Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dzięki tej reklamie miałem zarabiać

Oliwia Piotrowska
Oliwia Piotrowska
Daniel, 23-letni doradca finansowy, padł ofiarą oszustwa firmy Pier&Gio. Zarabiać miała za niego reklama nieistniejących produktów. W takiej sytuacji są tysiące osób w Polsce.

Kiedy po raz pierwszy spotkał się Pan z ofertą Pier&Gio?

W listopadzie ubiegłego roku. Na aucie reklamę miał mój znajomy, opowiadał o firmie, regularnie dostawał wpływy, był zadowolony. Jakiś czas zastanawiałem się, czy nie podpisać podobnej umowy. W końcu w kwietniu podjąłem decyzję. Najpierw pojechałem sprawdzić biuro, przykładową umowę. Warunki wydawały się w porządku, umowa skonstruowana porządnie.

Jak wyglądało biuro, sama umowa?

W umowie były wszystkie dane, podpis prezesa firmy. Nie była bardzo skomplikowana ani długa, zaledwie dwie strony. Wyglądała porządnie, była informacja o sposobie rozwiązania, o sytuacji rozwiązania firmy itp. Należało wpłacić 2666 zł kaucji, następnie przez miesiąc miałem otrzymywać wypłatę czynszu, 680 zł. Warunki nie były złe, miałem zrobić ponad 1000 km miesięcznie, co dla mnie nie jest trudne, bo jako doradca finansowy bardzo dużo jeżdżę, spotykam się z klientami. W razie wypadku auta czy awarii, umowę można było zawiesić nawet na trzy miesiące. W umowie była klauzula, że jeśli firma odstąpi od umowy ze mną, kaucja zostanie zwrócona.

A siedziba firmy?

Byłem w biurze na Ogarnej, też wydawało mi się w porządku. Były tam dwie pracownice biurowe, facet od przyklejania reklam, tłumacz i sam prezes firmy. Opalony, na oko 70-latek.

Jak minął pierwszy miesiąc?
Panowie nakleili mi reklamę. Raz w miesiącu miały być kontrole licznika, czystości samochodu i reklam. Dwa dni wcześniej zadzwonili, umówiliśmy się, spisali licznik. Dostałem wówczas czynsz za pół miesiąca. Pieniądze miałem dostawać w połowie każdego miesiąca. W czerwcu w siedzibie widziałem jeszcze karteczki, że wyjątkowo pieniądze będą wypłacone 16. Czekałem na telefon, ale nikt do mnie nie zadzwonił. 16 czerwca pojechałem na Ogarną.

I co zastał Pan na miejscu?

Kilka osób, biuro zamknięte, na drzwiach karteczka, że dziś nieczynne. Kolega zajrzał do środka, komputery stały na miejscu, biuro nie wyglądało na spakowane. Pogadaliśmy z ludźmi, pojechaliśmy do domu.

Niczego Pan nie podejrzewał? Szczerze mówiąc, miałem obawy, ze to przekręt. Ale nie spodziewałem się, że zwiną się tak szybko. Kiedy pojechałem do biura raz jeszcze, 19 czerwca, komputerów ani karteczki na drzwiach jużnie było. Sąsiadka biura powiedziała, że zwinęli się w nocy. Dużo ludzi na miejscu było zaniepokojnonych. Pojechałem do biura w Gdyni, ale tam również nie było nikogo. W Gdyni ochroniarz powiedział, że firmy PierGio szukają klienci z całej Polski.

Wściekł się Pan? Starałem się zachowac spokój, ale to nie było proste. Złożyłem zeznania. Policjanci powiedzieli mi, że pół komisariatu jeździ z tymi reklamami.

Nie zdziwiło Pana, że produktów, które Pan reklamuje, nie ma w sklepach?

Hmm, właściwie dopóki chodziło o wodę mineralną, to nie. W sklepach jest tyle wód. Dopero te perfumy, które mam na swoim aucie... Nie ma ich w sklepach, to mnie niepokoiło.

I co będzie dalej?

Nie mam pojęcia. Ludzie masowo zgłaszają się na policję, można zablokować konto tego oszusta. Chciałbym tylko, żeby on nie mógł położyć łapy na naszych pieniądzach.

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto