29-letni Drew Barry od kilku dni jest już w Polsce. Ten amerykański koszykarz poprowadzi grę wicemistrzów Polski, Prokomu Trefla Sopot. W sobotę wraz z pozostałymi kolegami powrócił do Trójmiasta ze zgrupowania w Zakopanem. Spotkaliśmy go w Sopocie, gdzie spacerował wraz z nowym centrem sopockiej drużyny, Czechem Jirzim Żidkiem.
- Polska to piękny kraj. Tak mówili twoi poprzednicy. Też tak uważasz?
- Po kilku dniach pobytu najbardziej zaskoczony jestem pogodą. Cały czas świeci słońce, a więc czuję się tutaj prawie jak w Kalifornii. Tam się urodziłem, chociaż ostatnie lata spędziłem w Europie.
- Czujesz się już trochę Europejczykiem...
- Po części tak, chociaż moja ojczyzna była, jest i będzie za oceanem. Kiedyś tam wrócę. Na razie nie przewiduję osiedlenia na kontynencie europejskim.
- Słyszałem, że jesteś żonaty.
- Rzeczywiście. Moja żona dołączy do mnie we wrześniu. W przyszłym roku spodziewamy się dziecka. Nie mam pojęcia czy będzie to chłopiec, czy dziewczynka. Nie sprawia mi to różnicy. Oczywiście, jeżeli urodzi się syn, być może będzie grał w koszykówkę. Ten sport moja rodzina ma w genach.
- Do Polski zawitają także twoje dwa psy.
- To prawda. Lubię zwierzęta. Mam labradora i spaniela.
- Czy jesteś zadowolony ze stworzonych przez działaczy z Sopotu warunków?
- Potwierdziło się, że Prokom Trefl to profesjonalnie zorganizowany klub. Tak jak prosiłem, otrzymałem przestronne, samodzielne lokum, w którym wcześniej mieszkał Michael Ansley. Ponadto samochód i telefon. Niczego mi więcej nie potrzeba.
- Pierwsze opinie na twój temat, wywodzące się z sopockiego obozu, są pozytywne. Jesteś otwartym i przyjacielskim człowiekiem.
- Nigdy nie miałem wrogów. Starałem się nie być samolubem. Wszyscy gramy w jednej drużynie. Mamy zdobyć mistrzostwo Polski, zajść wysoko w europejskich pucharach, a więc niezbędna jest współpraca.
- Trener Eugeniusz Kijewski spodziewa się, że będziesz często obsługiwał podaniami partnerów. To podobno twoja silna broń.
- Prowadzący grę zespołu musi mieć oczy naokoło głowy. Kiedy uczęszczałem do Georgia Tech University, przez cały czas byłem liderem w klasyfikacji asystentów tej uczelni (ostatecznie D. Barry uzyskał średnią 6,2, w historii ligi ACC, w której występuje reprezentacja wspomnianego uniwersytetu, zajmuje ósme miejsce z 724 asystami i siódme pod względem średniej asyst - dop. red.). Niemniej potrafię także rzucić za trzy punkty i w ważnym momencie przechwycić piłkę.
- Dlaczego tak krótko grałeś w lidze NBA?
- Nie byłem słaby. Zabrakło mi chyba szczęścia. Trzeba trafić na dobrego agenta lub trenera, a także samemu być w dobrej dyspozycji. W NBA nie ma miejsca na słabsze okresy. Dlatego rozegrałem niewiele spotkań w Atlanta Hawks i Golden State Warriors.
- Grałeś także w Australii, a później już w Europie - w Niemczech i we Włoszech. Jak wspominasz ten okres?
- W każdym miejscu na ziemi człowiek może się czegoś nauczyć, a więc nie był to czas stracony. W Australii poziom w lidze był słabszy niż w Niemczech czy we Włoszech. Nie mogę go porównać do Polski, bowiem nie widziałem w akcji żadnej drużyny. Słyszałem tylko od kolegów, że ton rozgrywkom mają nadawać trzy albo cztery drużyny.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?