Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdańskie rocznice: I Wolne Miasto

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
202 lata temu francuski gubernator, Jean Rapp proklamował uroczyście Gdańsk Wolnym Miastem.

Mieszkańcy Gdańska czekali na Napoleona niczym jak niektórzy na Godota. W odróżnieniu od Godota jednak Napoleon przybył do Gdańska i to bynajmniej nie sam. Kilkuletnia przygoda gdańsko-francuska skutecznie wyleczyła Gdańszczan z profrancuskich i pronapoleońskich sympatii.

Nadzieja

Trwające od kilkunastu lat pruskie panowanie w Gdańsku to okres, który jego mieszkańcom wydawał się nieznośną niewolą. I rzeczywiście, w porównaniu z czasami przed 1793 r., kiedy to Gdańsk zażywał prawdziwie wolnomiejskiej wolności, początek pruskiej dominacji był zmianą dotkliwie odczuwalną. Spojrzenie na Hohenzollernów, jako na okupantów i agresorów już wkrótce miało ulec sporej korekcie.

W 1807 r., po dość długim oblężeniu, wojska pruskie skapitulowały przed dowodzoną przez Francuzów armią koalicji Napoleońskiej, w której zresztą znakomitą większość stanowili Polacy. W czasie oblężenia mieszkańcy Gdańska, pamiętający jeszcze okoliczności pruskiej aneksji sprzed zaledwie 14 lat, kibicowali szczerze stronie francuskiej. Nocami zaś, kiedy milkły działa, zajmować się mieli jakoby zbieraniem walających się po okolicy kul armatnich i sprzedawaniem ich obu stronom.

Stało się. Nadeszła tzw. "jutrzenka wolności". Napoleon witany był w Gdańsku jak zbawiciel. Po chwili euforii rozczarowania miały odtąd następować jedno po drugim. Pierwszymi rozczarowanymi byli Polacy, kiedy okazało się, że Gdańsk nie będzie częścią odrodzonej Polski, a stanie się tzw. "wolnym miastem". Była to tylko część rozczarowania, bowiem sama Polska, na którą liczyli, też nie powstała, ale to nieco inna historia. Gdańszczanie natomiast dostali to, czego oczekiwali. Napoleon oświadczył, że przywrócone zostaną wszelkie dobrodziejstwa, jakimi Gdańsk cieszył się przed pruską aneksją, a służyć temu miało utworzenie samodzielnego państwa gdańskiego. Na te deklaracje naiwni mieszkańcy Gdańska dali się oczywiście nabrać, bo któż nie wierzy, że może być tak, jak było dawniej, choć historia uczy, że nigdy się to jeszcze nie zdarzyło.

Początek rozczarowań

Zapewne nieco dziwnym musiał się wydawać fakt, że "Wolne Miasto Gdańsk" miało mieć francuskiego gubernatora. Co to za wolność, skoro jest obcy gubernator? Ale jest wojna, okres przejściowy, może gubernator będzie się zajmował sprawami wojskowymi, a Gdańsk będzie rozkwitał tak, jak to ongiś bywało? Nic bardziej błędnego. Napoleon uważał bowiem, że wojna powinna się samofinansować. Sporą rolę w finansowaniu swoich dalszych planów imperialnych przeznaczył Gdańskowi, którego niegdysiejsze, a jeszcze całkiem dobrze widoczne bogactwo, postanowił wykorzystać z całą, charakterystyczną dla siebie bezwzględnością. Całości kuriozalnej sytuacji dopełniał fakt nadania przez Napoleona marszałkowi Lefebvre i jego żonie Catherine Hubscher (znanej lepiej jako Madame Sans-Gêne) tytułu księcia i księżnej Gdańska.

Za "wolność" zapłacić miał Gdańsk Napoleonowi 20 milionów franków, z czego połowa dostarczona miała być w gotówce, a połowa w towarach. Suma była to ogromna, a zobowiązania wynikające z jej wypłaty ciążyły na Gdańsku jeszcze przez wiele lat, kiedy po ambitnym Korsykaninie i jego wielkich planach podboju pozostało już tylko wspomnienie.

Surrealizm całej sytuacji wynikał z faktu, że ogromna kontrybucja mogła być, i owszem, zapłacona, ale żeby płacić, trzeba zarabiać. Gdańsk liczył oczywiście na odbudowanie dawnych szlaków handlowych, na powrót do szczęśliwych czasów współpracy ze ś.p. Rzecząpospolitą, która to współpraca szybko i sprawnie przyniosłaby miastu odpowiednią ilość "milionów". Problem polegał jedynie na tym, że głównym odbiorcą towarów wysyłanych przez gdański port u progu XIX w. była Anglia. Na Anglię był natomiast Napoleon nieco obrażony, bowiem "naród sklepikarzy", jak go określał, nie rozumiał absolutnie, że jedynie pod berłem cesarza Francuzów, będzie mu tak dobrze, jak nigdy dotąd i nie chciał wpuścić na swoją wyspę żołnierzy pod francuskimi sztandarami. Uraza ta poskutkowała wydaniem gdańskiemu kupiectwu zakazu handlu z Anglią w ramach tzw. "blokady kontynentalnej", która miała skłonić nic nie rozumiejących Anglików do uległości.

Obłęd sytuacji zrozumieli mieszkańcy Gdańska bardzo szybko. Bardzo szybko też wyleczyli się z wszelkich ciepłych uczuć dla Francuzów, kiedy to ci ostatni zaczęli być przymusowymi gośćmi w gdańskich domach. Bardzo szybko okazało się, jakie były rzeczywiste plany złośliwego Korsykańczyka względem Gdańska. Gdańsk miał być francuską kolonią, twierdzą w połowie drogi do Rosji, miejscem, które za iluzoryczną "wolność" płacić miało w nieskończoność astronomiczne sumy, utrzymywać francuski garnizon, znosić wybryki pijanego żołdactwa, które zachowywało się jak każda zwycięska armia w każdym kraju podbitym. Ponadto miał Gdańsk nie handlować ze swoim głównym klientem, jakim była Anglia.

Francuska okupacja

Francuzi pod wodzą gubernatora Jeana Rappa traktowali miasto jak wojskowy obóz. Wojsko kwaterowało w prywatnych domach, kościołów używano jako lazaretów, stajni, warsztatów i magazynów. Ludzie biednieli z dnia na dzień, nękani przez poborców, nachodzących ich domy w celu wyduszenia pieniędzy na francuską kontrybucję. Handel wegetował, kwitł natomiast przemyt. Oficjalny zakaz handlu z Anglią był bowiem notorycznie łamany, a francuscy urzędnicy, z gubernatorem na czele, patrzyli na ów proceder przez palce, za co otrzymywali sowite "podarunki". W.F. Zerneke, wspominając ówczesną sytuację w roku 1843 pisze co następuje: "(...) Francuzi, zabrali najlepsze pokoje na kwatery, wypijali gospodarzowi wino i raczyli się smakołykami z jego kuchni. Na tym się jednak nie skończyło. Żądali milionów za milionami i każdy, kto nie chciał mieć u siebie komisji egzekucyjnej, musiał wrzucać swoje oszczędności do tej studni bez dna. Tak upadło wiele ładnych fortun, a te złe czasy podobały się tylko tym, którzy na wyścigi z Francuzami kradli, oszukiwali, lub uczestniczyli w interesach kaperskich."

"Wolność" Gdańska skończyła się wraz z załamaniem się francuskich planów ekspansji. Słynny dowódca rosyjski, generał Zima, nauczył Francuzów pokory wobec przestrzeni i klimatu matki Rusi. Francuski i "wolnomiejski" epizod w gdańskiej historii skończył się oblężeniem w 1813 r., w trakcie którego Gdańszczanie nie kibicowali już nikomu. Od tego czasu nauczyli się obserwować konflikty okolicznych potęg z boku, starając się unikać, na ile to było możliwe walca historii.

Bardzo dziwne jest to, że ciągle słyszy się wypowiadane z zachwytem mowy na cześć korsykańskiego karła, który gdzie jak gdzie, ale ani w Gdańsku, ani w Polsce, życzliwie wspominany być nie powinien. Fascynacja Napoleonem nie jest niczym innym jak, obserwowana co najmniej z niesmakiem, fascynacja niektórych innym nie zbyt wysokim wodzem. A że od czasu Napoleona minęło więcej lat? Cóż to za różnica?

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto