Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dwa trzęsienia nawiedziły wczoraj Pomorze

Dziennik Bałtycki i Gazeta Olsztyńska
Bloki z wielkiej płyty są silniejsze niż nam się wydaje. Zdaniem niektórych fachowców przetrzymają nawet wstrząsy ziemi.
Fot. Robert Kwiatek
Bloki z wielkiej płyty są silniejsze niż nam się wydaje. Zdaniem niektórych fachowców przetrzymają nawet wstrząsy ziemi. Fot. Robert Kwiatek
Wczoraj kilka minut po godzinie 13 zatrzęsło się pół Polski. Wstrząsy miały siłę około 4-4,5 stopni w skali Richtera. O godz. 15.33 ziemia znów się zatrzęsła. Tym razem było to już sporo powyżej 5 stopni.

Wczoraj kilka minut po godzinie 13 zatrzęsło się pół Polski. Wstrząsy miały siłę około 4-4,5 stopni w skali Richtera. O godz. 15.33 ziemia znów się zatrzęsła. Tym razem było to już sporo powyżej 5 stopni.
Wstrząsy trwały zaledwie kilka sekund, ale wywołały zdziwienie, konsternację i niepokój. Ludzie nie wiedzieli, co to jest.

I nic dziwnego - trzęsienia ziemi niezwykle rzadko nawiedzają Polskę, a do tego są bardzo słabe. Również to wczorajsze o godz. 13.05 nie było silne - nie przekraczało 5 stopni w skali Richtera.
Epicentrum wstrząsu znajdowało się w odległości około 40 kilometrów od brzegu Bałtyku, mniej więcej na linii granicy polsko-rosyjskiej. Odczuli je nie tylko mieszkańcy obwodu kaliningradzkiego i Warmii i Mazur, ale także Pomorza, Kujaw i Podlasia oraz Białorusi, Litwy i Czech.
Wstrząsy, choć słabe, sprawiały, że w mieszkaniach przesuwały się meble, ze stołów spadały naczynia, pękały szyby. W niektórych miejscach zdecydowano się na ewakuację ludzi z budynków.
W Braniewie ewakuowano uczniów Szkoły Podstawowej nr 3 im. Senatu RP. - Podjęłam taką decyzję ze względu na bezpieczeństwo dzieci - mówi Wiktoria Wondzyńska, dyrektorka szkoły. - Obawiałam się, że może dojść do jakiejś awarii w szkole.
W tym czasie w placówce przebywało około 300 uczniów i 40 pracowników. Dzieci był zdezorientowane, najmłodsze miały łzy w oczach, bo nie wiedziały, co się dzieje.
W Lidzbarku drżeli
W Lidzbarku Warmińskim wstrząsy odczuwali przede wszyscy pracownicy urzędu miejskiego i straży pożarnej, których biura umieszczone są na wyższych piętrach budynku. - Siedziałem przy komputerze i czułem, jak mi nogi drżą - mówi kpt. Rafał Szymukowicz z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Lidzbarku. - Początkowo myślałem, że to od przejeżdżających pod oknami tirów. Później dowiedziałem się, że było to trzęsienie ziemi.

Większość mieszkańców Gdańska zapytana o wrażenia na temat trzęsienia ziemi odpowiadało podobnie: byliśmy przerażeni i zdezorientowani. Najtrudniej te chwile przeżyła rodzina państwa Drobinka z Przymorza. Ci starsi państwo mieszkają w 3-piętrowym budynku przy ulicy Beniowskiego. To tutaj odczuwano najsilniej wstrząsy, ponieważ posypał się tynk, popękały ściany i sufity.
- Jeszcze cały czas nam serca biją szybciej - mówi Jerzy Drobinka. - W życiu czegoś takiego nie przeżyliśmy. Nie wiedzieliśmy, co robić. Po wstrząsach przybiegła do nas przerażona sąsiadka. Staraliśmy się dowiedzieć, co się stało, ale policja nie odbierała telefonów. Dopiero potem w mediach mówiono o trzęsieniu ziemi.
Aneta Fiałkowska była wtedy w swoim domu na Ujeścisku.
- Nagle zadrżała lampka. Początkowo nie przejęłam się, bo wokół nas dużo się buduje. Poza tym nisko przelatują samoloty. Potem jednak doznałam poważnego zawrotu głowy i zrozumiałam, że było to coś poważniejszego.
Zatrzęsło Gdynią

- Najpierw był szok i zdziwienie. Potem myśli zaczęły mi się kłębić. Na pewno, myślałam, to było tylko złudzenie. Przecież to niemożliwe, żeby dotknęło nas trzęsienie ziemi! - opowiada Janina Kierszk z Karwin.
- Zapytała mnie, czy też to poczułem? - wtrąca się jej mąż Roman. - Kiwnąłem głową. Przecież fotel przesunął się o kilka centymetrów! Spojrzałem na zegarek. Była 13.10. Potem okazało się, że natura jeszcze z nami nie skończyła.
Kierszkowie pobiegli do sąsiadów piętro niżej. A oni potraktowali ich opowieść jak dobry żart. - Coś się wam zdawało - mówili. - U nas spokój i cisza. I nic się nie trzęsło.
W dwie godziny później, dokładnie o godzinie 15.35, wybiegli na klatkę schodową. Tam, gdzie byli już wszyscy mieszkańcy.
- Czuliście to? O matko, co się dzieje? - mówili jedni przez drugich.
Ziemia zatrzęsła się w całym województwie. - Wydawało mi się, że za chwilę przewróci się na mnie ściana pokoju - opowiadała roztrzęsiona główna księgowa z jednej z firm ze Sztumu, która zadzwoniła do naszej redakcji.
- Byłem w Urzędzie Miejskim w Nowym Stawie. Doniczki z kwiatami zaczęły nagle "skakać" po szafie, jakby przejeżdżał obok budynku jakiś wyjątkowo ciężki sprzęt - mówił nam bryg. Stanisław Chabel, komendant powiatowy straży pożarnej w Malborku.
W Nowym Dworze Gd. redakcja "Dziennika" jako pierwsza zawiadomiła o niecodziennym zjawisku Centrum Zarządzania Kryzysowego w Starostwie Powiatowym.
- Sam poczułem drgania podłogi, jednak czekałem na sygnał od mieszkańców oraz potwierdzenie zdarzenia - mówił Kazimierz Głowacki z CZK.
- W Krynicy Morskiej drżały podłogi - opowiadała Dorota Szymańska, mieszkanka tego miasta. - Krótko po zdarzeniu zaczęły "urywać się" telefony. Sąsiedzi z niepokojem opowiadali o trzęsących się telewizorach i ruszających podłogach.

Niewielkie wstrząsy odczuli mieszkańcy Kwidzyna. Wywołały one raczej zdziwienie niż zaniepokojenie. Lekkie kołysanie budynków dało się odczuć tylko na najwyższych kondygnacjach. Andrzej Krzysztofiak, burmistrz Kwidzyna, twierdzi, że wstrząsy nie spowodowały one żadnych uszkodzeń.
- Wszystkie służby miejskie oraz odpowiedzialne za bezpieczeństwo nie zgłosiły żadnych strat - wyjaśnił Krzysztofiak.
Wstrząsy były odczuwalne nawet w miejscowości Glina (gmina Sadlinki), tuż przy granicy z województwem kujawsko-pomorskim.
- Żona wybiegła przerażona z domu, krzycząc, że budynek się wali. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Szklanki drżały i przesuwały się w szafce. Próbowaliśmy ustalić, co było tego przyczyną. Dopiero później w samochodowym radiu usłyszałem o wstrząsach - mówił rolnik z Gliny.

W Bytowie i okolicach drżały żyrandole i zsuwały się doniczki z parapetów. Strażaków i policjantów zawiadomił Romuald Tarnowski, wójt Borzytuchomia, którego zaniepokoił trzęsący się żyrandol w gabinecie. Nikt nie wiedział, co się dzieje. Aby wyjaśnić sprawę, do wójta wysłano... policjanta. Zatrzęsły się domy nie tylko w Bytowie, ale i w Miastku położonym na samym skraju województwa pomorskiego.
Wstrząsy odczuli także mieszkańcy Władysławowa i Krokowej. Najsilniej poczuli je mieszkańcy bloków mieszkalnych. W oknach zadzwoniły szyby.
Drugi wstrząs, ok. 15.30 był odczuwalny także w puckiej redakcji "Dziennika Bałtyckiego". Wówczas zatrzęsło się także w okolicach Juraty i Jastarni. Zaniepokojeni mieszkańcy zaczęli wydzwaniać do swych bliskich. Na szczęście nie odnotowano żadnych strat.

- Sądziłem, że kolega rusza biurkiem - mówi Józef Musiał z Tczewa. - Zwróciłem mu nawet uwagę, bo kubek zaczął się przesuwać po biurku. Dopiero w radiu usłyszałem, że w Polsce było trzęsienie ziemi. I oba te fakty skojarzyłem. To niesamowite.
- Na biurku zaczęła skakać szklanka - relacjonuje pracownica jednego z tczewskich biur. - Myślałam, że przed naszym budynkiem przejeżdżał tir. Nigdy bym nie sądziła, że kiedykolwiek w Tczewie odczuję trzęsienie ziemi.
- My też odczuliśmy trzęsienie - mówi Magdalena Gorlikowska ze Starostwa Powiatowego w Tczewie. - Na początku nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Koleżanka widziała, jak nagle zaczął bujać się wieszak...

- Było gdzieś pomiędzy godziną 13 a 14, siedziałem w pracy. W pewnej chwili poczułem wibracje, pomyślałem więc, że to za sprawą dzwoniącego telefonu komórkowego - mówi Leszek Szczypiorowski z Wejherowa. - Dopiero z radia dowiedziałem się, że to były wstrząsy tektoniczne.
W biurowcu przy ul. Sobieskiego, w centrum Wejherowa, trwa akurat remont na pierwszym piętrze. - W pewnym momencie podłoga zadrżała. Myślałyśmy, że to wibracje spowodowane pracą młota pneumatycznego - mówią pracownice jednej z działających tu instytucji. Ale żeby trzęsienie ziemi u nas? Coś niesamowitego!
Podłoga zachwiała się także w kartuskiej redakcji "Dziennika". Nie byliśmy odosobnieni w swoich obserwacjach. W jednym z referatów kartuskiego Urzędu Miasta z szafki pospadały szklanki. Jak się dowiedzieliśmy, wstrząsy odczuwalne były szczególnie na wyższych piętrach.
- U nas dość mocno zakołysała się podłoga, a pracujemy tylko na drugim piętrze - powiedziała Janina Piepiórka, z wydziału finansowego. - Byłyśmy bardzo zaskoczone. Jedna z koleżanek stwierdziła, że to dziwne, ale przyjemne uczucie.

Kiedy w Słupsku zatrzęsła się ziemia, telefon interwencyjny straży pożarnej został zablokowany. Strażacy uspokajali zaniepokojonych mieszkańców miasta, który masowo dzwonili i pytali, co się stało. Większość dzwoniących stanowili mieszkańcy wysokich pięter na słupskich osiedlach mieszkaniowych. Wstrząs nie spowodował zniszczeń - takich sygnałów nie odnotowała słupska policja ani energetycy.
Wstrząs odczuli pracownicy słupskiego schroniska dla zwierząt, ale czworonogi zupełnie go zignorowały. Podczas trzęsienia żaden z psów nie szczekał ani nie ujadał. Trzęsienie nie zrobiło nawet specjalnego wrażenia na sprzedawcy w słupskim sklepie ze szkłem i porcelaną. Jerzy Gzela, pracownik sklepu, dopiero od nas dowiedział się, że był świadkiem prawdziwego trzęsienia ziemi:
- Wszystkie półki się zatrzęsły, ale myślałem, że to jakieś prace budowlane w naszym centrum handlowym. Zażartowałem do klientki, że to chyba jakieś trzęsienie ziemi. Zaraz jednak dodałem, że u nas takie rzeczy się nie zdarzają. Wybuchnęliśmy śmiechem.

A jeśli to był wybuch?

Nie wiadomo do końca, czy wczorajsze trzęsienie nie było spowowane wybuchem w Obwodzie Kaliningradzkim. naukowcy oceniają, że istnieje taka możliwość.
Obwód kaliningradzki to nie tylko jedyna część Rosji granicząca z Polską, ale i wielki arsenał broni wszelakiego rodzajju, między innymi broń atomowa. Bałtijsk jest na przykład wielką bazą, w której stacjonują także atomowe okręty podwodne. Niewykluczone, że wstrząsy spowodowane były właśnie wybuchem na pokładzie jednego z tych okrętów. Rosjanie jednak gwałtownie temu zaprzeczają.
Przedstawiciele rosyjskiego rządu nie byli także w stanie sprecyzować, czy w przeszłości dochodziło tam do podobnych wydarzeń. Podobny wstrząs zanotowano jednak w obwodzie kaliningradzkim około 25 lat temu. - Nigdy nic takiego nie odnotowaliśmy - mówi dr Paweł Wiejacz z Instytutu Geofizyki Polskiej Akademii Nauk. - Jednak w tamtych czasach taki wybuch mógł być niezarejestrowany przez nasze stacje. Nie było wtedy stacji w Suwałkach.
Wydarzenie takie potwierdzają jednak Litwini.
Wczoraj wstrząsy odnotowano też w Ignalinie, gdzie znajduje się elektrownia atomowa. Jak dowiedzieliśmy się, podobne wstrząsy na Litwie zarejestrowano właśnie 25 lat temu i w 1997 roku. Do tej pory nie wiadomo, czym były one spowodowane. Oficjalna wersja mówi o przyczynach naturalnych, bez ingerencji człowieka.
Media rosyjskie podały komunikaty tutejszego Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, w których jest mowa, że przyczyną drżenia ziemi były naturalne wstrząsy umiejscowione głęboko pod powierzchnią ziemi w okolicach obwodu kaliningradzkiego. - Mówi się o możliwości wystąpienia kolejnych wstrząsów, już słabszych - mówi konsul polski w Kaliningradzie Jarosław Czubiński.
Gdyby doszło do wybuchu, Rosjanie musieliby poinformować o tym Polskę. Następuje to na poziomie dyplomatycznym. Międzynarodowe konwencje zobowiązują, że jeśli na terenie jakiegoś państwa dojdzie do katastrofy, która miałaby wpływ na państwo sąsiednie - trzeba o tym informować. Jednak wszyscy pamiętamy, co działo się po wybuchu w elektrowni w Czarnobylu, gdy oficjalnie poinformowano wszystkich dopiero po kilku dniach.
O wypadkach na terenie Rosji nie jest także informowane drogą oficjalną polskie wojsko. - Wszystkie nasze służby, które mają jakiekolwiek informacje na temat tego wydarzenia, przekazują informacje odpowiednim służbom kryzysowym - powiedział nam kapitan Bartosz Zajda, rzecznik prasowy dowódcy Marynarki Wojennej.
Na całe szczęście, przeprowadzone wczoraj pomiary radiometryczne nie wskazują na skażenie radioaktywne. - Poziom promieniowania wynosi osiem mikroradianów, podczas gdy norma wynosi 20 - powiedziała nam rzecznik wojewody pomorskiego Anna Dyksińska.

Wschodnie epicentrum

Epicentrum wstrząsu było na terenie obwodu kaliningradzkiego w Rosji. Kilkunastosekundowy wstrząs doprowadził do niepokoju wśród mieszkańców. - Na ulicę zaczęli wychodzić ludzie z wieżowców, mówią, że u nich chwiały się meble i lustra -opowiadali mieszkańcy.
W Kaliningradzie nie ma stacji sejsmologicznej, obwód zamierza zwrócić się o pomoc w zbadaniu niecodziennego zjawiska do polskich i litewskich służb. Kaliningrad nie jest uważany za teren sejsmiczny.
Kaliningrad wygląda w tej chwili bardzo spokojnie, jak w niedzielne popołudnie. Pracownicy zakładów pracy i uczniowie zostali zwolnieni do domów po pierwszym wstrząsie, nie występują żadne problemy, nie ma korków samochodowych, ludzie zapewne siedzą w domach.
W mieście nie widać żadnych wyraźnych uszkodzeń czy zniszczeń, przywrócono po krótkiej przerwie łączność stacjonarną i komórkową. Z niektórych domów pospadały pojedyncze dachówki. Miasto żyje normalnie.
Polski konsulat w Kaliningradzie działa normalnie. - Po pierwszym wstrząsie nawiązaliśmy kontakt z obywatelami polskimi i Polonią. Nie mamy żadnych informacji o ofiarach czy uszczerbku w ich mieniu - powiedział nam pracownik konsulatu.
Niewielkie, podziemne wstrząsy sejsmiczne o sile 2-3 stopni w skali Richtera zanotowano na Białorusi. Nie ma informacji o ewentualnych szkodach. Wstrząsy nastąpiły w tym samym czasie co w Polsce. Najmocniej były odczuwalne w graniczącym z Polską i Litwą obwodzie grodzieńskim i w położonej w centrum kraju stolicy - Mińsku.
Białoruś nie należy do stref aktywnych sejsmicznie. Ostatnie odczuwalne trzęsienia ziemi zanotowano tu w 1983, 1986 i 1990 roku. - Były to najczęściej echa trzęsień ziemi w Karpatach - wyjaśnił Rustam Sierahłazau z Centrum Monitoringu Geofizycznego Białoruskiej Akademii Nauk.
Umiarkowany wstrząs sejsmiczny o sile ok. 4-5 stopni w skali Richtera zarejestrowano na całej Litwie. Pierwsze wstrząsy nastąpiły około godz. 14, głównie na wybrzeżu, w rejonie kłajpedzkim. Następne, około godz. 16.30, były wyraźnie odczuwane także w Wilnie. Według dyrektora litewskiej służby geologicznej Juozasa Mockevicziusa, większego niebezpieczeństwa takie wstrząsy nie stwarzają, choć na tej szerokości geograficznej traktowane są jako silne. Wstrząsy odnotowano też w Ignalinie, gdzie znajduje się elektrownia atomowa, jednak nie zakłóciły one jej pracy.
Obecnie w Ignalińskiej Elektrowni Atomowej czynny jest jeden z dwóch reaktorów o mocy 1300 megawatów. Policja podała, że w kraju nie ma doniesień o poszkodowanych. Tylko w Połądze ewakuowano szpital, gdy wstrząsy naruszyły fundamenty budowli.

Płyty nic nie ruszy?

Dla ludzi związanych z branżą budowlaną zagadnienie takie, jak trzęsienie ziemi na Pomorzu można było roztrząsać jedynie w teorii. Mimo, że wczoraj także w Gdańsku się zatrzęsło, eksperci uspokajają. Możemy przestać się trząść i dalej mieszkać bezpiecznie.
- Nie przypuszczam, by z powodu wczorajszych wstrząsów należałoby zmieniać na przykład przepisy budowlane lub normy - mówi Władysław Wróbel, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Gdańsku. - Zresztą odpowiednie regulacje wprowadza się jedynie w rejonach aktywnych sejsmicznie, a choć wczorajsze zdarzenia mogą temu przeczyć, my do takich z pewnością nie należymy.
Mimo płynących zewsząd stonowanych i uspokajających komunikatów, niektórzy, zwłaszcza mieszkańcy wielopiętrowych bloków z wielkiej płyty mogli poczuć się zagrożeni. Stan niektórych blokowisk wskazuje, że zawalić się mogą nawet bez ingerencji sił natury. Okazuje się jednak, że betonowe bloki mimo tego, że są wyjątkowo obskurne, a gdzieniegdzie i zarysowane, i to bez pomocy ruchów tektonicznych, pochwalić się mogą ponadprzeciętną wytrzymałością.
- Konstrukcja wielkiej płyty sprawia, że ta może wytrzymać naprawdę wiele - zapewnia Henryk Gajcy, prezes SM "Młyniec" na gdańskiej Zaspie. - W czasie budowy elementy były specjalnie spawane i klamrowane. Takim konstrukcjom specjalnie nie zagraża nawet upływ czasu, a co dopiero mówić o tak niewielkich wstrząsach jak wczorajsze.
Według ekspertów siła wstrząsu osiągnąć musiałaby co najmniej 8 stopni w skali Richtera, by blok zbudowany z wielkiej płyty drgnął w posadach.
Kogo jednak nie przekonują argumenty fachowców, zawsze może spróbować ubezpieczyć dom lub mieszkanie od skutków trzęsienia ziemi. I tu dopiero czekać nas może wstrząs.
- Ryzyko związane z trzęsieniem ziemi jest wyłączone z naszej oferty ubezpieczeniowej - zdecydowanie twierdzi Tomasz Fill, warszawski rzecznik prasowy PZU. - Możliwość rozszerzenia umowy o takie ryzyko mają przede wszystkim podmioty gospodarcze.
Podobne zasady panują również w innych ubezpieczalniach. Szary obywatel, niebędący dużym podmiotem gospodarczym, mieszkanie może ubezpieczyć od innych zdarzeń losowych, takich jak: pożar, huragan, uderzenia pioruna, eksplozje, grad, upadek pojazdu powietrznego, lawina lub obsunięcie się ziemi.
- Każdy może też dodatkowo ubezpieczyć się od następstw szkód wodno-kanalizacyjnych lub wyrządzonych przez powódź - pociesza strapionych Tomasz Fill.
Przedstawiciele branży ubezpieczeniowej twierdzą, że od skutków trzęsącej się ziemi nie można się ubezpieczyć, gdyż zjawiska takie jak trzęsienia ziemi do tej pory na naszych terenach raczej nie występowały.
- Jednak cały czas analizujemy potrzeby naszych klientów i dokonujemy zmian w ofercie - zapewnia rzecznik PZU. - Jeśli pojawi się dużo sygnałów związanych z trzęsieniami ziemi, rozważymy zmianę oferty.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto