MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Dość terroru włascicieli psów! Miasta nie dla czworonogów

Dariusz Szreter
Na molo pies wejść nie może, na plaże i deptaki też. Wielu właścicieli zakazy ignoruje... Fot. A. Warżawa
Na molo pies wejść nie może, na plaże i deptaki też. Wielu właścicieli zakazy ignoruje... Fot. A. Warżawa
Stare dziennikarskie porzekadło głosi, że nie jest newsem, jeśli pies pogryzł człowieka, jest nim natomiast informacja o pogryzieniu psa przez człowieka.

Stare dziennikarskie porzekadło głosi, że nie jest newsem, jeśli pies pogryzł człowieka, jest nim natomiast informacja o pogryzieniu psa przez człowieka. Jeżeli w aglomeracjach nie możemy sobie poradzić z problemem współżycia ludzi i psów, może zakazać trzymania czworonogów?

Czytelniczka, która zgłosiła się do naszej redakcji przed paroma dniami, liczyła że zainteresuje nas przypadkiem, który przytrafił się jej pupilowi. Otóż zaatakowany on został na plaży przez przebiegającego obok mężczyznę, który psiknął czymś w pysk zwierzaka. W efekcie pies zaczął się krztusić, prychać i dławić. Moja rozmówczyni okazała się osobą zawziętą i wytropiła sprawcę tego niecnego postępku. Kiedy zadała mu pytanie o powód, dowiedziała się, że pan ten amatorsko ćwiczy maraton i podczas treningów wielokrotnie, atakowany przez biegające luzem psy. Dlatego od jakiegoś czasu zawsze zabiera ze sobą pojemnik z gazem pieprzowym, a gdy któryś z czworonogów zbliża się do niego zbyt blisko, broni się przed nim, rozpylając gaz. Poinformował jednocześnie naszą Czytelniczkę, że wielu jego kolegów biegaczy postępuje w podobny sposób.

Właścicielka psa była nawet nie tyle oburzona całą sytuacją, co zaskoczona faktem, że jej pupila można uznawać za zagrożenie. Nie zwróciła natomiast uwagi na fakt, iż w opisanej sytuacji to ona aż trzykrotnie dopuściła się naruszenia przepisów: wprowadziła psa na plażę, nie trzymała go na smyczy i nie nałożyła mu kagańca. To jednak ani jej, ani setkom tysięcy posiadaczy psów (w samym Gdańsku jest ich ponoć ok 40 tys.) nie wydaje się niczym nagannym. Przepisy przepisami, ale pies musi się gdzieś wybiegać. A człowiek? Gdzie człowiek ma się wybiegać, jeśli w mieście na każdym kroku grozi mu zaatakowanie przez zwierzę, a w każdym razie obawa przed takim atakiem? Bo nie wszystkie psy gryzą biegających ludzi, ale wszystkie, bez wyjątku, podbiegają do nich. W jakim celu - uprawiający jogging przekonuje się niejednokrotnie, już czując kły zatapiające się w jego łydce.

I tu dochodzimy do fundamentalnego pytania: czy miasto jest dla ludzi, czy dla psów? Oczywiście można utrzymywać, że powinno być dla jednych i drugich. Ale nie jest, a w każdym razie nie na równych prawach. Bo co to za równość, kiedy jednemu wolno załatwiać swoje potrzeby naturalne na środku chodnika, a drugi może co najwyżej rozpaczliwie próbować w to nie wdepnąć? A organy ścigania bardziej od niesprzątających po swoich pupilach właścicieli skłonne są tropić tych, którzy ów zwyczaj niesprzątania wykpiwają. W ubiegłym roku boleśnie przekonał się o tym satyryk Marek Raczkowski.

Władze nie tylko nie są w stanie (albo nie chcą) przypilnować właścicieli psów by wyprowadzali je na smyczy oraz sprzątali po nich, ale też nie egzekwują należnych za posiadanie czworonoga podatków. W Gdańsku, dla przykładu, ściągalność tychże oscyluje w granicach 12 procent.

Ponieważ większość posiadaczy psów w miastach nie wywiązuje się z obowiązków wynikających z praw do posiadanie psów, co odbija się niekorzystnie na sytuacji pozostałych mieszkańców, nasuwa się wniosek o konieczności zawieszenia owego prawa.

Pies od wieków służył człowiekowi do obrony domostwa, polowań i pilnowania zwierząt hodowlanych. Te dwa ostatnie przypadki w mieście raczej nie występują. Pozostawmy więc prawo do posiadania psów właścicielom domów wolno stojących, o ile trzymają je na ogrodzonym terenie. Przepis nie dotyczyłby też psów-przewodników osób niewidomych i opiekunów niepełnosprawnych. Pozostałym, którzy chcą mieć psy dla swojego kaprysu, dziękujemy. No chyba że - mamy wszak kapitalizm - ktoś wykupi licencję na posiadanie zwierzaka. Ale nie za te marne 39 złotych, jakie wynosi obecnie “psi podatek”.

Obrońcy zwierząt zwrócą zapewne uwagę na jeszcze jeden aspekt stosunków piesko-ludzkich, ich zdaniem, przemawiający przeciw proponowanemu tu rozwiązaniu. Chodzi o dogmat o zbawiennym wpływie opieki nad zwierzęciem, na duszę ludzką. “Nieczułego na niedolę zwierząt, i niedola ludzka nie wzruszy” głosi popularny slogan. Być może, ale nie ma zależności w drugą stronę. Znane są liczne przypadki miłośników zwierząt kompletnie niewrażliwych na potrzeby bliźniego swego. Jest to zresztą łatwo wytłumaczalne - łatwiej kochać kogoś, kto darzy nas bezwzględnym uwielbieniem, kto nie ma w stosunku do nas wygórowanych oczekiwań i nie potrafi nas dotknąć swoimi krytycznymi uwagami. Tak, miłość do zwierzęcia ma się nijak do naszych zdolności empatycznych w stosunkach międzyludzkich. Gdybyśmy więc zamiast wielbić swojego Pikusia, spróbowali nawiązać nić sympatii i porozumienia z sąsiadem, może czasem nieco zgryźliwym, zbyt hałaśliwym albo przeciwnie - denerwująco zamkniętym w sobie, nie wyszłoby to nam jako społeczeństwu na złe.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Seria pożarów Premier reaguje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto