpierw był potężny huk. Potem w powietrze strzelił kilkudziesięciometrowy słup ognia. W Jezierzycach (gm. Słupsk) zrobiło się jasno jak w dzień. Ludzie wyskakiwali z domów tak jak stali.

Najpierw był potężny huk. Potem w powietrze strzelił kilkudziesięciometrowy słup ognia. W Jezierzycach (gm. Słupsk) zrobiło się jasno jak w dzień. Ludzie wyskakiwali z domów tak jak stali. Kilku mężczyzn wyprowadzało w pośpiechu swoje samochody z podwórek. Wszyscy bali się, że pożar ogarnie ich domostwa.

Niektórzy ze strachu uciekli za wioskę. Stamtąd obserwowali, jak żywioł trawi oddaloną od zabudowań o ok. 200 m rozlewnię gazu.
Tragedia rozegrała się w czwartek, ok. godz. 22. Właśnie wtedy robotnicy przetaczali propan-butan do cysterny. Należy ona do spółki Bałtyk Gaz. Wiadomo już, że najpierw wyciekł gaz z przewodu tankującego. Stało się to, gdy cysterna ruszyło, zanim pracownik rozlewni odłączył przewód od zbiornika głównego. W chwilę potem wybuchła 20-tonowa cysterna. Eksplozję, która rozerwała ją na pół, słychać było nawet w oddalonym o 9 km Słupsku. Ogień w ułamkach sekundy ogarnął obu pracujących przy pompowaniu mężczyzn. Świadkowie mówią, że jedna z ofiar wypadku paliła się "od środka". Ulatniający się gaz najprawdopodobniej dostał się pod warstwy jej roboczego, przeciwogniowego kombinezonu.

44-letni Mirosław G., kierowca cysterny, i 43-letni Andrzej M., pracownik rozlewni, trafili do słupskiego szpitala z rozległymi obrażeniami. Obaj mają poparzenia III i IV stopnia ciała i dróg oddechowych (określa się je na 100 i 90 proc. powierzchni ciała). W piątek po południu lekarze określali stan pacjentów jako krytyczny. Śmigłowiec przetransportował ich 0do szpitala w Gryficach, gdzie leczy się ciężkie poparzenia.

Jeszcze w piątek, 12 godzin po eksplozji cysterny w rozlewni gazu płynnego firmy Bałtyk Gaz w Jezierzycach, mieszkańcy wsi nie mogli dojść do siebie. - Kiedy przypomnę sobie ten huk i kulę ognia, to jeszcze trzęsą mi się ręce - mówi Teresa Kozak, mieszkanka budynku stojącego najbliżej rozlewni. - Zupełnie jakby bomba wybuchła. Chwilę potem zapukał sołtys i wykrzyczał, żeby uciekać za tory. Ewakuację mieszkańców zorganizowali gminni radni. Ludzie wybiegali z domów, niektórzy tuląc na rękach zaspane dzieci. Opuszczali wieś obawiając się kolejnych wybuchów. Wrócili dopiero, gdy wezwani na miejsce wypadku gazownicy sprawdzili, że rozlany po eksplozji gaz nie dostał się do piwnic ich domów.

Tymczasem ratownicy, którzy pojawili się na miejscu wypadku, zajmowali się dwoma mężczyznami - w wyniku eksplozji i zapłonu gazu, rozległe i głębokie poparzenia, sięgające 100 proc. powierzchni ciała, odnieśli magazynier rozlewni gazu i kierowca cysterny (obydwoje mieszkańcy powiatu słupskiego). Do eksplozji doszło w czwartek o godz. 22 podczas przetaczania propanu-butanu ze zbiornika. Jak informuje policja, kierowca odjechał cysterną od głównego zbiornika, nie odłączając przewodów tankujących. Te zerwały się, nastąpił wyciek substancji, a w chwilę później wybuch. Jego siła odrzuciła Mirosława G., kierowcę, kilkadziesiąt metrów w pole, za płot rozlewni. Tam odnaleźli go strażacy. Drugi poparzony, Andrzej M., zdołał jeszcze o własnych siłach dobiec do bramy zakładu.

Jeszcze w piątek po południu lekarze oceniali ich stan jako krytyczny. Poza magazynierem i kierowcą nikt nie ucierpiał.
Policja, która pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Słupsku prowadzi postępowanie wyjaśniające w sprawie przyczyn wypadku, zabezpieczyła materiał zarejestrowany przez kamery przemysłowe rozlewni.

Raczej zawinił człowiek
Roman Ślagowski, prezes spółki Bałtyk Gaz z Rumi

- Jednoznacznie o przyczynach wypadku będzie można się wypowiedzieć dopiero wtedy, gdy pracę zakończą równocześnie działające komisje: m. in. dozoru technicznego i zespół specjalistów powołanych przez spółkę. Na razie bierzemy pod uwagę to, że wypadek był wynikiem ludzkiego błędu. Nie można też wskazać konkretnie na osobę odpowiedzialną. Raporty komisji mają być gotowe w przyszłym tygodniu. Rodzinę poszkodowanych otaczamy wszechstronną opieką. Spotkamy się też z mieszkańcami Jezierzyc, by wyjaśnić wszystkie podjęte przez nas środki bezpieczeństwa i zapewnić, że nic nikomu już nie grozi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto