Debata podatkowa

Sejm wczoraj głowił się nad podatkami, jakie zapłacimy od naszych przyszłorocznych dochodów, czyli PIT 2004.

Według rządu, mielibyśmy płacić podatki według takich samych stawek i progów. Zlikwidowane zostałyby prawie wszystkie ulgi i odliczenia. Pozostałoby tylko wspólne rozliczanie się małżonków i osób samotnie wychowujących dzieci. Straty podatnikom miałoby zrekompensować podwyższenie kwoty wolnej od podatku do 3168 zł. Posłowie opozycji wyliczyli jednak, że dałoby to zaledwie 70 zł rocznie. Na tych zmianach straci większość podatników, ponieważ w ubiegłych latach na ulgach podatkowych średnio zyskali 300 zł. Od przyszłego roku zostałyby także opodatkowane dochody z giełdy stawką 19 proc. Przeciwko wprowadzeniu tego podatku są także posłowie m.in. z PSL oraz PO i Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, którzy złożyli dwa niezależne projekty ustaw, zakładających wydłużenie zwolnienia z opodatkowania do 2006 roku.

- Polski rynek papierów wartościowych nie jest na tyle duży i atrakcyjny dla inwestorów, by można było sobie pozwolić na ograniczenie jego atrakcyjności - powiedział Marek Zagórski z SKL.

Janusz Lewandowski (PO) tłumaczył, że opodatkowanie dochodów giełdowych negatywnie wpłynie na proces prywatyzacji, bo spadną ceny akcji spółek.
Z propozycji rządu cieszyć się może 200 tys. dużych firm, które będą płacić mniejsze podatki CIT - 19-procentowe (obecnie 27 proc.). Za poszkodowanych może za to uważać się ponad milion przedsiębiorców, którzy nadal będą rozliczać się według stawek PIT. Uzyskujący najwyższe dochody zapłaciliby 40 proc. podatku. Wcześniej rząd obiecywał 19 proc. podatku dla wszystkich firm, nawet najmniejszych. Projekty rządowe i dwa poselskie trafiły do komisji, teraz ona będzie się głowić nad PIT 2004.