Festiwal Rytmu i Ognia 2010 w Gdyni [zdjęcia]

Tegoroczna edycja nie miała miejsca na orłowskiej plaży. Po raz pierwszy zorganizowano ją w centrum Gdyni, na Placu Grunwaldzkim. I była to chyba decyzja nietrafiona. Miejsca było mniej, widzom gorzej się siedziało, a organizatorzy często nie radzili sobie w kilku sytuacjach.

Czasem spod sceny nie było widać fragmentów występu, z powodu stojącego na niej nagłośnienia i oświetlenia. Jednak najwięcej festiwal stracił nie na widoczności, ale na klimacie. Morskie fale i ich szum, czy piasek pod stopami - to tylko niektóre z rzeczy, których nie da się zastąpić. Zadaszona scena na pewno tego nie zrekompensowała.

Jednak sam festiwal trzeba uznać za udany. Więcej było zarówno widzów, jak i gwiazd występujących na scenie. W przeciwieństwie do zeszłego roku, tym razem zupełnie zrezygnowano z wszelkich form tanecznych i skupiono się na koncertach, bębniarzach oraz pokazach fireshow. Dzięki temu każdego dnia można było podziwiać artystów ujarzmiających na scenie ogień.

Pierwszy dzień zaczął się od niemiłej niespodzianki, jaką było odwołanie koncertu laureatów zeszłorocznego konkursu bębniarskiego, czyli zespołu 7 Czakram Ziemi. Stało się to z powodu groźnego wypadku, który dotknął ich na autostradzie w czasie podróży do Trójmiasta. Na szczęście wyszli z tego bez większych obrażeń i wystąpili dzień później, w sobotę.

Tego dnia miała miejsce także scena otwarta fireshow. Po kilku występach ostatecznie wyróżnienie otrzymał Kamil "Cyrik" Balmas. Dzień zakończyło pięć pokazów fireshow, z których najwięcej owacji otrzymał zupełnie niespodziewany występ japońskiego artysty.

Drugi dzień zaczął się od przeniesionego z piątku koncertu 7 Czakramu Ziemi. Mimo okrojonego składu zespołu oraz pożyczonych instrumentów, zespól i tak był w stanie dać bardzo ciekawy i żywiołowy występ. Tego dnia miały miejsce również konkurs bębniarski oraz fireshow, zakończone zwycięstwami odpowiednio L'ombelico del Mondo z Kampinosu oraz Sirrion z Krakowa. Z koncertem wystąpił również niemiecki zespół Die G*Hör-Gang, grający mieszankę reggae, rocka i rapu.

Niedziela była ostatnim dniem festiwalu, przez co można było spodziewać się najlepszych smaczków na koniec. I chyba nikt nie poczuł się zawiedziony. Najpierw miał miejsce koncert białoruskiego duetu Gurzuf, a potem publiczność do czerwoności rozgrzały bębny i śpiew zespołu Marimba Mama. Licznie zgromadzeni mieli w głowie już tylko smaczki wieczoru, czyli występy największych gwiazd fireshow festiwalu.

Najpierw szybki i dynamiczny pokaz w orientalnym stylu zaprezentował Yuta Imamura z Japonii. Następnie wystąpili laureaci fireshow z zeszłego roku, czyli grupa KiVi Projekt. Ich występowi towarzyszyła bardzo bogata scenografia, a sam występ był pomysłowy i bardzo widowiskowy.

Jako przedostatni wystąpili Loop z Niemiec. Było to coś zupełnie innego niż wszystkie dotychczasowe pokazy. Ich dwudziestominutowy występ żywo czerpał z tematyki kabaretowej i nawet z cyrku. Był to występ bardzo szybki, wesoły i żywiołowy. Znalazło się tam miejsce nawet na fireshow tańczone do tanga, co całkowicie zauroczyło większość publiczności.

Festiwal zakończył się pokazem węgierskiego Magma Theater. Linda Farkas zaprezentowała na FROG’u niesamowity pokaz "Raysailors", łączący fireshow z wizualizacjami przygotowanymi przez jednego z najlepszych artystów węgierskich w tym fachu - Andora Merksza.

Generalnie, mimo pewnych niedociągnięć ze strony organizatorów, myślę, że śmiało można powiedzieć, iż od strony merytorycznej festiwal stał na naprawdę ciekawym i wysokim poziomie i każdy, kto przyszedł w trakcie minionego weekendu na Plac Grunwaldzki znalazł tam coś dla siebie. Pozostaje tylko czekać na przyszły rok i 6. edycję.

Zobacz też:

• Festiwal Rytmu i Ognia w Gdyni na zdjęciach