Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dariusz Gadomski, prezes Trefla Gdańsk: Pięć pierwszych miejsc w PlusLidze zajęły kluby z największymi budżetami ROZMOWA

Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
- Mariusz Wlazły (nr 2) pokazał, że jest świetnym kapitanem. Miał autorytet w drużynie w szatni i poza boiskiem - przekonuje Dariusz Gadomski, prezes Trefla Gdańsk
- Mariusz Wlazły (nr 2) pokazał, że jest świetnym kapitanem. Miał autorytet w drużynie w szatni i poza boiskiem - przekonuje Dariusz Gadomski, prezes Trefla Gdańsk Przemysław Świderski
Rozmowa z Dariuszem Gadomskim, prezesem Trefla Gdańsk, o zakończonym właśnie sezonie 2020/2021, szóstym miejscu gdańszczan na finiszu oraz nadchodzącej przyszłości.

Włączając spotkanie półfinału Pucharu Polski na sześć ostatnich meczów Trefl Gdańsk przegrał pięć. Boli?

Troszkę boli, ale też te pięć spotkań nie może nam przesłonić naprawdę dobrego sezonu. Rozmawiamy o dopiero co zakończonym sezonie i cały czas nie mamy pewności, jaki wpływ na te rozgrywki miał brak okresu przygotowawczego (w drużynie Trefla zaburzyły go mocno masowe zakażenia na covid-19 – przyp. red.). Ciężko nadrobić 40 dni i naładować akumulatory na tak długi okres. Dla wszystkich była to nowość. Dla niektórych zawodników były to też pierwsze play-offy w życiu, grane w roli zawodników pierwszego składu. Myślę, że te pięć spotkań nie przesłania udanego sezonu.

W zasadniczej części sezonu Trefl walczył i wywalczył trzecie miejsce w tabeli. W decydującej części rozgrywek grał jednak nierówno. Z czego może jeszcze wynikać taka przemiana?
Rozmawiałem o tym z trenerem Michałem Winiarskim i kapitanem Mariuszem Wlazłym i, jak przyznali, taki jest urok sportu, pewnych rzeczy trzeba się nauczyć. Nauczyć się trzeba grać o stawkę. Zaksa Kędzierzyn-Koźle pokazuje, że mentalnie gotowa jest grać o najwyższe cele w każdym spotkaniu. Ci siatkarze uczyli się tego między innymi w Lidze Mistrzów. Opcje są dwie – albo się tego nauczy albo tego kolejnego kroku się nie robi. W ubiegłym sezonie play-offy się nie odbyły. Marcin Janusz rozegrał pierwsze play-offy w roli pierwszego rozgrywającego. Przyjmujący Bartek Lipiński i środkowy Bartek Mordyl byli w podobnej sytuacji. Moritz Reichert przyszedł do nas z Berlina, ale między ligą polską a niemiecką jest różnica. Pablo Crer grał pierwsze play-offy w Polsce, bo liga argentyńska to zupełnie inna liga. Karol Urbanowicz ma 20 lat. Ten zespół budowany był z Mateuszem Miką (wykluczyła go z gry ciężka kontuzja – przyp. red.) i myślę, że zabrakło nam możliwości rotacji zawodnikami. Do tego dochodzą jeszcze drobne urazy innych siatkarzy. Największym problemem był jednak brak odpowiednich przygotowań spowodowany zakażeniami koronawirusem. Liga zaczynała na innym etapie, a my musieliśmy startować raptem po dwóch tygodniach treningów.

Nie uważa pan, że nudna ta rywalizacja w krajowym pucharze i w lidze? Wszystko dzielą między siebie Zaksa Kędzierzyn-Koźle i Jastrzębski Węgiel.
Na papierze te zespoły miały najsilniejsze zestawienia. Według mnie najdłuższą ławkę i najbardziej wyrównany skład ma drużyna z Jastrzębia-Zdroju. Budżety nie kłamią. Pięć pierwszych drużyn w lidze to są najwyższe budżety PlusLigi. Gdzieś na końcu te pieniądze może odgrywają rolę, choć patrząc na to, jak do ostatniej kolejki rundy zasadniczej odbywały się przetasowania na miejscach 3-8, rywalizacja była dla kibiców z pewnością ciekawa.

Zaksa zostanie mistrzem Polski?
Powiem szczerze, że nie wiem. Jastrzębski Węgiel ma tak silną drużynę, że jest w stanie sprawić niespodziankę. Z kolei w Zaksie nie wiadomo, co z kontuzjowanym Pawłem Zatorskim. A to ważny zawodnik dla tej drużyny. Pokazał to półfinał ze Skrą Bełchatów, gdzie wyciągnięcie jednego siatkarza z tej żelaznej szóstki sprawiło, że całkiem inaczej to wyglądało. U nas, mimo wszystko, Bartek Lipiński i Moritz Reichert zdołali udźwignąć cel, po tym, jak ze składu wypadł Mateusz Mika. Czasami tak jest, że jednego ogniwa zabraknie i maszyna nie funkcjonuje tak dobrze.

Do Zaksy przenosi się po tym sezonie Marcin Janusz?
Prawdopodobnie. Rozgrywki na razie trwają, więc to jeszcze nie czas na takie informacje, jednak pewne jest jedno, Marcin Janusz w Gdańsku nie zostanie na trzeci sezon.

A jak wygląda sytuacja Mariusza Wlazłego? Dalej chce grać w Gdańsku?
Rozmawiamy. Liczę, że zostanie.

To był dla niego sezon, w którym chciał pokazać, że nadal może grać na dobrym poziomie i tak się rzeczywiście stało.
Uważam, że był świetnym wzorcem dla wszystkich młodszych zawodników. Tak naprawdę, niektórzy przychodzili na świat, kiedy Mariusz osiągał już pierwsze sukcesy. Pokazał, że jest świetnym kapitanem. Miał autorytet w drużynie w szatni i poza boiskiem. Miał wielki wkład w ten sezon. Szkoda, że troszeczkę zdrowie nie pozwalało pokazać do końca pełni możliwości. Miał problemy z barkiem i z Achillesem.

To właśnie Mariusz Wlazły po ostatnim meczu z Resovią powiedział, że większość składu w Gdańsku zostanie. Być może miał na myśli także siebie. Może pan powiedzieć, jak ten skład będzie wyglądać?
Będzie jeszcze na to czas. Wszystkie decyzje muszą być jeszcze zatwierdzone przez właścicieli. Chcemy, aby było jak najmniej rewolucji w drużynie, a co za tym idzie, aby jak najwięcej zawodników zostało w Gdańsku.

Oglądał pan z bliska ten sezon, ale jednak z boku boiska. Covid-19 znowu dał o sobie znać, bo wiele drużyn miało z tego powodu przestoje. Nie udało się zaprosić kibiców na trybuny. Jak ocenia pan ten sezon w szerszej perspektywie? Co z tej wiedzy może przydać się w następnych rozgrywkach?
Nauczyliśmy się grać bez kibiców. Na początku było to ciężkie, bo kibice są niezbędnym elementem widowiska sportowego. Brakuje tego siódmego zawodnika, który niósł drużynę. Sukcesem na pewno jest w tych czasach to, że tę ligę w ogóle dograliśmy. W pewnym momencie było 50 spotkań przełożonych i wszyscy obawiali się, że to się nie uda. Dzisiaj trzeba patrzeć z optymizmem, że jeśli zaszczepi się większość społeczeństwa, to hale będą otwierane i przyszły sezon będzie mógł być rozgrywany w miarę normalnych warunkach. Cieszę się, że mimo nietypowości tych rozgrywek znaleźliśmy sposoby, by nadal być blisko kibiców, tylko online.

Pandemia to duży czas niepewności w sporcie. Jak finansowo udało się zamknąć ten sezon?
Wszyscy partnerzy wywiązują się ze swoich deklaracji i umów, kwoty niektórych kontraktów sponsorskich zostały lekko obniżone, ale wszystkie realizowane są terminowo. Tutaj nie ma żadnych problemów. Problemem jest natomiast granie bez kibiców. Liczyliśmy, że obecność Mariusza Wlazłego i kilku nowych zawodników będzie zauważalne w poprawie frekwencji. Gdyby nie rozwój pandemii z pewnością by tak było, a przy kilkutysięcznej publiczności wpływy z biletów to także ważna część budżetu. Trochę tego brakuje. Budżet jest jednak stabilny i rozliczamy się ze wszystkimi na czas.

Sportowo wielkiego tąpnięcia w poziomie ligowym nie było. PlusLiga to przede wszystkim świetnie wyszkoleni polscy siatkarze, wspomagani przez bardzo dobrych zagranicznych. Chciałbym pana zapytać o przeczucia związane z rozpoczynającym się niebawem sezonem reprezentacyjnym. Co Polacy mogą zdziałać? Tokio i igrzyska olimpijskie coraz bliżej.
Poziom naszej ligi jest coraz wyższy, bo przychodzą do niej topowi zawodnicy. W przyszłym sezonie ten poziom jeszcze wzrośnie, bo w środowisku słyszy się i mówi o wielu nowych siatkarzach. To jest jak najbardziej na plus. Cieszymy się, że Polacy są motorem napędowym swoich klubów. Rozmawiałem ostatnio z jednym z menedżerów i doszliśmy do wniosku, że całościowo nasza liga jest mocniejsza od włoskiej. Nasz zespół z siódmej pozycji spokojnie wygra z siódmą drużyną Serie A. Pierwsze trzy-cztery zespoły we Włoszech są bardzo mocne i bardzo bogate, a reszta już jest dużo słabsza. Mamy nadmiar bogactwa i trener Vital Heynen będzie miał gigantyczny problem z wyborem dwunastki na igrzyska olimpijskie. Tylko należy się cieszyć. Na pewno to są efekty zasianego kilkanaście lat temu ziarna i szkolenia siatkarskiego. Polacy przebijają się w zagranicznych klubach. Z kolei w naszej lidze nie musimy się opierać na zagranicznych wzmocnieniach. Zaksa ma przecież w składzie tylko dwóch obcokrajowców, a reszta to Polacy. Pandemia nas mocno dotknęła, ale jako środowisko daliśmy radę. Patrzę w przyszłość z optymizmem. Mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto