Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdańsk Lotos Siesta Festival 2020. W tym roku w maseczkach, ale równie radosna. Zdjęcia

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Yami Aloela z zespołem
Yami Aloela z zespołem Materiały prasowe/ Gdańsk Lotos Siesta Festival
Pięknie państwo wyglądacie w swoich maskach - mówił do publiczności Gdańsk Lotos Siesta Festivalu Marcin Kydryński. - Musicie tańczyć - pandemia nie jest wytłumaczeniem, żeby tego nie robić - dodawał Yami Aloela, który w minioną sobotę wystąpił w Gdańsku dwukrotnie.

Nie było rozmów z artystami, podpisywania płyt, publiczność musiała mieć maseczki, przed wejściem na koncertową salę miały miejsce antycovidowe procedury a artyści musieli dawać z siebie znacznie więcej. Pedro Moutinho grał trzykrotnie Noce Fado,
podobnie jak Lura, Nancy Vieira, Elida Almeida i Teofilo Chantre, którzy dawali show w ramach Tribute to Cesaria Evora. Dwa razy jednego dnia koncertowali Yami, Joscho Stephan i kończący w niedzielę tę odsłonę Gdańsk Lotos Siesta Festivalu Miroca Paris.

- Publiczność kochająca gdański festiwal wykazała się wielką cierpliwością. Głód uczestnictwa w wydarzeniu kulturalnym, mimo że trudno zrozumieć dzisiejszą rzeczywistość, był ogromny

- mówi Maciej Farski, organizator.

Siestę zaczął w miniony wtorek Joscho Stephan z zespołem, spadkobierca mistrza gitarowego, cygańskiego jazzu, Django Reinhardta. Jeśli były przed występem jakieś obawy, że niemiecki jazzman nie pasuje do festiwalowego, "pieśniowego" klimatu, to swoim koncertem całkowicie je rozwiał. Absolutnie mistrzowska technika, szybkość Joscho Stephana nie były jedynie wirtuozerskim popisem. Każda nuta była po coś, pasowała, a całość niosła ze sobą energię znaną z koncertów rockowych (choć Joscho Stephan nie rozwalał gitar i nie tarzał się po scenie).

- Pandemia nie jest wymówką, żeby nie tańczyć - mówił z kolei do widzów Yami Aloela, angolańsko-portugalski multinstrumentalista i wokalista, poruszający się w bardzo szerokim, muzycznym spektrum (od fado, przez sambę, funk, etniczne brzmienia afrykańskie oraz kołysanki, które Yami napisał dla swojego synka oraz miłosną pieśń dla żony). I rzeczywiście, taniec na widowni Filharmonii Bałtyckiej na koncercie Yamiego był i nie można nazwać go nieśmiałym.
Yamiski, jak się przedstawił (tak na polską modłę "ochrzcił go Marcin Kydryński), obiecał, że do Gdańska jeszcze wróci. Dodał, że to on i jego zespół przywieźli do Polski ciepło i piękną pogodę z Lizbony, a schodząc zmęczony ze sceny wyjaśnił, że mają za kulisami schowaną... polską wódkę.

Noce Fado z mistrzem "portugalskiego bluesa", jak nazywany jest niekiedy ten tradycyjny, melancholijny, powstały w ubogich kwartałach portowej Lizbony gatunek muzyczny, na pewno nie zawiodły. Pedro Moutinho, dla którego gdańskie koncerty były pierwszymi po koronawirusowym lockdownie, czarował swoim lekko nosowym głosem. Sobotni, nieoczekiwany, duet z Lurą w sobotę wieczorem, wpisał się niepisany zwyczaj Gdańsk Lotos Siesta Festivalu, gdy artyści spotykający się przypadkowo w koncertowej sali, łączyli swoje siły na scenie.

Lura, wraz z Nancy Vieirą, Elidą Almeidą, nazwaną przez Marcina Kydryńskiego (dyrektora artystycznego festiwalu) dynamitem, z uwagi na jej energię, a także Teofilo Chantrem, doskonale wywiązali się z prestiżowego, ale i trudnego zadania, jakim było oddanie czci Cesarii Evorze, zmarłej w 2011 r., Bosonogiej Diwie. Tradycyjną fiestę w Parlamencie, kończącą Gdańsk Lotos Siesta Festival zarządził Miroca Paris i trzech towarzyszących mu muzyków.

Nie było może tak żarliwie, jak w latach ubiegłych, ale Miroca, który mimo młodego wieku grał chyba "ze wszystkimi" (m.in. z Madonną), pokazał, że tzw. muzyka szczęśliwa, wypełniająca imprezę, ma się dobrze. Z drugiej strony należy pamiętać, że niedzielne, wieczorne koncerty właściwie nie zakończyły Siesty. W listopadzie będzie jeszcze Richard Bona i to on będzie miał ostatnie słowo na dziesiątym, jubileuszowym festiwalu.

Zaznaczmy, koronawirus od początku negatywnie wpływał na tegoroczną odsłonę Gdańsk Lotos Siesta Festival. Najpierw przełożenie terminu z tradycyjnego, kwietniowego, na wrześniowy. Koncertów trzeba było zorganizować więcej, bo epidemiologiczne obostrzenia nakładały na organizatorów ograniczenie miejsc dla publiczności. W międzyczasie okazało się, że z uwagi na cięcia w transporcie lotniczym niektórzy artyści nie będą mogli dotrzeć do Gdańska.

- Udało nam się znaleźć zastępstwo, bo całe szczęście, nasz mały, kameralny festiwal ma dobrą opinię. W zeszłym roku Selma Uamusse (występowała w czasie Siesty w Parlamencie) powiedziała mi, że przed przyjazdem o Polsce nic nie wiedziała, natomiast same ciepłe słowa o naszym kraju i naszej imprezie przekazała m.in. Sara Tavares . I jej zdaniem, miała rację. Selma też też uważa, że u nas jest pięknie. Dla organizatora to najmilsze słowa - podkreśla Maciej Farski. - Jestem zadowolony, że dziesiąta edycja festiwalu się udała, choć była... wyjątkowa. Mam też nadzieję, że szczęśliwa, że oświadczenia bezpieczeństwa, które tak skrupulatnie zbieraliśmy przed każdym koncertem będą niepotrzebne, chyba że do przetworzenia na opakowania nowych płyt.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto