Elektryczne samochody są ponoć przyszłością motoryzacji i ratunkiem dla planety. U nas ich właściciele otrzymują zielone tablice rejestracyjne, ponieważ to dobrze kojarzy się z naturą, przyrodą i ekologią. Na dodatek można dostać kilkadziesiąt tysięcy złotych dopłaty do takiego zielonego zakupu, bezpłatny parking w centrum miasta (i to bez czasowego limitu) oraz możliwość bezkarnego śmigania po bus pasach. Ostatniego szczególnie zazdroszczą im właściciele aut hybrydowych, nawet tych ładowanych z gniazdka.
Przywileje te należą się właścicielom tych aut ze względu na to, że ponoć ich użytkowanie jest zdrowsze dla powietrza i mniej przyczynia się do ocieplenia klimatu. Osobiście wolałbym, aby te pojazdy miały tablice takie jak kiedyś: czarne z białymi literami. To bardziej odpowiadałoby istocie pochodzenia prądu elektrycznego, który jen napędza. Te bezspalinowe w Pomorskiem auta napędzane są czarnym węglem ze Śląska i brązowym z Bełchatowa czy Konina. Mieszkańcy tych miejsc płacą za to wielokrotnie przekroczonym stężeniem pyłów zawieszonych w powietrzu, czyli zdrowiem. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego dopłacamy do przeraźliwie drogich samochodów na najgorsze paliwo stałe?
Dlatego, że myślimy długofalowo. Niebawem - jak większość krajów cywilizacji zachodniej - zmienimy naszą energetykę na rzeczywiście bardziej zieloną i jest to plan wieloletni, którego konsekwencją ma być zdrowe powietrze i wolniejsze rozgrzewanie się planety Ziemia.
Skoro mamy być zdrowi dzięki temu, czym oddychamy, to może warto pochylić się nad tym, żebyśmy żyli zdrowi, bo jesteśmy tym, co jemy?
Absolutnie nie rozumiem, dlaczego nikt nie dotuje zdrowego jedzenia. Domagam się dopłat do żywności ekologicznej. Chcę, żeby zamiast lokalnej półki w markecie ze sztuczydłem od lokalnego przetwórcy żywności, pojawiła się Zdrowa Półka, dostępna cenowo dla każdego, który jest w stanie znieść smak naturalnego jedzenia.
Przy wielokrotnie mniejszej efektywności produkcji żywności BIO, trzeba dofinansowywać tych, co produkują autentyczne jedzenie. Dzisiaj żywność funkcjonalna, rzemieślnicza albo autentyczna jest droga, bo jakość nie daje rady konkurować z ilością. Co stoi na przeszkodzie, żeby równie hojnie, co producentów samochodów, wspierać producentów żywności? Nic, poza wolą polityczną. Udało się to we Francji, gdzie żywność z zielonym listkiem jest we wielkich marketach i to tylko o około 20% droższa. Niestety w Polsce na ekobazarkach 100% cenowej różnicy to mało. Zdrowe jedzenie jest tylko dla najbogatszych, gdyż mniej zamożnych na takowe nie stać i muszą konsumować przemysłowe paskudztwo, faszerowane chemią czy pestycydami.
Polacy kilogramami pochłaniają mięso nastrzykiwane wodą, hormonami wzrostu czy koagulantami. A tak być nie musi. Wystarczy, że politycy zrozumieją, że dotowanie żywności to nie tylko dopłaty do hektara, ale i do jakości tego, co w konsekwencji trafia na nasze talerze. To oszczędność na leczeniu, większy dobrostan społeczeństwa, dłuższe życie, mniej kolejek do lekarza. To nie jest niemożliwe, to się da zrobić - karmić naród pokarmem dostępnym, prawdziwym i uczciwym. Odwiedź swojego parlamentarzystę, wytłumacz mu, poproś o to, bo warto. Premierze, ministrze, pośle: zadbajcie o nasz naród i żywcie go po ludzku.

Kiermasz bożonarodzeniowy w Raciążku
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?