Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Do kolegów artystów

Jakobe Mansztajn - rocznik '82, poeta, bloger (www.jakobe.art.pl)
Zdzisław Miszke
Mieszkam w Gdańsku z przyzwyczajenia. To przypadek, że urodziłem się w tym mieście, równie dobrze mogłem byłem urodzić się w Kijowie albo na Jeżycach w Poznaniu. Inny byłby kontekst, inny sztafaż i być może inne konsekwencje.

Miałem jednak to szczęście w nieszczęściu, że wylosowałem Gdańsk z jego kontrowersyjną historią i architekturą, zwłaszcza inspirującym, ciasnym klimatem blokowisk, który prowokuje do tworzenia alternatywnych rzeczywistości. Taka skłonność oczywiście nie przeszkadza w pracy literata; właśnie tyle i aż tyle zawdzięczam Gdańskowi.

O sympatię i względy miasta nigdy nie zabiegałem, ani miasto nie troszczyło się szczególnie o moje uczucia. Nie składam wniosków, nie wyciągam ręki po stypendia, nikt do mnie nie przyszedł z propozycją wspólnej kąpieli, ani ja nie poszedłem do miasta z prośbą o nasmarowanie moich pleców kremem. Trudno teraz powiedzieć, czy to dobry czy zły układ i kto na tym lepiej/gorzej wychodzi albo wyjdzie w przyszłości, ale ma to swoje niewątpliwe plusy, taki na przykład, że nie wchodzimy sobie z miastem w paradę: ja niczego od miasta Gdańsk nie oczekuję, ani miasto Gdańsk nie powinno oczekiwać niczego ode mnie. Jest to trochę nastoletnia relacja, ale mnie taki układ akurat mocno odpowiada.

Inną zaś sprawą jest, że jeśli istnieje jakiekolwiek zainteresowanie wśród włodarzy Gdańska osobą Jakobe Mansztajna (i związane z tym zainteresowaniem próby zaprzęgania mnie w tryby, na przykład, jakiejś większej kampanii wizerunkowej miasta), to jest to zjawisko niestety wtórne, ukonstytuowane przede wszystkim na tym, że wcześniej ze swoją książką zostałem dostrzeżony i doceniony gdzie indziej: we Wrocławiu, Warszawie, Poznaniu czy Gdyni. Innymi słowy – wcześniej Gdańsk niespecjalnie się mną interesował. Na szczeście mamy jeszcze w mieście dziennikarzy, którzy trzymają rękę na pulsie. Bez nich być może do dzisiaj nikt by o mnie w Gdańsku nie usłyszał.

Czy jako twórcy dobrze mi się tutaj żyje – ciężko powiedzieć. Twórcą jestem w swoich dwóch pokojach w Oliwie i w nich rzeczywiście żyje mi się dobrze, mam pełną autonomię, nie narzekam. Od miasta z kolei oczekuję, żeby nie pukało do mnie, gdy pracuję, i aby przynajmniej panie na poczcie były uprzejme.

Jeśli zapytać, ile miasto może skorzystać na obecności i rozwoju młodych twórców, odpowiadam - może dużo. W sensie oczywistym, czyli poprawy ogólnej kondycji kultury w mieście, a także zwrotnie – podkręcając zainteresowanie sztuką wśród mieszkańców i tym samym podnosząc (jak to się teraz ładnie mówi) kompetencje kulturalne tychże. Ale również wizerunkowo. W każdym większym ośrodku kulturalnym w Europie rytm nadają miastu właśnie młodzi twórcy, którzy z kolei przyciągają innych młodych twórców, dzięki czemu kulturalny krwioobieg takiego miejsca jest stale zasilany. Ciągle się dzieje, nie ma nudy. Ale nie mówimy tu o Gdańsku.

W Gdańsku wciąż bowiem powiewa nudą. Nie funkcjonujemy w świadomości Polaka, a tym bardziej Europejczyka, jako miejsce, w którym robi się kulturę. Mamy Solidarność i to - jak się okazuje - wystarczy za wszystko. Tym samym miasto zamiast przyciągać artystów, przyciąga numizmatyków i filatelistów.

Ale coś ostatnio drgnęło. Działania Gdańska wokół ESK2016 unaoczniły, jak mało do tej pory działo się w tym leniwym jak mops mieście i być może na fali związanego z tym wstydu powstało kilka nowych inicjatyw, pootwierały się nowe galerie, dotychczasowe duże imprezy nabrały jeszcze większego rozmachu. Coś się – być może – zaczęło. Wiadomo, że nie od razu będziemy drugim Berlinem, nie jest w ogóle pewne, czy kiedykolwiek staniemy się istotnym ośrodkiem kulturalnym nie tyle nawet w Europie, co w kraju, ale impuls związany z ESK2016 pokazał, że nie jesteśmy z kulturą aż tak bardzo w przysłowiowej dupie. Daleki jestem od entuzjazmu, ale dostrzegam - jak to się mówi - potencjał.

Tyle że ten potencjał to przede wszystkim młodzi twórcy, którzy w tym mieście mają niestety ogólną tendencję do fiskowania się na jojczeniu i wznoszeniu cierpiętniczych sloganów: że stan kultury w Gdańsku jest fatalny, że miasto gówno robi, że żyjemy na cmentarzu. Nie bronię miasta, nie bornię kultury tego miasta, ale przestałbym już tyle o tym gadać, zachował energię na później i wziął się w końcu do roboty, inaczej wszystkim od tej dyskursywnej papki spuchną uszy.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto