Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dave Matthews Band w Ergo Arenie [ZDJĘCIA]

Dariusz Szreter
Koncert Dave Matthews Band odbył się w Ergo Arenie.
Koncert Dave Matthews Band odbył się w Ergo Arenie. Karolina Misztal
Ponad dwie godziny ognistej muzyki, ani chwili nudy - tak można podsumować koncert Band Matthews Band.

Kierowany przez pochodzącego z RPA 48-letniego wokalistę i gitarzystę Dave'a Matthewsa DMB, to zespół koncentrujący się wyłącznie na muzyce, unikający wszelkich niepotrzebnych ozdobników, multimedialnego show, mizdrzenia się do publiczności, skandalizującej otoczki etc. Taki tez był gdańsko-sopocki koncert, efektowne acz nie przesadnie bogate światła, skromne wizualizacje i magia muzyki.

DMB to kolektyw, składający się z wybitnych instrumentalistów. Próbkę swoich możliwości solistycznych zaprezentowali na początku w utworze „#41”, ale właściwie cała pierwsza część koncertu to pokaz gry zespołowej. Dopiero od „What Would You Say”, w którym brawurową solówką na flecie zabłysnął Jeff Coffin, zaczęła się prawdziwa muzyczna orgia: wspomniany Coffin na saksofonach, Tim Reynolds na gitarze i Boyd Tinsey na skrzypcach, wspomagani przez Rashawna Rossa na trąbce, sekcję rytmiczną: Carter Beauford (perkusja) i Stefan Lessard (gitara basowa) oraz samego lidera śpiewającego i grającego na gitarze akustycznej, dali popis niekłamanej radości grania. Solówki, pojedynki instrumentalne, jam. Tu nie było mowy o rutynie.

Zresztą wystarczy porównać program środowego koncertu z tym, co grali podczas wcześniejszych występów w Niemczech – za każdym razem zmienia się mniej więcej połowa piosenek, a te, które zostają, grane są w innej kolejności i konfiguracji. Nie było wdzięczenia się do publiczności poza wielokrotnie powtarzanymi przez lidera: „dobry wieczór” i dziękuje bardzo”, nie było zachęcania na siłę do wspólnej zabawy, bo i w tej muzyce nie ma prostych refrenów do śpiewania z publicznością. Ta muzyka wymyka się klasyfikacjom. Niby to mieszanka rocka z jazzem, ale daleka od tego, co tradycyjnie zwykło się nazywać jazz-rockiem.

Zagrali łącznie z bisami 17 piosenek, nie licząc żartobliwego fragmentu „Sexy MF” Prince'a. Na koniec Cater Beauford rozdał, a właściwie rozrzuciła widzom co najmniej kilkanaście zestawów pałeczek do perkusji. Ale i ci, który się na nie nie załapali, z pewnością długo nie zapomną tego wieczoru.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto