Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdańskie rocznice: Wizyta królowej

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
11 lutego 1646 r. i przez następnych kilka dni odbywały się w Gdańsku uroczystości, o których wspaniałości długo sobie jeszcze opowiadano.

Król Władysław IV, władca, którego wskazuje się zawsze, jeśli trzeba przywołać tzw. "morskie dzieje Rzeczypospolitej", nie miał szczęścia w życiu osobistym. Pierwsza jego żona, przedstawicielka domu Habsburgów, Cecylia Renata, umarła po zaledwie siedmiu latach małżeństwa, a oboje dzieci, które urodziła królowi, zmarło w dzieciństwie. Kiedy znowu otwarła się w ten sposób sprawa wyboru małżonki dla panującego, przypomniano sobie o konkurentce zmarłej królowej z czasów sprzed ożenku króla, mantuańskiej księżniczce Marii Ludwice Gonzaga de Nevers. Uzgodnienia zostały poczynione i, zgodnie z panującym wówczas obyczajem, do Fontainbleau we Francji pojechało polskie poselstwo by w imieniu króla zaślubić wybrankę. Rolę przedstawiciela pana młodego przyjął na siebie wojewoda Krzysztof Opaliński. Skoro już mowa o panu i pannie młodej, dodajmy, że Maria Ludwika miała wówczas 35, a Władysław IV 51 lat.

Maria czy Ludwika?

Królowa musiała zmienić kolejność imion, bowiem polscy katolicy uznali, że imię Maria zarezerwowane jest dla Matki Boskiej. Tak Maria stała się Ludwiką. Okazała się osobą bardzo stanowczą, postacią, która mocno odbiegała od standardów przewidzianych dla królowych. "Mieszała się" do spraw państwowych, co bardzo jej miano za złe. Wprowadziła do Polski liczne elementy francuskiej kultury i obyczajowości, co też jej miano za złe. Ubierała się w sposób, który szokował (zwłaszcza w kwestii głębokości dekoltu), co oczywiście miano jej za złe, jednak polskie elegantki szybko przejęły przywiezioną przez królową modę. Była żoną Władysława IV, a po jego śmierci jego brata, również króla polskiego, a do tego kardynała i wicekróla Portugalii, Jana II Kazimierza.

Z Gdańskiem związał królową mroźny dzień 11 stycznia 1646 r., kiedy to zatrzymała się nad Motławą w swojej długiej drodze z Francji do Polski. Witał ją na polskiej ziemi trzeci z królewskich braci, biskup Karol Ferdynand Waza. Spotkanie biskupa i królowej miało miejsce 10 lutego w Sopocie, skąd po ceremonialnych powitaniach, oba orszaki udały się do Oliwy, gdzie spędzono noc. Nazajutrz, w ostatnią niedzielę karnawału, Gdańsk czekał niecierpliwie na swoją królową, a ilość atrakcji jakie w związku z tym przygotowano, przekraczał wszystko, co widziano dotąd w Mieście.

W 8 godzin z Oliwy do Gdańska

Droga z Oliwy do Gdańska zajęła królewskiemu orszakowi jedyne 8 godzin, a, jak wspomniano wyżej, temperatura nie zachęcała do przejażdżek. Można sobie zatem łatwo wyobrazić o czym marzyła nie tylko królowa, ale i wszyscy towarzyszący jej ludzie. Od Bramy Wyżynnej też nie poszło zbyt szybko. Kilkusetmetrowa bowiem odległość między nią, a Bramą Zieloną, która przeznaczona została na mieszkanie królowej, zapełniona była tłumami gapiów, a co kawałek kareta wioząca zmarzniętą Ludwikę Marię, musiała przystawać, żeby ta z grzeczności mogła zachwycić się wspaniałymi dekoracjami i mini-występami, jakie mieszkańcy i władze Gdańska przygotowały dla uczenia przyjazdu swojej nowej królowej. Około piątej po południu udało się wreszcie dotrzeć do Zielonej Bramy, gdzie królowa – zgodnie z relacjami kronikarzy – tak szybko jak to było możliwe udała się na spoczynek. Długi i trudny do wytrzymania ze względu na temperaturę dzień 11 lutego miał bowiem być dopiero początkiem wielkiego festynu, jakim Gdańsk czcił dostojną wizytę.

Zielona Brama po raz pierwszy (i ostatni) w swojej historii doczekała się wykorzystania zgodnie z przeznaczeniem, bo jak powszechnie wiadomo, zbudowana została jako obiecany Kazimierzowi Jagiellończykowi pałac i królewska rezydencja. Relacje na temat wrażenia jakie zrobiła na królowej i jej dworze ta siedziba są sprzeczne. Niektórzy twierdzą, że goście widzieli w bramie "pałac", inni, że sama królowa nie wypowiedziała się na temat jakości, tymczasowego w końcu, lokum, dworzanie i służba natomiast narzekali na nie bardzo, w szczególności wykazując na nieznośne sąsiedztwo portu na Motławie. Nie pomylimy się jednak zapewne, jeśli przypuścimy, że wszelkie niezadowolenie i narzekania pojawiły się dopiero w kolejnych dniach wizyty. Po ośmiu godzinach jazdy w mroźnym, lutowym powietrzu, każdy cenił sobie zapewne to, że w bramie było ciepło i sucho.

Wielki festyn

Tak zaczął się trwający aż do 20 lutego pobyt Marii Ludwiki w Gdańsku. Dziewięciodniowa wizyta wypełniona była niezliczoną ilością atrakcji, w ramach których królowa musiała wysłuchać niezliczonych oracji, obejrzeć przedstawienia teatralne, zwiedzić co ciekawsze obiekty w Gdańsku (w tym zostać wystraszoną przez automat w kształcie żołnierza w Wielkiej Zbrojowni, który na powitanie królowej wypalił z muszkietu) i uczestniczyć w wielu innych rozrywkowych przedsięwzięciach, na których organizację gdańskie władze wydały niewyobrażalne sumy pieniędzy. Czy podobało się jej w Gdańsku? Pewnie tak i możliwe, że pobyt nad Motławą był dla niej prawdziwą rozrywką. Na pewno mógł być oderwaniem się od niewesołych myśli o dzikim kraju, z którego uciekł kiedyś w panice inny Francuz, Henryk Walezy, o utraconej na zawsze ojczyźnie, o niewidzianym nigdy podstarzałym i cierpiącym na podagrę królewskim małżonku... Do luksusu i wystawnego życia była przyzwyczajone. Ale może jednak powiozła z sobą do Warszawy miłe wspomnienie o tym, jak przyjęło ją miasto nad Bałtykiem.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto