Przed meczem kibice dzielili się na dwie grupy. Połowa to huraoptymiści, którzy po 3:1 z Wisłą Kraków, oczekiwali takiego samego obrotu sprawy z Legią Warszawa. Drudzy studzili entuzjazm i podkreślali, że gdańszczanom jeszcze trochę brakuje do miana klasowego zespołu.
Ci pierwsi tryumfowali już po kilku minutach. Najpierw w 30. sekundzie, chwilę po rozpoczęciu meczu, po dokładnym podaniu Lukjanovsa, gola na 1:0 zdobył Paweł Nowak, który tylko dołożył nogę do zagrania wzdłuż bramki. Kibice przecierali oczy ze zdumienia, bo to druga taka sytuacja w odstępie kilku dni, z Wisłą w Krakowie Lechia strzeliła bramkę w 42. sekundzie.
Jednak to nie był koniec. Kilka minut później w polu karnym przepychał się Dawidowski i Astiz. Hiszpan powalił na ziemię doświadczonego piłkarza Lechii i sędzia pokazał na jedenasty metr. Rzut karny pewnie wykonał Wołąkiewicz. Przypomnijmy, że z Wisłą bramka również padła w 10. minucie.
Przez kolejne minuty Legia w ogóle nie istniała na boisku. Lechia grała bardzo dojrzale, bardzo rzadko pozwalając Wojskowym na kilka podań, nie mówiąc już o strzałach. Sytuacja zaczęła się zmieniać po pół godzinie gry, a w 32. minucie było już tylko 2:1. Prawym skrzydłem przedarł się Rzeźniczak, dośrodkował a niepilnowany w polu karnym Rybus bez problemu pokonał Kapsę, który stał jak wryty.
Przez całą pierwszą połowę trwała walka Tomasza Dawidowskiego z Inakim Astizem i Janem Muchą, po której zresztą dwaj pierwsi zobaczyli żółte kartoniki. Popularny Dawid był dziś ewidentnie "nabuzowany" i pewnie w drugiej połowie zarobiłby czerwoną kartkę, ale został w przerwie zmieniony. Z kolei Mucha pod koniec pierwszej odsłony kilkukrotnie prowokował kibiców, za co do końca meczu przy każdym kontakcie z piłką był wygwizdywany.
W drugiej połowie Lechia całkowicie straciła kontrolę nad meczem. Legioniści raz po raz atakowali bramkę Kapsy, a Biało-zieloni praktycznie ograniczyli się do obrony i wybijania piłek na oślep. Nikt już nie pamiętał drużyny, która tak doskonale radziła sobie w pierwszych trzydziestu minutach.
Konsekwencje takiej gry przyszły już w 54. minucie, gdy bezpośrednio z wolnego bramkę zdobył wiekowy już Tomasz Kiełbowicz. Fatalnie przy tym strzale zachował się Paweł Kapsa, który przepuścił piłkę pod ręką, a ta wtoczyła się do bramki.
Kolejne minuty to dalsza dominacja Legii i coraz gorsza gra Lechii, dość powiedzieć, że pierwszą ciekawą akcję piłkarze Kafarskiego przeprowadzili w 72. minucie. Niestety już pięć minut później zostali ostatecznie skarceni. Świetnie z rożnego zacentrował Iwański i Inaki Astiz trafił głową. Ten sam, który w pierwszej połowie mógł wylecieć z boiska za ciągłe faule na Dawidowskim, który jednak nie potrafił tego wykorzystać, pogrążył Lechię.
W ostatnich minutach obraz się nie zmienił, ale ostatnie słowo mogło należeć do Marcina Kaczmarka, który w ostatniej akcji meczu popisał się precyzyjnym i mocnym strzałem, ale zabrakło dosłownie milimetrów.
Lechii w tym meczu zabrakło przede wszystkim konsekwencji i uwagi, bo gdyby dowieźli dwubramkowe prowadzenie do przerwy, mecz powinien potoczyć się po ich myśli. Nie bez znaczenia były także błędy Kapsy i zadyszka, którą Biało-zieloni złapali po hura ataku w pierwszych dwóch kwadransach.
Wszystko o trójmiejskich zespołach w Ekstraklasie: **Zobacz jak grają Lechia i Arka!**
Wojciech Łobodziński, trener Arki Gdynia: Karny był ewidentny
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?