Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dżem klasą sam dla siebie

Marcin Mindykowski
Grzegorz Mehring
Czy dwa akustyczne sobotnie koncerty Dżemu w Filharmonii Bałtyckiej miały prawo się nie udać? Biorąc pod uwagę zawodowstwo muzyków, ponadczasowość repertuaru grupy i liczny zastęp jej wiernych fanów, pewnie nie. Ale mogły być tylko solidnym występem ze starym programem, jednym z setek granych w ciągu roku. A były jednak czymś więcej.

Pierwszy raz Dżem zagrał akustycznie w 1993 roku, jeszcze z Ryszardem Riedlem za mikrofonem, na fali mody na koncerty unplugged. Zarejestrował wtedy telewizyjny występ "Bez prądu" - zaledwie sześć utworów, choć poszerzonych o improwizacje. Koncert się udał, ale był tylko przełożeniem znanych kompozycji na język instrumentów akustycznych.

O krok dalej muzycy poszli na studyjnych płytach "Akustycznie" i "Akustycznie - suplement", nagranych tuż przed śmiercią Riedla w 1994 roku, a wydanych już po niej. Trudno było jednak ukryć, że na taki projekt zdecydowali się także dlatego, że wypalony twórczo i przeżarty narkotykami lider nie był w stanie pracować nad nowym repertuarem. Muzycy poszerzyli brzmienie o skrzypce i saksofon, ciekawie przearanżowali niektóre utwory. Słabsza dyspozycja Riedla była jednak nie do zatuszowania. Obie płyty akustyczne w dorobku Dżemu mają więc pozycję szczególną, ale ambiwalentną - są zapisem ostatniej sesji legendarnego zespołu, podczas której słychać już, że frontman gaśnie, co jednak dramatycznym utworom nadaje dodatkowego wymiaru.

Dżem AD 2011 mógł sięgnąć do wyboru utworów i aranżacji sprzed kilkunastu lat, co jednak byłoby odtwórcze i pociągnęłoby porównania do okresu współpracy z Riedlem. Ale na szczęście udanie pożenił stare z nowym.

Pozytywnym zaskoczeniem był udział w repertuarze nowych utworów - aż sześciu piosenek z ostatnich dwóch płyt zespołu, nagranych już z Maciejem Balcarem. I nie odbiegały one wiele od Riedlowskich klasyków (zwłaszcza "Partyzant" czy przebój "Do kołyski" - odśpiewany z publicznością, przy akompaniamencie instrumentów klawiszowych).

Nie zabrakło też zaskakujących aranżacji, choć znanych już z płyt "Akustycznie". W niektórych jedynym łącznikiem między oryginałem a akustyczną wersją był tekst. "Mała Aleja Róż" - pierwotnie podbita reggae'owym rytmem - tu snuła się powoli, napędzana miarowymi uderzeniami basu i szelestem perkusjonaliów. Podobną metamorfozę przeszedł "Wehikuł czasu" - też leniwiej się toczący, z klawiszami na pierwszym planie. Były i obowiązkowe utwory - "Autsajder", "Whisky" - których przeniesienie na akustyczną formułę nie wymagało modyfikacji, bo już takimi, "ogniskowymi" środkami je nagrywano.

Dżem w wersji akustycznej był klasą sam dla siebie. Precyzyjnymi, ale niepozbawionymi lekkości i improwizacji partiami błysnęli zwłaszcza gitarzyści Adam Otręba i Jerzy Styczyński. Ten ostatni, proponując na bis krótką improwizację instrumentalną, pokazał, jak wiele różnych i porywających dźwięków i emocji można wydobyć z samej gitary akustycznej.

Swoim koncertem bez prądu zespół niejako sam zgłosił akces do polskiego cyklu "MTV Unplugged" - widać przecież, że ma gotowy materiał do takiej rejestracji. Pewnie do niej jednak nie dojdzie, bo dla MTV Dżem jest zbyt nobliwy i za mało magnetyzujący radiowego słuchacza. Ale grupie nic z tego tytułu nie ubędzie. Sobotnim koncertem pokazała, że nic nie musi nikomu udowadniać.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto