Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Damian Wleklak, wicemistrz świata z 2007 roku: Reprezentacji zabrakło ognia. Nie pozwolę na opinię, że mamy słabą piłkę ręczną

Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
Damian Wleklak od lat związany jest z piłką ręczną w Wybrzeżu Gdańsk, a także tą na najwyższym poziomie w reprezentacji
Damian Wleklak od lat związany jest z piłką ręczną w Wybrzeżu Gdańsk, a także tą na najwyższym poziomie w reprezentacji Karolina Misztal
Rozmowa z Damianem Wleklakiem, byłym środkowym rozgrywającym, który w latach 1998–2009 wystąpił w reprezentacji Polski 164 razy i zdobył 273 bramki. Wicemistrzem świata z 2007 roku i brązowym medalistą MŚ z 2009 roku, później trenerem, a obecnie menedżerem Torusa Wybrzeża Gdańsk. Opowiada nam o swoim spojrzeniu na drużynę narodową, która nie spisała się najlepiej na mistrzostwach świata 2023.

Jakie emocje towarzyszą panu podczas oglądania meczów naszej reprezentacji na mistrzostwach świata 2023?
Na pewno emocje są mieszane. Liczyliśmy na więcej, jeśli chodzi o gospodarza tego turnieju, i o wynik. Wszyscy trzymaliśmy kciuki, żeby reprezentacja pojawiła się w Gdańsku (25 stycznia w Ergo Arenie rozegrane zostaną ćwierćfinały MŚ - przyp.). Ranga turnieju była znana, również jako przepustka na igrzyska olimpijskie. Gdzieś te nasze nadzieje szybko spłonęły. Inaczej by to wyglądało, gdybyśmy byli na tym turnieju dłużej, jeśli chodzi o grę o stawkę. Mecze w drugiej rundzie były już praktycznie o nic. Pomijam to, że musielibyśmy mieć łut szczęścia w spotkaniu z Hiszpanią. Widzieliśmy spotkanie Chorwacji z Danią, w którym ci pierwsi walczyli jeszcze "o życie" i odbiór energetyczny tego spotkania dla kibica był inny. Teraz odbieram to jako kibic, bo jestem daleko od piłki ręcznej na poziomie reprezentacyjnym. Pracuję w klubie w Gdańsku, a w związku pomagam tylko w jednej komisji opiniotwórczej, jeśli chodzi o rolę trenera. Czasami można przegrać, pokazując pasję, zaangażowanie. Nie odmawiam tym chłopcom, że nie chcieli, nie walczyli. Zabrakło jednak takiego ognia w tej reprezentacji.

Wiadomo było, że po złotej erze reprezentacji Bogdana Wenty będzie problem z godnymi następcami. Czekaliśmy jednak na te mistrzostwa świata, które miały być pokazem odbicia sportowego drużyny narodowej. Co pana zdaniem nie zagrało?
Trzeba spojrzeć szerzej na kontekst tej sprawy. To nie jest tak, że po trenerze Wencie jest Patryk Rombel. Było jeszcze kilku trenerów pomiędzy. To też nie jest tak, że ta piłka ręczna jest aż tak słaba w Polsce. Na taką opinię nie pozwolę. Przykładem może być Torus Wybrzeże Gdańsk, który z zespołami z lig europejskich gra na równi. Nie znaczy więc to, że wszystko jest złe i słabe. Przy centralnym szkoleniu reprezentacji zabrakło ludzi. Gdzieś tam lekko pozbyliśmy się i Bogdana Wenty i Daniela Waszkiewicza. Uważam, że ich doświadczenie trochę nie zostało wzięte pod uwagę w procesie budowy nowej drużyny. Nasz ostatni sukces to brąz mistrzostw świata w 2015 roku w Katarze. Od tego czasu upłynęło już osiem lat. W takim czasie można zbudować wielu ciekawych zawodników.

A jak to było z zespołem Bogdana Wenty?
Nie byliśmy jakąś super drużyną. Wtedy to też było wszystko w budowie. Mieliśmy kilku świetnych zawodników w tej reprezentacji. Kilku też, mogę powiedzieć o sobie, było - możemy tak powiedzieć - rzemieślnikami. Wpasowaliśmy się w świetną grupę. Nie wiem więc, czemu wspomniane osoby trenerów nie były obok. Inne federacje trzymają takich ludzi, aby czerpać z ich wiedzy.

Bazując na pana bogatym doświadczeniu reprezentacyjnym chciałbym zapytać o różne oblicza reprezentacji Patryka Rombla. Jak to jest, że z potężnymi Francją i Hiszpanią Polacy zagrali "na styku", a mieli też mecz z gatunku "sportowego klopsa" ze Słowenią, czy wymęczone zwycięstwo z półprofesjonalnymi Saudyjczykami?
To jest trochę tak, że ci zawodnicy nie mają silnej strony mentalnej. Jak popatrzymy na inne turnieje, to na przykład Francuzi zaczynają na ciężkich nogach i na początku grają po to, aby wygrać, rozkręcając się w miarę upływu czasu. Tak naprawdę dla nich finalną sprawą jest druga część mistrzostw. Hiszpanie też przechodzą okres zmian. Z mojego doświadczenia wygląda to tak, że jak podchodzi się do meczu z faworytem, to zawsze się dobrze wygląda. A kiedy przychodzi o spotkania z równorzędnym rywalem, to wtedy zaczyna być presja po naszej stronie. Często zawodnicy nie radzą sobie z takimi sprawami. Tutaj też jest to kwestia doboru pewnych charakterów do zespołu, bo te granice też można przełamać. Zawsze jest moment, kiedy buduje się grupę i liczy na pewne osoby. Przykładem jest Arek Moryto, który zagrał równy turniej. Dla niego to nie jest problemem, bo w takich spotkaniach brał udział wiele razy.

ZOBACZ TAKŻE:
Mistrzostwa świata w piłce ręcznej 2023. Terminarz i tabele międzynarodowych zawodów

Jeśli chodzi o Morytę, to chyba mogliśmy być pewni, że to mocny punkt reprezentacji Polski?
Tak. Jak wspomniałem, jest kilku zawodników, którzy mają już też swój "licznik", jeśli chodzi o mecze w reprezentacji. I oni gdzieś tego nie udźwignęli. Ciężko w tej chwili mówić, czy trzeba było postawić na tego, czy na kogoś drugiego, czy w ogóle jeszcze innego. Ta drużyna była przygotowywana na ten turniej. Jak spojrzymy na statystyki, to - delikatnie rzecz ujmując - one nie są korzystne dla naszego zespołu pod każdym kątem. Czy to skuteczność akcji w meczu, czy liczba akcji, czy szybkość rozgrywania, skuteczność gry. One nie przemawiają za nami.

Wygrany mecz z Czarnogórą pokazał, jak wielkie znaczenie ma dyspozycja bramkarzy. W ogóle na tych mistrzostwach świata, w porównaniu do poprzednich, rośnie liczba bramek. Czy tutaj też możemy upatrywać przyczyn słabszych występów?
Kiedy weźmiemy testy z dwóch turniejów przed mistrzostwami, to powiem szczerze, że nie wiedziałbym, na którą dwójkę bramkarzy postawić. Nie było wyraźnej przewagi jakiegoś zawodnika. To nie jest tak, jak kiedyś ze Sławkiem Szmalem, który był pewniakiem, żeby w meczach o stawkę dodać wartość, na jaką liczymy, i jeszcze jakiś procent od siebie. W tej reprezentacji tak nie ma. Adam Morawski zmienił klub (MT Melsungen - przyp.) na Bundesligę, w której jeszcze się nie przebił. Jakub Skrzyniarz poszedł do ligi hiszpańskiej (CD Bidasoa - przyp.), a to też duża zmiana. To delikatna sprawa, aby dobrze trafić. Nie było zdecydowanego lidera. W piłce nożnej też często trzeba określić, kto jest jedynką w bramce. Tutaj też ciężko to było zrobić. Czas podsumowań jeszcze przyjdzie. Wszystko zależy od wizji na najbliższe lata.

Ostatnie zmiany personalne szkoleniowców pokazały, że za dużo nam nie dały, jeśli chodzi o budowanie reprezentacji. Wstrzymuję więc swój głos, aby dzisiaj oceniać naszego trenera. Brzydko to zabrzmi, ale jesteśmy trochę kalką piłki nożnej. Tam jest ten sam problem. Mamy jednego lidera, który ma już swój wiek.

No właśnie. Jest już dyskusja wśród kibiców i dziennikarzy o obsadzie selekcjonera reprezentacji. Jedni chcą podziękować trenerowi Patrykowi Romblowi, drudzy chcą mu jeszcze dać szansę. Co tutaj może być najlepszym rozwiązaniem?
Patrzę na to inaczej. Musimy dzisiaj spojrzeć na to tak: co mamy i gdzie chcemy dojść? Zostawiłbym na razie kwestie trenera, bo to sprawa związana z zarządzaniem. Co chcemy osiągnąć jako federacja? Kogo chcemy mieć jako federacja? Co mamy jako polski związek? Czy mamy młodych zdolnych, czy mamy starszych doświadczonych, czy chcemy te grupy wymieszać? Czy chcemy poświęcić najbliższe mistrzostwa Europy, aby faktycznie zbudować zespół? Jestem optymistą, nawet z perspektywy klubu z Gdańska. Bo widzę młodych chłopców, którzy mają aspiracje, aby grać w reprezentacji. Sam szukam zawodników i widzę kilku następnych, którzy mogą do drużyny narodowej wejść. To też nie znaczy, że wszyscy w tej reprezentacji są źli. Mamy kilku wartościowych piłkarzy. Pytanie tylko, kto będzie potrafił ich poprowadzić? Nie chcę zupełnie przy tym oceniać naszego trenera i mówić o innych kandydaturach. To kwestia przed ludźmi, którzy będą zarządzać. Ostatnie zmiany personalne szkoleniowców pokazały, że za dużo nam nie dały, jeśli chodzi o budowanie reprezentacji. Wstrzymuję więc swój głos, aby dzisiaj oceniać naszego trenera. Brzydko to zabrzmi, ale jesteśmy trochę kalką piłki nożnej. Tam jest ten sam problem. Mamy jednego lidera, który ma już swój wiek. Wiadomo, że jeszcze pogra, ale pytanie: kto będzie miał wizję, aby przyjść i zbudować coś z zawodników, którzy dojrzewają do tej zmiany? Kolejne pytanie, to który ze związków wybierze lepszą wizję, a następnie będzie się jej trzymał i realizował?

To skupmy się na pozytywach. Przed nami w Ergo Arenie ćwierćfinały i półfinał mistrzostw świata w piłce ręcznej. Zagrają Hiszpanie, Francuzi, Norwegowie i Niemcy. Z jakim nastawieniem pan do tych spotkań podchodzi i kogo widzi w strefie medalowej, która już będzie rozgrywana w Sztokholmie?
Na pewno cieszy to, że faworytów jest wielu. Szwedzi wykręcili na tych mistrzostwach takie statystyki, że nie kojarzę turnieju, na którym jakaś drużyna grałaby tak skutecznie. Wiadomo, że w meczach o stawkę wygląda to już inaczej i nie ma tak łatwo. Bardzo pozytywnym zaskoczeniem dla mnie jest Egipt i widać nową generację zawodników, która zaczęła już cztery lata temu. Duńczycy też grają bardzo dobrą piłkę ręczną. Było kilka pozytywów tego święta, bo pokazuje to, jak ta piłka wiele emocji niesie. Przez 60 minut było skupienie i walka, które miło się oglądało. Moim faworytem do gry w finale jest zespół szwedzki.

A z tej "polskiej" części turnieju mistrzowskiego?
Dużą niespodziankę mogą zrobić Niemcy. Grają swoją, konsekwentną piłkę, ale też mają młodą generację zawodników i to im zaczyna przynosić duże efekty. Oczywiście, Francja to silnik, który się rozpędza. A jeśli ta maszyna pracuje cały czas, to nikt jej nie zatrzyma. To jest świetne, że jako Gdańsk możemy mieć mecze topowe. Dwa ćwierćfinały i półfinał to na pewno wydarzenia, które będą elektryzowały cały świat. To też super okazja, aby zobaczyć piłkę ręczną na najwyższym poziomie, bo tutaj przypadków już nie będzie.

Podobno duże grupy Niemców i Norwegów wybierają się do Trójmiasta, a to oznacza, że trybuny też będą żyły.
To może być wielkie święto w Trójmieście. Wiadomo, że kibice przyjeżdżają z nastawieniem, aby dobrze się cieszyć. Oni dobrze czują się w Gdańsku. Dobrze, że władzom naszego miasta udało się ściągnąć taką imprezę do Ergo Areny. To będzie świetna reklama Gdańska, aby ci kibice jeszcze tutaj wrócili. Na memoriale Leona Walleranda też gościliśmy Szwedów i Norwegów, a oni byli miastem zachwyceni. To też jest bardzo ważne w sporcie. Ustawiliśmy im tak grę w turnieju, aby po południu mogli zwiedzać miasto, jego stare zakątki. Zaplanowaliśmy też im wycieczkę do muzeów i to fajne dla nich przeżycie, które umożliwia poznanie naszego społeczeństwa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto