Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdańscy kochankowie, cz. III

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
Po raz kolejny, tropiąc ślady gdańskich kochanków, zwrócimy się ku starym legendom. Tym razem będzie to opowieść o miłości, wytrwałości i o tym, że nie koniecznie ważny jest intelekt.

Było to po prostu dawno. Tak dawno, że legenda nie precyzuje kiedy. Ona miała na imię Anna i była dzieckiem ubogich rodziców, bystrym i miłym. Gdyby urodziła się w bogatej rodzinie, to kto wie... Ale urodziła się u biedaków. On nazywał sie Jakub, a jego rodzice byli równie zamożni, co rodzice Anny. Od niej, oprócz płci, odróżniały go również predyspozycje intelektualne. Po prostu ich nie miał. Miał za to dobre serce. Byli sąsiadami, znali się i lubili odkąd zaczęli chodzić. Tworzyli elitarną, dwuosobową bandę, postrach przekupek i drobnych handlarzy, którym zawsze można było coś zwędzić. Anna wprawdzie takiej działalności nie pochwalała, ale namówiona przez Jakuba, niejednokrotnie brała udział w procederze, już to odwracając uwagę straganiarzy, już to przyjmując swój udział w zdobyczy.

Legenda umieszcza ich oboje nieco później w tej samej szkole, zapominając, że w czasach, które sugeruje, zorganizowaną edukacją objęci byli jedynie chłopcy. Ale nie po to się opowiada legendy, żeby się czepiać szczegółów, więc ten drobiazg pomińmy. Tak więc oboje siedzą w jednej ławie, w ciemnawej i zimnej izbie szkoły parafialnej, powiedzmy – mariackiej, gdzie dzieci ubogich otrzymują namiastki wykształcenia w specjalnych klasach dla tzw. pauperów.

Za brak postępów w nauce nie groziły wtedy wprawdzie kary tak surowe jak dzisiaj, kiedy inteligentni inaczej mogą stać się ofiarą pogrożenia palcem, lub wezwania rodziców, można było jednak dostać adekwatną do nieuctwa ilość rózg. W klasie dla pauperów wyrok wykonywał wyznaczony przez nauczyciela uczeń. Za uciążliwy i wielce nieprzyjemny obowiązek uczniów klas dla biedoty uważano to, że mieli oni obowiązek wykonywania podobnych wyroków na swoich kolegach z klas "płatnych". Nie jestem pewien, czy sami zobowiązani uznawali go za tak niemiły.

Wracajmy jednak do izby, w której starzejący się nauczyciel, coraz bardziej przygarbiony pod ciężarem dawnych planów i ambicji, których mu się nie udało spełnić, usiłuje mimo wszystko, wpoić powierzonej sobie młodzieży podstawy łaciny. Nie robi tego ze specjalnym zaangażowaniem, wśród swoich uczniów widzi bowiem tylko przyszłych żebraków. I to nie bez racji. Kiedy złapie któregoś z uczniów na nieuctwie, zgodnie z obowiązującymi zasadami, rózga idzie w ruch.

Jakuba nie jest tak trudno złapać na tym, że nie umie, nie rozumie, nie pojął lub nie zapamiętał. Jego głowy nie trzymają się przedziwne mądrości, których każą mu sie uczyć. Kiedy spoczywa na nim wzrok nauczyciela Jakub sztywnieje, wie bowiem jaki będzie dalszy ciąg. Nauczyciel zapyta o coś i nawet jeśli Jakub będzie wiedział o co tamten pyta, nawet jeśli odpowiedź zacznie dobrze, to zanim dojdzie do połowy w głowie poczuje zupełną pustkę. A potem będzie lanie. Ale obok siedzi Anna, która już nie raz uratowała go z podobnych opresji. Ileż to razy nauczyciel nie słyszał, lub nie chciał słyszeć, jak nie poruszając ustami szeptała prawidłowe odpowiedzi, które, o ile zdołał je poprawnie powtórzyć, ratowały skórę Jakuba od garbowania.

I tak mijały szkolne dni Anny i Jakuba. Kiedy legenda pokazuje nam ich ponownie, Jakub nie jest już od dawna małym chłopcem. Jest silny, wysoki i przystojny, a Anna pięknieje w oczach, z dnia na dzień stając się z dziewczynki młodą kobietą. Nie trudno sie domyśleć, że ta wieloletnia znajomość musi się w tych okolicznościach przekształcić w miłość wielką i czystą, jak taki dobrze wymyty słoń. Cóż trzeba więcej? Nic? Otóż pieniędzy! By móc poślubić kobietę nie wystarczyło kiedyś, jak to jest dzisiaj, osiągnąć określony wiek i nie być ubezwłasnowolnionym. Trzeba było dysponować majątkiem, który gwarantowałby byt przyszłej rodzinie. A tego Jakub, rzecz jasna nie miał. Szansą było morze. Nie jeden wrócił zeń z sakiewką tak pełną, że nie tylko mógł się ożenić, ale i kupić warsztat, albo kram. A słynny żeglarz Paweł Beneke kupił nawet dom – i to nie byle gdzie, tylko przy ulicy Świętego Ducha!

Jakub nie miał nadziei – on miał pewność, że na morzu, w dalekich rejsach, zdobędzie majątek, że wróci i poślubi swoją ukochaną. Ona była nieco bardziej sceptyczna, ale wobec braku innych pomysłów na rozwiązanie ich wspólnego problemu, przystała na plan Jakuba. Zegnali się długo i łzawo, kiedy w porcie na Motławie Jakub dostał posadę chłopca okrętowego na jednym ze statków wypływających nazajutrz w świat. On przysięgał, że wróci, ona, że będzie czekała, choćby i 30 lat. I te ostatnie słowa miały okazać się prorocze.

Statek odpłynął. Anna została w Gdańsku. Była odtąd służącą u zamożnych mieszczan. Najpierw myła podłogi i biegała z wiadrami po wodę, z czasem awansowała i mogła pomagać w kuchni. Tak minął rok, potem drugi, piąty i dziesiąty. Uroda Anny rozkwitła i zaczęła przemijać. Może i znalazłby się jakiś młodzieniec chętny do jej poślubienia, ale ona przysięgała przecież wierność Jakubowi. Jakie mogły być losy urodziwej służącej w domu gdańskiego kupca, czy bogatego rzemieślnika, jakie obowiązki musiała spełniać poza oficjalnymi, ze względu na romantyczny charakter legendy lepiej pominąć milczeniem.

Następną sceną w legendzie jest plac przed jednym z gdańskich kościołów. Pod kościelnym murem, w pewnej odległości od wejścia, które okupuje żebracza arystokracja, siedzi drobna staruszka, wyciągając w kierunku zmierzających na niedzielną mszę ludzi pustą, drewnianą miseczkę. Nie poznajecie jej? Nic dziwnego. Czas zabrał Annie urodę, zdrowie, a wraz z nim posadę u bogaczy. Jest teraz pensjonariuszką przytułku u św. Ducha, a na kawałek chleba zarabia właśnie tak, jak ją widzimy.

Tak - zarabia! Żebrak miał wówczas do spełnienia ważną społeczną rolę. W zamian za datki otrzymywane od ludzi zobowiązany był się za nich modlić. Całkiem poważnie odnoszono się do tego zadania, dlatego też, by uzyskać zezwolenie na żebranie, trzeba było się wykazać znajomością modlitw. Tak więc żebranina miała funkcję typowo usługową – była ułatwieniem dla zapracowanych rzemieślników, zawsze zajętych interesami kupców i wszystkich innych, którym na właściwą dawkę modlitwy nie starczało czasu.

Pewnego dnia przy kościele pojawia sie nowy nędzarz. Żebracy odpędzają go – nie należy do żebraczej korporacji i nie ma ołowianego znaczka uprawniającego do wykonywania zawodu. Robi się charakterystyczny dla żebraczych sporów harmider. Anna podnosi głowę by zobaczyć co też dzieje się kilka kroków od niej. Jej zmęczone oczy otwierają się szeroko, kiedy w odpędzanym starcu, sercem bardziej niż wzrokiem, poznaje... swojego dawnego ukochanego.

I tu czas na osobliwy happy end. Odtąd Jakub i Anna są już razem. Ona załatwia mu członkostwo w żebraczej braci, a kiedy dwa razy w roku muszą zdawać egzaminy ze znajomości modlitw i katechizmu, tak samo jak kiedyś w szkole, podpowiada mu, gdy on się zacina. Umierają też razem, w czasie którejś z epidemii. Ich smutną historię znają wszyscy w okolicy, kiedy więc powstaje portal nowego budynku przytułku św. Ducha przy Bramie Zamkowej, ozdobiony zostaje dwoma figurami żebraków – kobiety i mężczyzny. I to właśnie oni – Jakub i Anna – legendarni gdańscy kochankowie.

Czytaj też:

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto